Rozmowa z Bogdanem Kalusem, aktorem teatru Korez

Z Barbarą Blidą o nauce i nie tylko w Unii Europejskiej

Jak według pani poseł zmieni się sytuacja szkolnictwa wyższego i studentów po przystąpieniu Polski do Unii Europejskiej?

Barbara Blida: Na lepsze oczywiście pod tym względem, że młodzież będzie mogła studiować na każdej uczelni na takich samych prawach jak młodzież europejska. Dla absolwentów uczelni plusem będzie to, że nie będą już musieli nostryfikować dyplomów, chcąc zgodnie z wykształceniem i posiadanymi kwalifikacjami pracować w krajach Unii Europejskiej,

Ale czy nie dotyczy to tylko niektórych zawodów, np. lekarzy, prawników, farmaceutów? W innych zawodach, np. politologa, trzeba się chyba będzie w jakiś sposób nostryfikować, bo programy nauczania są na tyle różne...

Nie mam pewności, ale w tych zasadniczych zawodach, np. inżynier, lekarz, będzie też chyba chciało najwięcej osób pracować. Natomiast jeśli chodzi o minusy, to nie wiem, czy takie w ogóle istnieją, przynajmniej jeśli chodzi o szkolnictwo. Oczywiście, rozmawiamy tu cały czas ze świadomością, że trzeba mieć pieniądze, tak samo jak trzeba i dziś w Polsce, by studiować, bo trzeba gdzieś mieszkać, jeść itp. Są rzecz jasna stypendia, choć w ograniczonej ilości i adresowane do najlepszych.

Od paru lat widzimy, że zmniejsza się systematycznie wysokość stypendiów SOCRATES-ERASMUS dla studentów wyjeżdżających za granicę. Czy nie widzi w tym pani poseł jakiegoś niebezpieczeństwa, jakie to sprawia wrażenie w momencie, gdy już niedługo staniemy się pełnoprawnym członkiem Unii?

Podam przykład: byłam ostatnio we Włoszech i studenci polscy, którzy przyjeżdżali, dostawali 130 euro na miesiąc, podczas gdy ich czescy koledzy - 400 euro. Podobno przyczyną tego jest fakt, że polski rząd nie płacił składki na te stypendia przeznaczonej. Jeżeli poziom uposażenia zależy od naszej składki, to oczywiście trzeba się z tego wywiązać. Ale przyznam się, że trudno mi to komentować, bo nie wiem. czy to jest fakt. Postaram się uzyskać rzetelne dane na ten temat.

Fakt jest jednak taki, że Polacy dostają mniej niż studenci z innych krajów.

Może myślą, że jesteśmy zasobniejsi. Może być też tak, że jest jakaś pula tych środków; dajemy mniej ale korzysta z tego większa grupa studentów.

Czy Pani zdaniem polepszy się sytuacja nauki? Czy jesteśmy tu w stanic dogonić Unię? Gdzie widzi pani możliwości zainwestowania, czy będą to tylko projekty badawcze, czy też np. infrastruktura uczelni?

Myślę, że wszystko dziś w Polsce potrzebuje nakładów, zarówno infrastruktura, jak i badania. Na pewno nie będzie gorzej. Choć dziś nie jest też najlepiej ze szkolnictwem w Polsce, to w momencie wejścia do Unii mamy szansę, po pierwsze, skorzystania z pewnych środków europejskich, a z drugiej strony będziemy też musieli wyasygnować stosowne środki z budżetu państwa. Więc na pewno się nie pogorszy, a w dalszej perspektywie... Cóż. zawsze boję się powiedzieć, że na pewno się poprawi, bo nie obudzimy się nagle w innym, lepszym świecie. Trzeba pewnego czasu, zanim te wszystkie reguły przejmiemy albo będzie nas na to stać.

A czy wygospodarowanie większej ilości środków z budżetu na naukę i szkolnictwo jest w warunkach dzisiejszego kryzysu budżetowego możliwe? Czy mamy szansę, by podążyć śladem Finlandii lub Irlandii?

