Obrazowe sformułowanie, obecne w kilku językach Europy, mocno wyraża przekonanie mówiącego, że ważne jest tylko jego tu i teraz, jego satysfakcja z obecnego stylu życia. Stanowi wyraz skrajnego egocentryzmu, nieliczenia się z innymi, obojętności na los świata, nawet na jego potencjalną zagładę w bliskiej przyszłości.
Powiedzenie, istniejące w dwóch wersjach: Après moi le déluge i Après nous le déluge, przypisywane jest królowi Ludwikowi XV (wersja z ja) i markizie de Pompadour (wersja z my). Z tej pary domniemanych autorów bardziej do mojej wyobraźni przemawia postać Madame de Pompadour (1721–1764). Kim była Jeanne Antoinette Poisson, markiza de Pompadour, po mężu Jeanne Antoinette Le Normant d’Étiolles? Przeszła do historii jako metresa Ludwika XV (1710–1774). Jej współczesny wspomina z podziwem: „Nie było takiego mężczyzny, który nie chciałby mieć jej za kochankę, gdyby leżało to w jego mocy” (hrabia Dufort du Cheverny). Sporo metres, faworyt czy faworytów władców i władczyń zapisało się w dziejach Europy. Żyją nadal w masowej wyobraźni: uwiecznieni na portretach, jako postaci w dziełach literackich, jako bohaterowie filmowi.
Rola Mme de Pompadour na dworze wykraczała poza bycie partnerką seksualną monarchy; choć oficjalną kochanką króla była tylko przez kilka lat, ich przyjaźń przetrwała do jej śmierci. Była nie tylko piękna, podziwiana i pożądana. Otrzymała staranne wykształcenie, które umiała spożytkować jako mecenaska i promotorka nauki, sztuki, architektury, ogrodnictwa. Markiza organizowała życie towarzyskie i kulturalne dworu, wspierała działalność wielkich intelektualistów epoki: Woltera, Diderota, Monteskiusza. Dzięki niej powstała w Sèvres fabryka cenionej po dziś dzień porcelany. Można ją uznać za ważną postać Oświecenia: chętnie pozowała do portretów z książkami. Była też modową trendsetterką. Dobrze się czuła w środowisku dworskim. Pełna wersja łączonego z nią pełnego dezynwoltury i nonszalancji zdania brzmiała: Żyjmy hucznie i wesoło, a po nas [choćby] potop. Czyli: z rozmachem realizowany program życia zgodnie z zasadą: Carpe diem! Skrajny sybarytyzm i indywidualizm. Markiza mogła już znać nadal modne słowo: je-m’en-foutisme, wyrażające postawę: nie obchodzi mnie…
Piękna oświecona arystokratka zmarła, świat trwa.
Bezlitosna, gorączkowa, frenetyczna, agresywna, chaotyczna lub bezrefleksyjna i beztroska eksploatacja lasów prowadzi nieodwracalnie do poważnych, negatywnych zmian w środowisku naturalnym, do nadchodzącej nieuniknionej katastrofy klimatycznej. Jedną z jej form jest przyspieszone topnienie lodowców, co przełoży się na uwalnianie gigantycznych ilości wody, na podnoszenie się ich poziomu w morzach i oceanach, a tym samym zalewanie obszarów lądowych. Potop antropocenowy może oznaczać koniec świata, jaki znamy.
Biblijny potop „po nas” w dewizie pani de Pompadour jest metaforą zagłady, anihilacji świata. Donośnie wybrzmiewa w niej obojętność na to, co potem. Bo ważne jest zaspokajanie swoich bieżących potrzeb i kaprysów, za wszelką cenę. Niepohamowane niszczenie obszarów leśnych, części biosfery – nie tylko wyrąb drzew, ale drapieżna ingerencja w ekosystem leśny – zawsze uzasadniane potrzebami i dobrem człowieka, tego żyjącego w czasie teraźniejszym, przypomina postawę beztroskiej markizy. Wydaje się też wynikać z wiary w ludową mądrość powiedzenia: Nie było nas, był las. Nie będzie nas, będzie las. Nieuzasadnioną jednak – jak mówią znawcy – w zglobalizowanym świecie, który podporządkował sobie człowiek. Tu bowiem potop staje się realnym scenariuszem przyszłości „po nas”, końcem wojny toczonej z naturą.