Półki w księgarniach i bibliotekach uginają się od książek poświęconych problematyce integracji europejskiej. Większość szkół, zarówno podstawowych, jak i średnich organizuje zajęcia, mające przybliżyć uczniom ten temat. Jak grzyby po deszczu powstają szkolne kluby europejskie. Mimo to wiedza nastolatków o Unii wciąż jest znikoma. Młodzi ludzie przyznają to otwarcie, twierdząc, że większość nauczycieli nie potrafi zainteresować ich tematyką integracji, a przekazywana w szkole wiedza z tej dziedziny jest niepraktyczna i przez to mało przydatna.
Problematyka związana z integracją europejską jest coraz częściej obecna w programach nauczania polskich szkół. Elementy wiedzy z tego zakresu pojawiają się na lekcjach wychowania obywatelskiego, historii czy geografii, wiele szkół decyduje się także na organizowanie specjalnych zajęć, poświęconych wyłącznie krajom i instytucjom "Piętnastki". W założeniu autorów tego typu spotkań - mają one kształtować w młodych ludziach europejską świadomość oraz, co najważniejsze, służyć zdobywaniu podstawowej wiedzy merytorycznej dotyczącej Unii. Wiedzy, która w dobie integracji staje się niezbędna. Problem w tym, że ten sposób szkolenia przynosi raczej mierne rezultaty a większość nastolatków w dalszym ciągu nie wie ile państw liczy Unia i jaką tak naprawdę pełni rolę. Mało kogo interesują bowiem wywody nauczycieli na temat dziejów Europejskiej Wspólnoty Węgla i Stali, przepisów traktatu z Maastricht oraz kompetencji i trybu pracy Rady Europy. Tym bardziej, że większość pedagogów, zajmujących się edukacją europejską młodzieży, sama o Unii wie tyle, ile zdążyła przeczytać w jednym czy dwóch podręcznikach. Lekcje przypominają więc często dywagacje matematyka na temat twórczości Norwida - są odtwórcze, nierzetelne i, co za tym idzie, mało interesujące. Nauczycielom brakuje wiedzy, przede wszystkim jednak nie mają dobrego pomysłu na zajęcia o Unii Europejskiej. Rozumieją wprawdzie konieczność chwili i próbują sprostać oczekiwaniom młodzieży, ale próby te są zwykle nieudolnie i najczęściej kończą się fiaskiem. Tymczasem, jak wynika z badań opinii publicznej, młodzi ludzie chcą chłonąć wiedzę o integracji. Oczekują jednak od swoich pedagogów wiedzy potrzebnej i przystępnej, a nie liczb, suchych faktów i teoretycznych dywagacji. Oczekują dyskusji na temat własnych wątpliwości, obaw, oczekiwań, a nie odczytów żywcem wyjętych ze szkolnych podręczników. Sposobem na dobrą, bo skuteczną edukację europejską nie może być otwieranie kajetu i czytanie skrzętnie wynotowanych w nim informacji, choćby były one nie wiadomo jak ważne. Taki sposób prowadzenia lekcji sprawdza się jedynie w trzech przypadkach: gdy uczniowie boją się swojego nauczyciela, gdy temat jest skrajnie nudny oraz gdy młodzież czeka wyjątkowo trudny test wymagający opanowania dużej liczby szczegółów. W przypadku kształcenia europejskiego ważne jest, by uczniowie nie nudzili się na zajęciach, nie bali się ich i nie uczyli tylko po to, by zaliczyć klasówkę. Wiedza z zakresu integracji zasadniczo różni się przecież od wiedzy matematycznej, chemicznej czy fizycznej - jest przydatna nie tylko na klasówce czy egzaminie, ale przede wszystkim w życiu - choćby po to, by odnaleźć się we współczesnej rzeczywistości, radzić sobie na rynku pracy, znać swoje możliwości, prawa, perspektywy. Reforma systemu edukacji, która miała zagwarantować odejście od szkolnego grzechu głównego, polegającego na przekazywaniu wiedzy encyklopedycznej, paradoksalnie, ominęła lekcje i nauczycieli parających się kształceniem europejskim, a zatem tą dziedziną, w której stawianie na wiedzę encyklopedyczną jest złem porównywalnym do prowadzenia zajęć z biologii bez użycia mikroskopu. Z czego to wynika? Może z tego, że w szkołach wciąż brakuje osobnego przedmiotu, w ramach którego można by prowadzić kształcenie europejskie. Może z chaosu w programach nauczania zupełnie niedostosowanych do wyzwań, jakie stawia współczesność. A może z faktu, że reforma, wbrew zapowiedziom, nie doprowadziła do głębszych zmian w systemie edukacji przyszłych nauczycieli, którzy dalej oczekują od uczniów raczej "wkuwania" niż myślenia.
