Rozmowa z JM Rektorem Uniwersytetu Śląskiego prof. zw. dr. hab. Wiesławem Banysiem

Liczne wyzwania, konieczne zmiany

Ma Pan rektor za sobą cztery lata intensywnej pracy podczas pierwszej kadencji rektorskiej. Przed nami nie tylko kolejny rok akademicki, ale także druga kadencja. Co udało się dokonać podczas tych pierwszych czterech lat, czego nie i jakie Pan rektor postawił sobie priorytety w nowej kadencji?

JM Rektor Uniwersytetu Śląskiego prof. zw. dr hab. Wiesław Banyś
JM Rektor Uniwersytetu Śląskiego prof. zw. dr hab. Wiesław Banyś

– Przede wszystkim chciałbym powiedzieć, że w Uniwersytecie prowadzone są różne działania, w tym takie, które mają określony horyzont czasowy, jak np. inwestycje i projekty finansowane ze środków unijnych, ale także długofalowe – rozłożone na dłuższy okres czasu. Jeśli chodzi o te pierwsze, to są one kontynuacją przedsięwzięć podjętych jeszcze podczas kadencji Pana Rektora Janusza Janeczka. Właśnie finalizujemy dwa takie ogromne przedsięwzięcia, czyli Śląskie Międzyuczelniane Centrum Edukacji i Badań Interdyscyplinarnych w Chorzowie, które oficjalnie zostało uruchomione podczas tegorocznej inauguracji nowego roku akademickiego oraz Centrum Informacji Naukowej i Biblioteka Akademicka, wspólna inicjatywa podjęta wraz z Uniwersytetem Ekonomicznym w Katowicach.

Jest również wiele działań, które są realizowane przez poszczególne wydziały czy instytuty, a dotyczą generalnie kształcenia bądź badań naukowych. Staramy się, aby nasza działalność wychodziła jak najbardziej poza mury uczelni. W naszej strategii określamy to jako nową społeczną odpowiedzialność Uniwersytetu. W obrębie kształcenia mozolnie pracujemy nad tworzeniem nowych kierunków i nowych specjalności studiów. Zostały zakończone prace nad opisami wszystkich programów w ramach Krajowych Ram Kwalifikacji, zresztą okupione bardzo dużym wysiłkiem naszych pracowników – ze względu na nadmierne sformalizowanie opisu wynikające z przepisów. Jest to o tyle ważne, o ile niezależnie od tego ich nadmiernego formalizmu, stanowią one realizację podejścia, które nazywamy zorientowaniem kształcenia na studenta i przyszłych absolwentów. I ten kierunek działań będziemy kontynuować, obejmuje on, oczywiście, dłuższy okres czasu.

Z drugiej strony, chcemy doprowadzić do tego, aby nowe kierunki studiów – oczywiście w miarę możliwości – były zdecydowanie bardziej zorientowane na wiedzę praktyczną. Naszym celem jest upraktycznianie zajęć i proponowanie takich kierunków i specjalności, które będą interesujące dla kandydatów na studia, w tym na przykład różnych typów studiów językowych. Obecnie to właśnie one cieszą się największym zainteresowaniem młodych ludzi. W skali całego Uniwersytetu przyrost kandydatów można zaobserwować w dwóch miejscach: na Wydziale Radia i Telewizji oraz na studiach neofilologicznych, głównie anglistycznych i romanistycznych. Na innych wydziałach liczba kandydatów na studia stacjonarne oscyluje wokół tej z roku poprzedniego lub maleje (na studiach niestacjonarnych liczba kandydatów systematycznie spada).

Jeśli chodzi o badania naukowe, to zdecydowanie wspomagamy wszystkich tych, którzy składają wnioski o finansowanie projektów naukowych ze źródeł pozabudżetowych krajowych i zagranicznych. I tu możemy zaobserwować spory wzrost liczby składanych wniosków o granty – głównie do Narodowego Centrum Nauki, ale także Narodowego Centrum Badań i Rozwoju. To jest kierunek myślenia, który będziemy dalej rozwijać, bo środki finansowe na badania naukowe będą się zwiększać. Jeśli chodzi o kształcenie, środki na prowadzenie dydaktyki będą w skali kraju – wszystko na to wskazuje – mniej więcej takie same, a być może nawet będą się nieco zmniejszać. Finansowanie badań naukowych ze środków pozabudżetowych krajowych powinno być skorelowane z występowaniem o środki europejskie, głównie – jeszcze – z VII Programu Ramowego i kolejnej edycji VIII Programu Ramowego Horyzont 2020.

