Kluski w niedzielę, hucznie obchodzone imprezy rodzinne i życzliwi sąsiedzi w familokach, ale też ciężka praca w gospodarstwie i w kopalni, ciągły lęk o najbliższą osobę pracującą na dole i nie zawsze tyle samo wyjazdów, ile zjazdów. Wydane niedawno Pamiętniki kobiet z rodzin górniczych to fascynujący i różnorodny zbiór głosów rzadko dotąd obecnych w narracjach dotyczących przemysłu na Górnym Śląsku. O książce opowiada dr Monika Glosowitz z Wydziału Humanistycznego UŚ, pomysłodawczyni i redaktorka publikacji, a także kobieta z rodziny górniczej.
Pojechałaś do Hiszpanii, żeby wrócić do korzeni?
Podczas rocznego pobytu w Andaluzji w ramach stypendium Komisji Europejskiej trafiłam do Asturii – największego regionu górniczego w Hiszpanii, gdzie wygaszono kopalnie. Po powrocie do Polski zdecydowałam, że skorzystam z programu Erasmus+, żeby tam wrócić. Teraz myślę, że było mi to potrzebne, żeby połączyć kropki i móc się zająć badawczo tym, co mi najbliższe. Więź z Asturią okazała się silna: od tamtego czasu wracałam w te strony jeszcze kilka razy. Poznałam historię tamtejszej transformacji, czytałam o strajkach, pochodach związkowców, ich starciach z policją i wieloletnim procesie wygaszania górnictwa. Dzięki pobytom w Asturii zaczęłam inaczej patrzeć na swój region: w sposób zapośredniczony spojrzeniem na asturyjskie działania. Ujął mnie proces budowania dziedzictwa kulturowego wykształconego na górnictwie. Pamiętam czasy, kiedy o familokach w Czerwionce mówiło się jako o najgorszym typie mieszkań, i konfrontuję to z obecną narracją. Dziś już tak łatwo nie odrzucamy urobku industrializacji, bo coraz głośniej mówimy o tym, ile kosztowała zdrowia i żyć. Myślę, że potrzebny mi był proces prywatnego ukorzenienia się, żeby moje spojrzenie badawcze było mocniej osadzone, żebym była w tym odważniejsza. Może też po to, żeby moje tezy stały się bardziej zniuansowane.
W jakim punkcie jesteśmy w porównaniu z Hiszpanami, jeżeli chodzi o górnictwo i spuściznę po nim?
Hiszpańscy górnicy wynegocjowali dobre warunki dla tych z nich w wieku przedemerytalnym (przynajmniej tak wynika ze znanych mi historii rodzinnych), z unijnych dofinansowań zbudowali infrastrukturę drogową, kopalnie przekształcili w miejsca pamięci. My wciąż fedrujemy, ale równocześnie konsekwentnie i z coraz większym rozmachem dokumentujemy historię. Na pewno potrzeba nam jeszcze czasu na przeformułowanie opowieści tożsamościowej, którą mamy w tej chwili, a która jest pokłosiem procesów restrukturyzacyjnych lat 90. i pierwszej dekady XXI wieku. Dopiero zaczynam głębiej się w tym zanurzać i myślę, że mamy sporo do opowiedzenia. Kiedy wróciłam do Polski, zaangażowałam się w działania Rybnickiej Rady Kobiet, zostałam jej przewodniczącą, a prawie trzy lata później wraz z większością pań złożyłam wypowiedzenie z tej rady. W tym czasie skupiałyśmy się na podniesieniu jakości powietrza w Rybniku, który wówczas w rankingach zajmował pierwsze miejsca pod względem zanieczyszczenia. Czasem siedzieliśmy w domach z zamkniętymi oknami przez kilka dni, czekając na „okienko smogowe”, żeby móc przewietrzyć mieszkanie. Robiłyśmy bardzo różne rzeczy – spotkania, akcje informacyjne, lobbing. Starałyśmy się wymusić zmiany systemowe. Wielokrotnie wówczas oskarżano nas o to, że jesteśmy antygórnicze. Kiedy przygotowywałam różne materiały, zawsze pisałam na wstępie, że członkinie rady to córki, wnuczki, siostry i żony górników, że to nas ukształtowało. Wskazujemy natomiast bardzo konkretny problem, który trzeba rozwiązać, związany ze spalaniem węgla w kotłach niskiej jakości itd. Te dwie narracje były jednak odbierane jako rozłączne. Dla mnie to był impuls, że muszę spróbować je przemyśleć i połączyć. Skręciłam na nowo w stronę tego, na czym znam się najlepiej, czyli literatury. Stąd wzięło się wyzwanie polegające na chęci znalezienia i wyłuskania głosów kobiet z rodzin górniczych. Kiedy byłam w radzie, miałam wrażenie, że próbuje się je wyciszać, wymazywać. Widać zresztą bardzo wyraźnie, że brakuje nas w opowieści o tym, jak Rybnik sobie poradził ze smogiem.