Czy świadectwo wydane przez polską szkołę będzie obowiązywać w Unii Europejskiej? Czy studiując na polskiej uczelni można starać się o przyznanie zagranicznego stypendium? Jakie zawody cieszą się największym zainteresowaniem w krajach "Piętnastki"? - polscy uczniowie na zajęciach z edukacji europejskiej chcieliby poznać odpowiedzi przede wszystkim na tego rodzaju pytania. Pytania, które dotyczą istoty procesu integracji europejskiej i które są efektem rzeczywistych rozmyślań o szansach i zagrożeniach wejścia Polski do Unii.
- Na euroedukację poświęca się w szkołach zdecydowanie za mało czasu. W ciągu czterech lat nauki uczestniczyłem zaledwie w jednych tego rodzaju zajęciach i to wcale nie z powodu braku zainteresowania tematyką integracji, ale dlatego, że w mojej szkole lekcji o Unii po prostu nie było - mówi Przemysław Ruta, dziś student politologii i prawa na Uniwersytecie Śląskim, do niedawna uczeń jednego z elitarnych ogólniaków. - Kiedy samorząd szkolny mojego liceum przeprowadził ankietę na temat potrzeb edukacyjnych uczniów, większość wskazała w niej na konieczność zorganizowania cyklu debat poświęconych tematyce unijnej. Młodzież domagała się zaproszenia specjalistów z Komitetu Integracji Europejskiej, dyplomatów, parlamentarzystów. Szkoła nie stanęła jednak na wysokości zadania i nie zadbała o przygotowanie takich spotkań. W zamian nauczyciel wiedzy o społeczeństwie zlecił któremuś z uczniów napisanie referatu o instytucjach Unii. Na tym zakończyła się moja szkolna edukacja europejska - dodaje Ruta.
Zdaniem Andrzeja Biernackiego, dyrektora V Liceum Ogólnokształcącego w Sosnowcu - szkoły, która ma ambicje bycia placówką o profilu unijnym, dobra euroedukacja młodzieży musi mieć wymiar praktyczny, a to oznacza, że nie może ograniczać się wyłącznie do organizowania lekcji i debat o Unii Europejskiej. Według niego jedną ze skuteczniejszych metod prowadzenia kształcenia europejskiego są wymiany młodzieżowe pomiędzy szkołami z Polski i krajów "Piętnastki".
- Od dłuższego czasu kierowana przeze mnie szkoła uczestniczy w programie Comenius, który umożliwia uczniom wyjazdy do państw Unii. Nawiązaliśmy także współpracę z liceum w Quickborn koło Hamburga i wspólnie, od przeszło dziewięciu lat, organizujemy wymiany uczniów. Kontakty ze szkołą wypracowaliśmy sami. Duża w tym zasługa nauczycieli i rodziców naszych uczniów. Obecnie współpraca z sąsiadami zza zachodniej granicy układa się znakomicie. Młodzież jest zadowolona z wyjazdów i nigdy nie brakuje chętnych do odwiedzenia Niemiec. Dzięki tego typu inicjatywom uczniowie mają szansę poznać kulturę krajów Unii, nawiązać nowe znajomości, zapoznać się z zasadami funkcjonowania zachodniego systemu kształcenia. Te doświadczenia stanowią znakomity grunt pod szkolną euroedukację, w ramach której przekazujemy młodym ludziom wiedzę dotyczącą instytucji europejskich, historii integracji czy prawa wspólnotowego - informuje dyrektor Biernacki, podkreślając, że organizowanie wymian z krajami Unii ma jeszcze jeden, nie mniej ważny cel - W świadomości wielu młodych Europejczyków wciąż pokutuje stereotyp Polski jako zacofanego kraju zza żelaznej kurtyny. Chcemy to zmieniać. Dlatego tak ważna jest właściwa edukacja uczniów, zarówno naszych, którzy już wkrótce staną się częścią europejskiej wspólnoty młodzieży, jak i niemieckich, którzy muszą wreszcie zrozumieć, iż Polska ma swoje ważne, dostrzegalne miejsce wśród państw i narodów jednoczącej się Europy.
