Johan Huizinga w "Homo ludens. Zabawa jako zrodlo kultury" pisze: "Kazda strona zycia kulturalnego w XVIII wieku odkrywa nam naiwnego ducha ambitnego wspolzawodnictwa, klubowosci oraz tajemniczosci, ktora ujawnia sie w stowarzyszeniach literackich i bractwach o swoistych znakach, w pasji zbierackiej rzadkich okazow lub eksponatow przyrodniczych, w sklonnosci do konspirowania i w radosci, jaka dawala przynaleznosc do kolek i konwentykli towarzyskich, wszystko to zas wynika z postawy ludycznej".
Huizinga ma absolutna racje: ludzie oswiecenia lubili tworzyc kluby, zakladac zakony i bractwa. Cel tych zgromadzen byl, jak to podkreslil cytowany badacz, rozrywkowy. Ale zabawa zabawie nierowna. W jednych zakonach bawiono sie ladnie, w innych - mniej ladnie. Do tych, w ktorych bawiono sie mniej ladnie, nalezal Zakon Afrodyty /Les Aphrodites/, ktorego dzialalnosc otacza mgla tajemnicy; chociaz pod koniec swojego istnienia /przestal funkcjonowac w 1791 roku/ mial juz ustalona reputacje wsrod swiatowcow, czego dowodzi duza liczba czlonkow /u schylku dzialalnosci mial ich okolo dwustu; obojga plci/.
Markiz de Chateaugiron pisal do swojego korespondenta, pana de Schonen: "Zrzeszenie to mialo za jedyny cel praktykowanie libertynizmu... " I to jest najtrafniejsza charakterystyka Zakonu Afrodyty.
Byl caly szereg innych stowarzyszen, bardziej niewinnych niz Les Aphrodites, co nie znaczy, ze calkowicie niewinnych. Nalezal do nich Zakon Pszczoly /l`Ordre de la Mouche Miel/; jak poprzedni, francuski. Przewodniczyla mu, pelniac funkcje wielkiej mistrzyni, ksiezna du Maine, zona nieslubnego syna /ale uznanego/ krola Ludwika XIV; piekna, urocza, blyskotliwa, ale niskiego wzrostu. Zakon mial stala liczbe czlonkow /39/ posiadal wlasnych oficerow; emblematy. Jego czlonkowie nosili medal na pomaranczowej wstazce, przypietej do butonierki /na jednej stronie przedstawial ul, na drugiej - krolowa pszczol/.
"Pszczoly" bawily sie swietnie /wyprawiajac uczty, bale, maskarady/, a jeszcze swietniej spiskowaly przeciwko ksieciu Filipowi Orleanskiemu, ktory podczas maloletniosci Ludwika XV sprawowal urzad regenta; zupelnie nie po mysli ksiezny du Maine, ktora uparla sie, aby regentem zrobic swojego malzonka. Zakon laczyl wiec dzialalnosc rozrywkowa ze spiskowa, co bylo typowe dla owczesnej obyczajowosci.
Oto artykul 5 statutu Zakonu Pszczoly:
"/... /przysiegasz/... / i przyrzekasz wziac pod swoja opieke wszelkiego rodzaju muchy miododajne, nie wyrzadzic im zadnej krzywdy i nigdy ich nie przepedzac, pozwalac sie im zadlic w kazde miejsce swego ciala, jakie tylko zechca zaatakowac, w policzki, rece, nogi itd., gdyby nawet od tych ukluc mialy stac sie grubsze i bardziej spuchniete anizeli u twego ochmistrza".
I taki byl ten zakon - jak przytoczony paragraf statutu: niepowazny, kpiarski, ale uroczy.
W elitarnych kregach europejskiej arystokracji popularnoscia cieszyl sie Zakon Lanturelusow /Secte de Lanturelus/. Przewodniczyla mu markiza Fert-Imbaut, corka pani Geoffrin, wlascicielki najglosniejszego w Europie salonu filozoficznego /w oswieceniu wszystko, co francuskie, bylo najglosniejsze/. Markiza byla cudownie niepowazna /tak niepowazni umieli byc tylko Francuzi i tylko w XVIII w. /; wraz z czlonkami zakonu uprawiala blazenade w wielkim stylu. Markiza uwielbiala wciagac do tanca kardynalow. Oryginalnie tytulowala arcybiskupa paryskiej diecezji /"moj kotku"/. Kursowal o niej wsrod swiatowcow uroczy wierszyk:
Kraza pogloski, ze ona
Pracuje w prozni Newtona,
I to z tym zapalem,
Ze w glowie pustke ma stale.