Obecnie jestem zaangażowana w pracę zespołu tworzącego wniosek o dofinansowanie ze środków Funduszu na rzecz Sprawiedliwej Transformacji w moim mieście. Zbudowaliśmy plan szeroko zakrojonych działań, czekamy na wyniki. Mam poczucie, że powinniśmy wspólnie zastanowić się nad tym, jak poprawić warunki życia, bo właśnie to powinno być celem transformacji, a nie wypełnianie regulacji, które ktoś nam odgórnie narzuca.
Projekt rósł i dojrzewał, składał się z kilku etapów. Czy mogłabyś je opisać?
Pomysł pojawił się w połowie 2021 roku. To był szczególny moment: powoli wychodziliśmy z pandemii i mogliśmy wreszcie wyjść z domów. Na początku wymyśliłam klub literacki. Długo rozmawiałam na ten temat z włodarzami i Stowarzyszeniem „Ruch Rozwoju Gminy Czerwionka-Leszczyny”. Wspólnie wymyśliliśmy konkurs na pamiętniki kobiet z rodzin górniczych skierowany do mieszkanek gminy Czerwionka-Leszczyny. W ostatnim momencie wpadłam na to, żeby we wniosku dopisać warsztaty. Intuicja dobrze mi podpowiedziała, że najlepiej pracuje się z człowiekiem twarzą w twarz. Czas postpandemiczny temu sprzyjał: wszyscy mieliśmy ogromną potrzebę rozmowy. Nie wszystkie z pań, które brały udział w warsztatach, wysłały później swoje pamiętniki w odpowiedzi na ogłoszenie o naborze, ale otrzymaliśmy też prace „z zewnątrz”, od osób, które w warsztatach nie uczestniczyły. Etap ten zakończyliśmy w styczniu 2022 roku. Po warsztatach pozostał mi pomysł, żeby zagospodarować przedmioty, które panie ze sobą przynosiły, m.in. węgielki z KWK „Dębieńsko” w pamiątkowych, szklanych puzderkach, ale też portrety czy przepisy kulinarne. 8 września 2023 roku otworzyliśmy wystawę tych zbiorów w Czerwionce, później miała jeszcze swoją edycję w bibliotece w Knurowie, chcemy ją pokazać w Żorach, być może także w Rybniku i Suszcu. W międzyczasie udało mi się namówić Karolinę Jonderko, laureatkę World Press Photo 2021, żeby zrobiła serię portretów paniom, które zgłosiły się do nas w drugim etapie. Te zdjęcia trafiły do książki, podobnie jak część zeskanowanych archiwaliów. Kiedy trwała wystawa, realizowaliśmy już projekt współfinansowany ze środków Województwa Śląskiego, otwarty dla wszystkich jego mieszkanek pochodzących z rodzin górniczych lub pracujących w górnictwie. Ten etap został zamknięty 16 grudnia 2023 roku. Ukoronowaniem dwuipółletniego projektu jest książka, w której zebraliśmy opowieści, archiwalia i portrety.
Pamiętniki kobiet z rodzin górniczych to nie tylko zbiór tekstów, ale też archiwum etnograficzne. W książce znajdziemy opisy zwyczajów związanych z Bożym Ciałem czy Barbórką, typowych prac, jak szkubanie pierza, a także przepisy kulinarne, dokumenty i zdjęcia.
