...Tak mi boleśnie, żem odszedł bez echa,
A jednak lepiej, że żadnym wspomnieniem
Twych jasnych marzeń spokoju nie skłócę,
Bo tobie jutrznia życia się uśmiecha,
A ja z gasnącym żegnam się promieniem
I w ciemność idę, i już nie powrócę.
(Adam Asnyk)
Maciej Chowaniok był niezwykłym człowiekiem. W mojej pamięci zostawił ślad na zawsze, jego obraz wciąż mam przed oczami... Poznałam go, kiedy rozpoczęłam studia na Uniwersytecie Narodowym w Kirgistanie, na kierunku filologia polska. Było to pierwszego dnia moich zajęć. Jak zawsze w nowej sytuacji towarzyszyło mi małe poddenerwowanie i podekscytowanie. Najbardziej przerażał mnie fakt, że nie miałam pojęcia, jacy są Polacy, ani jak wyglądają, nie mówiąc, że nigdy wcześniej nie miałam do czynienia z językiem polskim. Wprawdzie wcześniej znałam już nieco historię Polski i często też sięgałam po książki polskich pisarzy i poetów, niestety, były to wyłącznie rosyjskojęzyczne tłumaczenia.
Stojąc przed salą, zastanawiałam się, kim będzie prowadzący, ciekawiło mnie, jak wygląda, jak prowadzi zajęcia, czy jest wymagający. Zauważyłam na korytarzu fajnego chłopaka, kierującego się w stronę sali… Pomyślałam, że to mój nowy kolega z grupy, powiedziałam: „Cześć! A wykładowcy jeszcze nie ma!”. Nowo napotkany grzecznie odpowiedział powitaniem i dodał: „To ja jestem wykładowcą”. Pan Maciej już na pierwszej lekcji zaczął mówić po polsku. Siedziałam jak na tureckim kazaniu, zupełnie nie rozumiałam, o czym mówi. Napisał coś na tablicy i poprosił, żebyśmy to przeczytali. Ja milczałam, bo nie miałam pojęcia, jak przeczytać te dziwne litery. Pan Maciek popatrzył na zdziwioną grupę i zaczął się śmiać, a każdy z nas śmiał się razem z nim. W związku z naszym „osłupieniem” Pan Maciej przyjął inną strategię nauczania, a dokładnie identyczną jak się uczy dzieciaki w pierwszej klasie podstawówki, tyle że zamiast obrazków z rysunkami pokazywał nam obiekty zgromadzone w sali i kilkakrotnie je nazywał. W połowie zajęć przerwał i żartobliwie zwrócił się do nas: „Dlaczego siedzicie jak buki (rosyjskie powiedzenie ludowe)? Weroniko! Wstań i zrób herbatę, wszystko jest w szafce”. Od tej pory herbat …Tak mi boleśnie, żem odszedł bez echa, A jednak lepiej, że żadnym wspomnieniem Twych jasnych marzeń spokoju nie skłócę, Bo tobie jutrznia życia się uśmiecha, A ja z gasnącym żegnam się promieniem I w ciemność idę, i już nie powrócę. ka na lekcji u Pana Maćka stała się tradycją. Poza tym zawsze miał przy sobie jakieś słodycze. Sam był wielkim łakomczuchem i chętnie nas częstował. Pan Maciej często zapraszał nas do kina lub do teatru. Uczył nas kochać sztukę i kulturę. Miał pogodne usposobienie, lubił żartować. Starał się być zarówno naszym przyjacielem, jak i nauczycielem, nigdy się nie wywyższał. Wszyscy byliśmy pod wrażeniem jego rozległej wiedzy.
Na każde zajęcia z Panem Maćkiem szłam z uśmiechem na twarzy. Jego lekcje były ciekawe, a dodatkowo prowadzący był bardzo cierpliwy, wiele razy kazał nam powtarzać trudne do wymówienia słowo, do skutku. Nie kazał nam się uczyć alfabetu na pamięć, po prostu powiedział, że przyjdzie to z czasem. Na drugiej lekcji każdy z nas dostał kartkę z nazwami polskich miast i krótkimi dialogami. Naszym zadaniem było czytanie ze zrozumieniem, a w domu mieliśmy się nauczyć nowych słówek. Zabawne było to, ile trudności sprawiły mi: „Szczecin” i „Zamość”. Te wszystkie przy-, prze-, ś, ć, ę, ą – to było gorsze niż nauka francuskiego. Wtedy Pan Maciej powiedział: „Weroniko, mam nadzieję, że jak będziesz w Polsce, to odwiedzisz te miasta, a kupienie biletu do nich nie sprawi ci trudności”. Maciej Chowaniok zaraził nas miłością do języka polskiego i sprawił, że studia były nie tylko obowiązkiem, ale naszą pasją.
Pan Maciej był zawsze optymistycznie nastawiony do życia. Zawsze pomagał potrzebującym, miał otwarte serce na innych, chyba uważał, że może zmienić świat na lepsze. Mimo tego że był zaangażowany w wiele spraw, często poświęcał swój czas dla innych, chętnie po zajęciach odpowiadał na setki pytań. Czuł się odpowiedzialny za nas. Jeśli kogoś nie było na zajęciach, zawsze dzwonił i pytał, czy wszystko w porządku.
W nocy z niedzieli na poniedziałek 17 listopada 2008 r. Maciej Chowaniok został zamordowany. Dla mnie to osobista strata. Byłam do niego bardzo przywiązana i poczułam, że jego śmierć zabrała też część mnie. Nie dopuszczałam do siebie myśli, że to się stało naprawdę.
Teraz jestem w Polsce, w ojczyźnie Pana Macieja. Poznaję miejsca, które tak bardzo kochał i o których mówił z tak wielką dumą. Jego marzeniem było pokazanie nam kraju, w którym się urodził. Przypominam sobie Jego opowieści o Polsce i to właśnie On jest moim przewodnikiem. Pan Maciek pokazał mi pomnik Powstańców Śląskich, klęczał przy mnie, gdy modliłam się w katedrze Chrystusa Króla, zabrał mnie na Wawel.
Staram się naśladować Pana Maćka. Chcę okazywać ludziom tyle serdeczności i ciepła, ile On okazywał. Chcę być dobrym człowiekiem i zarażać innych moimi pasjami. Dużą przyjemność sprawiło mi spotkanie z rodzicami Pana Macieja. Teraz już wiem, że tej dobroci i wyrozumiałości Maciej nauczył się w rodzinnym domu. Jego rodzice są przemiłymi ludźmi, a spotkanie z nimi było dla mnie bardzo pozytywnym doświadczeniem i mam nadzieję, że jeszcze kiedyś będziemy mieli okazję je powtórzyć.
Veronika Korobkina
Autorka obecnie jest studentką trzeciego roku
filologii polskiej na Uniwersytecie Narodowym
w Biszkeku (w Kirgistanie).