Stopień skuteczności składania wniosków grantowych do programów europejskich w skali kraju jest niski, zdecydowanie nie odpowiada potencjałowi ani Polski, ani Uniwersytetu Śląskiego. Stąd intensywne działania, włącznie z powołaniem Działu Projektów, który zajmuje się przygotowywaniem i prowadzeniem grantów europejskich – zarówno z funduszy programów operacyjnych, jak i programów naukowych. Kładziemy również nacisk na większy udział – w kształceniu i nauce – partnerów zewnętrznych, a więc gospodarki, biznesu, samorządów – między innymi poprzez organizowanie kierunków studiów, które są pożądane przez partnerów zewnętrznych, a także wspólne ich prowadzenie. Taką sytuację mamy już w przypadku projektowania rozrywki internetowej, gdzie zajęcia prowadzić będą przedstawiciele kilku firm informatycznych. Jeśli chodzi o płaszczyznę naukową, chcemy doprowadzić do tego, aby nasze badania z jednej strony były komercjalizowane, a drugiej – wspólnie opracowywać różnego typu projekty z partnerami gospodarczymi. To również jest wielkie wyzwanie. Nie zapominamy o roli nauk podstawowych, ale badania naukowe powinny być – tam, gdzie to jest możliwe – maksymalnie skorelowane z potrzebami otoczenia społeczno-gospodarczego. Taki też będzie, bardzo wyraźnie zaznaczony, trend finansowania europejskiego w nowej perspektywie finansowej 2014–2020 badań naukowych, z różnych źródeł, tak funduszy strukturalnych, „spójnościowych”, jak i naukowych. Pod koniec września odbył się, na terenie Uniwersytetu Śląskiego i zorganizowany przy naszym udziale, II Europejski Kongres Małych i Średnich Przedsiębiorstw. Poprzez uczestnictwo w nim i współorganizowanie tego typu działań chcemy, żeby nasze związki między biznesem, gospodarką a nauką były ściślejsze.

Czy Pan rektor nie uważa, że podążanie za spełnianiem wymogów rynkowych, wpływa na zatracanie przez uczelnię jej indywidualności, wyjątkowości, a Uniwersytet staje się jedną z wielu podobnych do siebie uczelni wyższych?