Myślę o tym jako o pierwszym etapie pracy badawczej i zbieraniu korpusu, którego nie znalazłam w muzeach czy w bazie monograficznej. Rozczytywałam się w literaturze, ale jest tego niewiele, choć ciągle dostaję sygnały o kolejnych książkach, zwykle wydawanych w niskich nakładach. Muszę wyjść w różnych kierunkach, co już po części zaczęłam robić – mówię tu o socjologii, etnografii, historii, zwłaszcza mówionej, ale też o kulturoznawstwie i językoznawstwie. Język śląski jest w tej książce bardzo obecny, a nie było czasu, możliwości i funduszy, żeby zmierzyć się z próbą wydania jej jako dwujęzycznej, ujednolicić zapis. W dalszych badaniach potrzebne mi będą narzędzia interdyscyplinarne, a nawet transdyscyplinarne. Myślę o refleksji naukowej związanej z tym projektem także w wymiarze transnarodowym, bo pojawia się tam Hiszpania, a Amerykanki, Bośniaczki czy Greczynki również zajęły się tematem nieobecności i wymazywania kobiet z rodzin górniczych. To jest materiał dla całego zespołu albo nawet dla wielu zespołów. Książka jest łatwo dostępna, staram się ją zamieszczać, gdzie mogę, i daję dostęp do pliku wszystkim, którzy się do nas w tej sprawie odzywają. Nie mam jeszcze klarownej linii opowieści badawczej, bo trzeba się zastanowić nad segregacją wątków i wybrać te, które są dla mnie najważniejsze. Mam wrażenie, że to już jest materiał na projekt życia, a tak naprawdę dopiero teraz panie zaczynają zgłaszać się do mnie same. Dostaję wiadomości z całej Polski. Odzywają się potomkinie górników, żony górników i wdowy po górnikach, instytucje kultury, biblioteki.
W Pamiętnikach znajdujemy wiele form: od opowieści śląskich gospodyń o tym, jak wyglądało ich życie z mężem górnikiem, przez głosy naukowczyń, które dorastały w rodzinach górniczych, aż po poezję.
To zróżnicowanie mnie zaskoczyło. Dominuje linia wspomnieniowa, choć starałam się też dotrzeć do 20- i 30-letnich żon górników i zachęcić je do wzięcia udziału w projekcie. Pojawia się więc również narracja bardziej dziennikowa, zapisująca to, co jest tu i teraz. W trzecim etapie zgłosiła się autorka ze Studzionki pod Pawłowicami, która napisała króciutką opowiastkę. Jest to spojrzenie dziecka, które myśli o kopalni jako o mleczarni, bo jego tata przywozi do domu mleko, które chłopczyk je z płatkami – cudowna migawka. Dopiero po pewnym czasie dotarło do mnie, że w książce pojawia się też tren – pieśń żałobna pani Zdzisławy Holony, przejmujący tekst.
Kluczowym zadaniem było przekonanie pań, żeby przełamały się do pisania, bo ich głosy są istotne. Często ich pierwszą reakcją było: ale co ja bym miała napisać? Moja historia to nic ważnego. W momencie przygotowywania wystawy często mówiły też, że w domu nie mają niczego, co świadczyłoby o życiu kobiety z rodziny górniczej. Kiedy słyszałam to po raz kolejny, nie mogłam się powstrzymać od śmiechu, potem śmiałyśmy się już razem.
Pewne wątki w pamiętnikach przewijają się często, np. strach o bliskich czy koniec dawnego świata, z którego zniknęły krowy, lipy i stare podwórka. Pochodzisz z rodziny górniczej, chciałbym więc zapytać, na ile w tych pamiętnikach dostrzegasz samą siebie?