Sądzę, że dzisiaj w Polsce jest już wielka świadomość, że musimy mieć młodych ludzi wykształconych, bo od tego zależą ich szanse na rynku pracy, szansę na pracę zarówno atrakcyjną finansowo, jak i przynoszącą satysfakcję. Ta świadomość obecna jest zarówno w społeczeństwie, jak i w organach decyzyjnych, jakiekolwiek by one nie były, czy będzie rządzić lewica, czy prawica. Myślę więc, że nie będzie problemów, aby tych środków asygnować z budżetu z roku na rok coraz więcej. Możemy również liczyć na dodatkowe fundusze europejskie, możemy więc tylko zyskać.

Ja przekornie upatrywałabym szansy właśnie w tych funduszach europejskich, bo do tej pory i w rządzie Buzka, i Millera było po kilku profesorów i nie potrafią się znaleźć środki.

Tak, czasem najgorzej z tymi profesorami. Są widocznie zbyt... refleksyjni. Młodym profesorem jest Hausner. Upatruję w nim żywszego myślenia. Proszę jednak pamiętać, że dofinansowania potrzebuje wiele innych dziedzin równie ważnych np. zdrowie, wymiar sprawiedliwości. Żeby było można zwiększyć pulę pieniędzy z budżetu państwa i przeznaczyć je na rozwój ważnych dziedzin muszą zwiększyć się wpływy do budżetu. Te wpływy daje gospodarka. Jeżeli nie uruchomi się instrumentów pobudzających dla firm, te będą ograniczały produkcję, a więc nie będą płaciły podatków. W konsekwencji nie będzie czego dzielić.

A jakie by Pani poseł poleciła dzisiaj zawody i studia maturzystom?

Przestrzegałabym przed marketingiem, a ogólniej

Barbara Blida
przed wszystkimi modnymi kierunkami. Każdy powinien sam zważyć swoje predyspozycje, jeśli jest nieśmiały, to niech się na ten marketing nie pcha. Zarządzam przedsiębiorstwem budowlanym i widzę to na własne oczy: dostaję mnóstwo podań o pracę od absolwentów marketingu i zarządzania. A żeby być dobrym marketingowcem w firmie budowlanej, trzeba jeszcze wiedzieć, jaki towar się sprzedaje. Więc nie widzę takich kierunków, które można by polecić wszystkim, tym bardziej, że sytuacja na rynku pracy zmienia się szybko, wybór dzisiejszego maturzysty może się okazać nietrafny, gdy będzie za 5 lat te studia kończył. Jest to nawet naturalne: po boomie na inżynierów i lekarzy również i w tych zawodach ogranicza się możliwości zatrudnienia, co kiedyś było nie do pomyślenia, tymczasem są to przecież bardzo wymagające studia. Mogę więc tylko poradzić, aby każdy uważnie zastanowił się nad swoimi predyspozycjami.

Obserwujemy ostatnio wzrost bezrobocia wśród absolwentów uczelni wyższych: z 4% w ogólnej liczbie bezrobotnych przed kilkoma lat wynosi ono obecnie 7%, tj. ok. 30 tys. osób. Czy sądzi Pani, że wejście do Unii Europejskiej pozwoli rozładować to bezrobocie, nie tylko wśród absolwentów, ale i w ogóle?

Sądzę, że tak. Niekoniecznie na rynku polskim, ale szukanie pracy na rynku europejskim zwolni trochę rynek miejscowy. Nie będzie dużo łatwiej, ale na pewno nieco lepiej już po wejściu do Unii niż dziś. Chociaż życzę wszystkim, żeby mogli pracować tam gdzie sami będą chcieli. Sądzę, że od 2004 roku polska gospodarka powinna wychodzić z kryzysu i tworzyć nowe miejsca pracy.

Choć rozmowa ta ma dotyczyć głównie edukacji, nie możemy pominąć kilku aspektów ogólniejszych. Jak ocenia pani poseł kampanię informacyjną rządu w sprawie wejścia Polski do Unii?