– Istnieje, oczywiście, takie zagrożenie. Ale problem jest złożony. Po pierwsze, rzeczywiście, mówienie na temat przygotowywania absolwentów na potrzeby rynku pracy jest przejaskrawieniem często niezróżnicowanej w odbiorze społecznym różnicy misji poszczególnych typów uczelni. Bez wątpienia, jeżeli inżynierowie, lekarze czy nawet ekonomiści po ukończeniu studiów nie znajdują zatrudnienia, to problem pewnie leży także w ich kształceniu. Ale z uniwersytetami sytuacja jest inna. Uniwersytety „pełne”, a więc nieprzymiotnikowe, prowadzą bardzo wiele różnych kierunków studiów. Część z nich pokrywa się z zapotrzebowaniem rynku i może dać absolwentowi większe szanse na zatrudnienie, jak np. fizyka medyczna czy chemia informatyczna. Natomiast jest wiele innych, które nie przekładają się bezpośrednio na konkretny zawód, jak np. filozofia. Nie przypadkowo wybieram filozofię jako przykład. Ostatnio w mediach przetoczyła się dyskusja, której zarzewiem był tekst prezesa PZU Andrzeja Klesyka. Wynikało z niego, że uczelnie w Polsce produkują bezrobotnych. Jednak okazało się, że prezes Klesyk, studiował, między innymi filozofię, ale dzięki nabytym kompetencjom i wiedzy, a także swoim umiejętnościom indywidualnym i bez wątpienia pewnej charyzmie, osiągnął duży sukces zawodowy. A zatem, mówienie, że uczelnie wyższe, w tym uniwersytety, „nie kształcą na potrzeby rynku pracy” jest zdecydowanym uproszczeniem. Przede wszystkim, zważyć trzeba na dywersyfikację misji poszczególnych typów uczelni: politechniki, uczelnie ekonomiczne czy medyczne, to nie są uniwersytety; a uniwersytety nie mogą być sprowadzane do misji szkół zawodowych. Żeby ktoś się nauczył konkretnego zawodu, powinien iść nie na uniwersytet, tylko do np. wyższej szkoły zawodowej, ewentualnie na politechnikę. Natomiast, jeśli chce bardziej rozwijać swoje umiejętności ogólne, przygotowywać się do pełnienia różnego rodzaju ról społecznych i, mówiąc wzniośle, do kształtowania intelektualnej i kulturalnej przyszłości naszego kraju, to wówczas wybiera uniwersytet. Balans, którego musimy poszukiwać na wszystkich uczelniach, polega na tym, żeby wypośrodkować pomiędzy kompetencjami, jakich uczymy – specjalistycznymi, a ogólnymi, tzw. miękkimi, i akcenty różnie są rozłożone w zależności od typu uczelni. W przypadku uniwersytetów, oprócz przekazywania wiedzy specjalistycznej, należy zdecydowanie rozwijać właśnie te umiejętności miękkie. Dlaczego tak być powinno? Z dwóch przynajmniej powodów. Po pierwsze, wyniki badań przeprowadzonych w wielu krajach europejskich, ale także i w USA, pokazują, że, z punktu widzenia pracodawców, wiedza specjalistyczna absolwentów jest ważnym elementem w procesie ich zatrudniania i pracy, ale równie ważne, a czasem i ważniejsze, są takie umiejętności, jak: analiza, synteza, rozumienie, przedsiębiorczość, znajomość języków obcych czy innowacyjne myślenie. Po drugie, część zawodów wąskospecjalistycznych może za kilka lat już nie istnieć. W przypadku szkół wyższych, które przygotowują do profilu bardzo specjalistycznego, też powinien być zachowany przytoczony balans przy zróżnicowaniu akcentów, który pozwoli absolwentowi przekształcić się bądź dokształcić tak, aby nie stanął w miejscu z wiedzą zdobytą wiele lat wcześniej. Dlatego m. in. na Uniwersytecie intensywnie rozwijamy ideę kształcenia ustawicznego, a kilka dni temu powołaliśmy Centrum Kształcenia Ustawicznego Uniwersytetu Śląskiego.

Poza tym – to nie jest też tak, że to jest wyłącznie nasza wina, iż uczelnie kształcą absolwentów, którzy mają kłopoty ze znalezieniem miejsca na rynku pracy. Bez wątpienia, przy kłopotach rozwojowych gospodarki, rynek pracy nie tworzy także odpowiedniej liczby miejsc pracy. Jeśli bierzemy pod uwagę osoby w wieku 24–28 do 30 lat, to rzeczywiście w tej grupie wiekowej procent nieznajdujących pracę jest duży, zdecydowanie za duży; w przypadku naszego kraju wynosi ok. 24–25 proc. Jeśli jednak weźmiemy pod uwagę dłuższy odcinek czasu, a więc osoby w wieku 24–65 lat, to według danych GUS i Eurostat, prawie 82 proc. absolwentów polskich szkół wyższych znalazło zatrudnienie. Wygląda na to, że od razu po skończeniu studiów jest zdecydowanie trudniej znaleźć pracę, ale w dłuższej perspektywie, także zdecydowanie, wykształcenie wyższe pomaga w jej znalezieniu.

Istotnym elementem, o którym zapominamy, gdy mówimy o tym, że uczelnie wyższe mają przygotowywać do zawodu, jest mianowicie to, iż powinny one także generować nowe potrzeby na rynku pracy. Innymi słowy, nie tylko dostosowywać się do rynku pracy i przygotowywać absolwentów do istniejących zawodów, ale również go tworzyć i przygotowywać absolwentów do jeszcze nieistniejących zawodów.

Czy, w takim razie, uniemożliwienie studentom studiowania drugiego bezpłatnego kierunku studiów utrudni im znalezienie pracy?