Pustka /w glowie/ pustce nierowna. Ta, ktora miala markiza Fert Imbaut i owczesni swiatowcy, byla atrakcyjna, pelna powabu, inspirowala do uroczystych zabaw; zabaw, opartych na starannie wyrezyserowanej dziecinadzie.
Zakon Mopsow
Do nie mniej glosnych i osobliwych od wymienionych nalezal Zakon Mopsow i Mopsic. Powstal w Niemczech okolo 1740 roku. Pozniej rozpowszechnil sie w calej Europie; takze w Polsce. /Mial charakter tajny, jak wiele owczesnych stowarzyszen/. Jak wskazuje nazwa, Zakon w swojej obrzedowosci nawiazywal do zachowan przedstawicieli mopsiego gatunku. Z drugiej strony odwolywal sie takze do rytualow masonskich. Byl wiec rownoczesnie i "masonopodobny"; byl kontaminacja mopsa z masonem. Do tego nalezy jeszcze dodac szczypte erotyzmu. Efektem tych rozmaitych wplywow byl ciekawy, interesujacy i oryginalny rytual.
Obrzedowosc w Zakonie Mopsow
Meskich czlonkow Zakonu nazywano - mopsami; zenskich - mopsicami, mistrza tytulowano - wielkim mopsem; mistrzynie - wielka mopsa. Z kolei nie zrzeszonych, profanow okreslano - pieskami; profanki - suczkami.
Masonski oltarz w rytualach mopsiego Zakonu zastapiono stolikiem ; znajdowaly sie na nim szpada, zwierciadlo i figura mopsa /z podniesionym sztywno do gory ogonkiem; wykonana z wypchanego wata jedwabiu/. Podobnie jak w lozach wolnomularskich, na srodku pomieszczenia lezal kobierzec; pokrywala go jednak zupelnie inna od masonskiej symbolika. Centralna figure kobierca stanowil wyszywany wizerunek mopsa.
W czasie rytualu przyjecia do mopsiego Zakonu kandydatow zapoznawano m. in. z gestami, za pomoca ktorych rozpoznawali sie jego czlonkowie /np. "mops" polski z przybylym nad Wisle "mopsem" francuskim/. Odpowiedni paragraf regulaminu udzielal nastepujacych wskazowek w tej materii:
"/... / tak reka prawa zlozyc i przycisnac do nosa i geby, okazujac w boku warg koniec jezyka, izby to zrobilo postac pieska mopsa nieco zmordowanego... "
Zatem arystokratyczny "mops" rozpoznawal drugiego /nie mniej arystokratycznego/ "mopsa", upodabniajac swoja twarz do wygladu mopsiego pyska.
Rytual przyjecia do mopsiej lozy
Byl interesujacy; pelno w nim odniesien do mopsiego gatunku. I tak nakladano kandydatowi na szyje mosiezna obroze z kolkiem, jak autentycznemu mopsowi. Kolejny rytual aluzyjny do mopsa: wtajemniczany mial wyciagnac jezyk; zas dozorca, czuwajacy nad przebiegiem ceremonii powinien ten jezyk sciskac i obracac i zasugerowac swoim postepowaniem wtajemniczanej osobie, ze jezyk zostanie przypalony goracym zelazem; w tym momencie wtajemniczany mial "na ksztalt psa zaskowyczec".
Najciekawszy jest paragraf 4:
"Kaza jej /osobie wtajemniczanej - moja uwaga/ wybrac jedno z dwojga: czy pocalowac zadek Wielkiego Mopsa czy ogon pieska mopsa? Takich uzyje postrachow /dozorca - moja uwaga/, iz wreszcie ona lub on pocaluja tu wyrazona rzecz druga /to jest pod ogon mopsa - moja uwaga/. Do posluszenstwa jest stosowny kopersztych /rycina - moja uwaga/".
Tak wiec przyjmowani do mopsiego Zakonu swiatowcy calowali tylek mopsa, wyrysowanego na rycinie. Znajac ich znuzenie i przesyt, mozna sadzic, ze prawdopodobnie woleliby calowac oryginal, a nie makiete. Calowanie oryginalu dostarczyloby bowiem silniejszych wrazen i emocji niz skladanie pocalunku na atrapie; a wlasnie mocnych wrazen domagaly sie sfatygowane nadmiernym uzywaniem systemy nerwowe swiatowcow.
Tak bawili sie przedstawiciele oswieceniowych elit - DUZE DZIECI.