Fatalnie. To nie jest żadna kampania. Pozostaje mi mieć tylko naiwną nadzieję, że mamy światłe społeczeństwo, które zechce na własną rękę poszukać informacji. Nie ma rządowej kontry na bardzo agresywną i dobrze przygotowaną, co trzeba przyznać, kampanię przeciwników wejścia. Jest np. ulotka przeciw Unii, gdzie bardzo konkretnie wylicza się, że np. zdrożeje ziemia, podrożeją mieszkania itp. Podoba mi się natomiast program "Pytania o Unię" w pierwszym programie TVP. Oprócz pytań ważnych, technicznych czy patetycznych są też np. takie: "Czy będzie maślanka po wejściu do Unii Europejskiej?" Można to pytanie obśmiać, ale jest ważne, bo wiąże się oczywiście z wymogami sanitarnymi. To samo, jeśli chodzi o oscypki. Jest sensowne grono ludzi, którzy na te pytania odpowiadają, więc może coś ruszyło, bo to zbyt poważna sprawa, by faszerować ludzi reklamówkami. Przecież to nie sprzedawanie rajstop!

Przez ostanie dwa lata premier Leszek Miller jeździł po Europie, negocjował, czy społeczeństwo nie utożsamia go zbytnio z naszym wejściem do Unii?

Ależ pan premier uczciwie powiedział, i muszę to przyznać, choć nie jestem jego fanką, że wejście do Unii to nie jest zasługa wyłącznie Jego i tego rządu, to jest zasługa wielu premierów. Zaprosił po negocjacjach kopenhaskich do siebie panią premier Suchocką, pana premiera Olszewskiego itp.

Zgoda, ale czy nie będzie utożsamiał Unii z Leszkiem Millerem zwykły Kowalski?

A czy to jest naprawdę takie ważne? Czy mielibyśmy takie same obawy, gdyby dzisiaj premierem był Jerzy Buzek? W czym gorszy jest Miller od Buzka i dlaczego ma to mieć wpływ na nasz stosunek do Unii?

A czy sądzi Pani, że wojna na górze jakoś wpłynie na stosunek do Unii Europejskiej i na głosowanie w referendum?

Byłoby bardzo niedobrze, gdyby wpłynęła. Świadczyłoby to o tym, że jako naród nie potrafimy oddzielić rzeczy ważnych od, za przeproszeniem, pierdół. Czy było lepiej, gdyby codziennie w telewizji obejmowali się na niedźwiedzia? Musimy sobie wyrobić umiejętność wybiórczego oceniania pewnych rzeczy. Przeminie Miller, przeminie Kwaśniewski, a Polska będzie trwała, a Unia Europejska będzie trwała. I - albo my chcemy w niej być, albo nie chcemy, niezależnie od tego. czy u władzy będzie Miller czy Buzek, Kwaśniewski czy Wałęsa. To ważne dla naszego rozwoju. To jest to co określa się polską racją stanu.

Czy ludzie są aż na tyle wyrobieni?

Powinni być. Jeżeli nie są, to jesteśmy sami sobie winni. Albo chcemy być mądrym narodem, albo pariasem Europy. To jest nasz wybór... Nikt za nas tego nie zrobi. Musimy mieć tę wiedzę. I tę świadomość. Decydujemy nie tylko o swoim losie. Decydujemy o następnych pokoleniach.

Przejdźmy trochę bardziej do przyszłości. Czy pomysł sprzed dwóch dni, by połączyć w czerwcu 2004 roku wybory do Sejmu i Senatu z wyborami do Parlamentu Europejskiego jest szczęśliwy? Czy sprawy ogólnoeuropejskie nie zaginą w kampanii na tle spraw krajowych?

Nie, nie sądzę. Bo to są też sprawy narodowe. A dobrze, że odbędą się razem, z kilku powodów. Po pierwsze, to będzie tańsze, a dzisiaj powinniśmy liczyć każdy grosz. Również dlatego, że możliwości tego parlamentu się wyczerpują, ma on bardzo niskie notowania społeczne. Abstrahuję już od tego, że mówimy: jacy głupi posłowie. A kto ich wybrał? Sami wybraliśmy. Mądry człowiek nie wybierze głupiego posła. Przepraszam bardzo, to jest może brutalne, ale uczciwe. Tak więc skrócenie kadencji parlamentu jest słuszne z punktu widzenia politycznego, tym lepiej, jeżeli możemy zrobić to jak najmniejszym kosztem.

Dziękujemy za rozmowę.

Dziękuję bardzo.

Rozmawiali:
EWELINA SZEWCZYK
I BOGUSŁAW GERTRUDA