– Być może tak. Ale uważam, że wprowadzenie odpłatności za drugi kierunek jest dobrym ruchem. Podatnicy, czyli my wszyscy, przekazujemy nasze podatki m. in. na szkolnictwo wyższe. Rozumiem, że młodzi ludzie, zaraz po maturze, często jeszcze nie wiedzą, co chcieliby w życiu robić, jednak ich studia odbywają sie na koszt podatnika. Jeżeli ktoś po pierwszym roku widzi, że dany kierunek mu nie odpowiada, to powinien oczywiście go zmienić. Może zrezygnować i przystąpić do kolejnej tury rekrutacyjnej. Natomiast jeżeli uważa, że źle wybrał i chce spróbować drugiego kierunku, nie rezygnując mimo wszystko z pierwszego, to musi mieć świadomość, że w kolejce czekają ci, którzy jeszcze, z tych czy innych powodów, nie dostali się na studia bezpłatne. Rozwiązaniem tego dylematu może być propozycja zawarta w projekcie środowiskowym Strategii rozwoju szkolnictwa wyższego do 2020 roku, przygotowanej przez Konferencję Rektorów Akademickich Szkół Polskich i Fundację Rektorów Polskich, a mianowicie wprowadzanie stopniowe, od 2015 roku, częściowej odpłatności za studia. To spowodowałoby pewne unormowanie systemu. Prawdopodobnie nie ma takiego kraju, którego posiadałby budżet przygotowany do tego, aby całkowicie pokrywać koszty kształcenia wszystkich studentów. Część czesnego, w proponowanym rozwiązaniu, pochodziłaby z budżetu państwa, resztę student płaciłby z własnej kieszeni, ale nie bezpośrednio, bo powinien mieć zagwarantowane otrzymanie pożyczki bądź kredytu gwarantowanego przez państwo, który pozwalałby mu na spłacenie części czesnego. Natomiast po skończeniu studiów, w zależności od tego, jaki kierunek by studiował i z jakimi wynikami go ukończył, istniałaby możliwość całkowitej anulacji kosztów.

Krajowe Ramy Kwalifikacji – zdania na ten temat są podzielone w środowisku naukowym. Mówi się, że misja uniwersytecka zostaje wypierana na rzecz „produkcji” absolwenta, który będzie potrafił radzić sobie na współczesnym rynku pracy. Czy Pan rektor podziela takie obawy? To przekleństwo czy zbawienie?

– I jedno, i drugie. Przekleństwo dlatego, że zostały niesamowicie zbiurokratyzowane. Chcemy doprowadzić do tego, aby opis programów studiów w ramach KRK został radykalnie uproszczony. Bo idea jest świetna. Krajowe Ramy Kwalifikacji mają doprowadzić do tego, aby każdy prowadzący w sposób świadomy określał, jakie efekty kształcenia chce uzyskać na swoich zajęciach. Już od pewnego czasu mówi się o tym (odnośnie do każdego cyklu kształcenia), że nie ma jednej formuły uczenia, która odpowiadałaby wszystkim słuchaczom. Zorientowanie na studenta polega na tym, aby przede wszystkim poznać jego potrzeby, ewentualnie braki w wiedzy i cele, a następnie dostosować sposób prowadzenia zajęć do zróżnicowanego poziomu w grupie. To, oczywiście, wcale nie jest łatwe. Wymaga zmiany stylu prowadzenia zajęć, nie tylko wykładów ex cathedra, ale postawienia na twórczą dyskusję i dialog. Nauczyciel akademicki i student powinni być partnerami w poszukiwaniu nowej wiedzy. Musimy pamiętać również, że mamy do czynienia z inną młodzieżą niż 15–20 lat temu. To już jest na ogół tzw. net generation, młodzież przyzwyczajona do innego kontaktu – sieciowej interaktywności i partnerskiego dialogu. Dlatego tradycyjne kształcenie trzeba zdecydowanie zmienić. Tylko wtedy mamy szansę na pobudzenie naszych studentów do większej kreatywności i przedsiębiorczości, większej innowacyjności, większej umiejętności pracy w grupie oraz rozwiązywania złożonych problemów współczesnego świata.

Autorzy: Agnieszka Sikora
Fotografie: Agnieszka Sikora