To ciekawe: okazało się, że ja się w tych opowieściach o lęku nie odnajduję, ale jest we mnie ogromna nostalgia za nieistniejącym światem. Myślę, że dzięki temu jednocześnie byłam „swoja”, ale nie próbowałam narzucać własnej narracji – nie ingerowałam, nie miałam żadnych roszczeń czy oczekiwań. Nie ode mnie wychodziły formy, słowa i selekcja wspomnień. To było zdrowe, bo projekt mógł się rozwijać i toczyć swoim torem. Od początku marzyłam, że powstanie książka, ale nie myślałam, że uda się zrobić tak dużo w tak szybkim tempie.
A propos rozwoju: liczba osób zaangażowanych w projekt stale rośnie. Czy mogłabyś wymienić przynajmniej część z nich?
Na pewno Artur Sola, radny w Czerwionce-Leszczynach i Michał Stokłosa, członkowie zarządu Stowarzyszenia „Ruch Rozwoju Gminy Czerwionka-Leszczyny”, a także burmistrz miasta Wiesław Janiszewski, który bardzo zaangażował się w ten projekt. Niesamowite dla mnie były jego opowieści o zamknięciu kopalni, z których zaczęły we mnie rodzić się różne pytania badawcze. Noszę je wciąż w sobie, dlatego, że ta historia w zasadzie w ogóle nie jest opowiedziana. Ważną rolę odegrał pan Krystian Wyleżoł, rektor Uniwersytetu Trzeciego Wieku w Czerwionce-Leszczynach, gdzie to wszystko się zaczęło. Na uroczystości zakończenia roku akademickiego przemówiłam do seniorów ze sceny, jeszcze nie do końca wiedząc, czego od nich chcę, ale zarysowując opowieść o tym projekcie. Część seniorek pojawiła się na warsztatach i towarzyszy mi do dziś na spotkaniach. Pani prof. Elżbieta Górnikowska-Zwolak, autorka książki Szkic do portretu Ślązaczki, która wymaga wznowienia, bo jej znaczenie jest fundamentalne. W międzyczasie zaczęłam czytać teksty dr Jolanty Klimczak i odkryłam dopiero ogromną spuściznę badań pani prof. Kazimiery Wódz: to moje „matronaty badawcze”. Dr Małgorzata Tkacz-Janik, która popularyzowała ten projekt, ale też udostępniła mi różne kontakty. No i panie – to one sprawiają, że ten projekt się rozrasta. Przedwczoraj jedna z nich spotkała w Biedronce znajomą, która opowiedziała jej o ciężkiej pracy kobiet w kopalni Szczygłowice w latach 40. i 50. XX wieku – na dole, na przodku, na ścianie. Były to głównie wdowy i samotne matki. Na zasadzie pączkowania otwierają się kolejne źródła – dzięki wszystkim osobom, które weszły w ten projekt lub z nim sympatyzują, bo jest dla nich ważny.
We wstępie piszesz, że projekt traktujesz „jak pierwszy rozdział pisania auto/biografii zbiorowej kobiet z rodzin górniczych Górnego Śląska”. Jakie będą następne rozdziały?
Chciałabym, żeby ukazał się kolejny tom pamiętników, chciałabym też je opracować. W odpowiedzi na programy, w których miałyśmy okazję opowiadać o projekcie, dostaję e-maile, wiadomości i telefony. Mam już listę pań, z którymi się umawiam na rozmowy. Myślę, że tym razem pozbieram te opowieści w postaci historii mówionych, ale nieśmiało też przymierzamy się do drugiej edycji konkursu. Drugie skrzydło, które się rodzi, ma już charakter stricte badawczy. Stworzył się trzon artystek i naukowczyń z różnych dziedzin: dr Agnieszka Lniak, która zajmuje się dźwiękiem, Karolina Jonderko, autorka portretów, a także dr Karolina Pospiszil-Hofmańska, członkini Rady Języka Śląskiego, która od wielu lat zajmuje się literaturą górnośląską. Najbliższym etapem jest dla mnie tekst o kobietach w górnictwie. To jest rzecz do zrobienia na już, bo zebrałam nie tylko historie pracujących na kopalni kobiet, ale we współpracy z Zabytkową Kopalnią Ignacy w Niewiadomiu zgromadziliśmy już całkiem pokaźną bazę zdjęć górniczek.
Bardzo dziękuję za rozmowę.