Krzysztrof Kacuga, wiceprezes i trener warszawskiej fundacji "Edukacja dla Demokracji" zajmuje się organizowaniem szkoleń dla nauczycieli prowadzących zajęcia z zakresu kształcenia europejskiego. W jego opinii młodzież chce wiedzieć o Unii jak najwięcej, zdaje sobie bowiem sprawę, że ta wiedza będzie w przyszłości procentować.
- Staramy się wyjaśniać nauczycielom na czym polega istota procesu uczenia o Unii Europejskiej. Zachęcamy ich do współpracy z samorządami szkolnymi, wybierania tematów zajęć w porozumieniu z uczniami. W ten sposób nauczyciel wie czego oczekuje od niego młodzież i łatwiej mu tym oczekiwaniom sprostać - tłumaczy Kacuga. Organizowane przez fundację kursy, które finansowane są ze środków PHARE, obejmują przede wszystkim szkolenie z zakresu historii i współczesności Unii oraz wiedzy o programach pomocowych i systemie edukacyjnym "Piętnastki". - W pracy z nauczycielami wykorzystujemy tzw. metody i techniki aktywizujące. Dyskusje, ćwiczenia w grupach, symulacje, gry, prace plastyczne - to wszystko służy lepszemu przekazywaniu wiedzy i urozmaicaniu zajęć. Stosując techniki aktywizujące, nauczyciele przygotowują ponadto własne pomoce dydaktyczne i scenariusze zajęć o Unii Europejskiej, tak by nie były one szablonowe i przyciągały uwagę młodych ludzi. Oczekujemy, że takie metody pracy zostaną przez uczestników kursu wykorzystane także podczas prowadzenia lekcji dla młodzieży - mówi Krzysztof Kacuga.
Zasady kształcenia europejskiego muszą się zmienić - co do tego nikt nie ma wątpliwości. Organizowanie szkoleń dla pedagogów zajmujących się tą problematyką jest tak naprawdę tylko kroplą w morzu potrzeb, jednym z elementów, bez którego reforma systemu edukacji europejskiej nie może się powieść, ale który sam rewolucji nie wywoła. W takich szkoleniach weźmie udział zaledwie kilka procent nauczycieli pracujących w miastach, gdzie działają trenerzy tej czy innej fundacji. Pozostali i tak pracować będą "po staremu". Aby nowy model edukacji europejskiej udało się wcielić w życie, potrzebny jest ogólnokrajowy, wielopłaszczyznowy program kształcenia i współpracy z nauczycielami, a nade wszystko dobra wola z ich strony i rzeczywiste zainteresowanie tematyką integracji, połączone z poszukiwaniem nowych form pracy z młodzieżą. Bez zrozumienia specyfiki kształcenia europejskiego, odmienności tej dziedziny edukacji, nie można oczekiwać sukcesu przekładającego się na uczniowską wiedzę o Unii Europejskiej. A przecież ten sukces jest niezbędny! Kiedy Polska stanie się członkiem wspólnoty europejskiej, dzisiejsi piętnasto- czy szesnastolatkowie zostaną nagle wyrwani ze swojego dotychczasowego środowiska i staną przed koniecznością odnalezienia się w nowej, niespecjalnie gościnnej rzeczywistości. Gdy wchodzi się po raz pierwszy do nieznanego lasu, dobrze mieć ze sobą przeczytany wcześniej przewodnik. Gdy staje się u progu otwartych na oścież drzwi Europy, dobrze wiedzieć, jak tej Europie stawić czoła.