Co za rok


Być może dzieje się tak za sprawą internetowych kretynów, którzy potrafią upstrzyć swymi chamskimi komentarzami każdą, nawet najbardziej tragiczną wiadomość. A może przyczyna jest całkiem inna – nie wiem. Zastanawiający jest jednak ten postępujący brak odpowiedzialności za słowo pisane. I to w kraju, gdzie nawet psy szczekały kiedyś trzynastozgłoskowcem. Przez to – jako człowiek naiwnie dopatrujący się we wszystkim głębszego sensu – wychodzę na durnia. Oto np. vis-à-vis katowickiego dworca, na olbrzymiej planszy napis: Polskie Linie Kolejowe S.A. realizują zadania na Euro 2012. Oczywiście, wszyscy się już domyślili, że Polskie Linie Kolejowe (nie mylić z Polskimi Kolejami Linowymi) to twórcze rozwinięcie skrótu PKP. Sama informacja zaś sprawiła, że poczułem się młodszy o przynajmniej 30 lat, kiedy to ówczesna kolej równie dumnie informowała o realizacji zadań i podjęciu zobowiązań na cześć kolejnych zjazdów PZPR. Bądźmy jednak sprawiedliwi: tak wtedy, jak i dzisiaj, nikt w te bzdury nie wierzył, a jedyna zmiana to taka, że kiedyś komunikat brzmiał: opóźnienie może się zwiększyć lub zmniejszyć, a teraz: opóźnienie może ulec zmianie. Inny przykład. Przez kilka tygodni stojący przy katowickim rynku DT Zenit spowity był krzykliwie wymalowanym całunem, z którego dowiedziałem się, że rok 2009 jest Międzynarodowym Rokiem Piwa. Dlaczego akurat ten rok? Tego oczywiście nikt już nie wyjaśnił, bo przecież każdy głupek wie, że chodzi tylko o sprzedaż paru beczek piwa więcej. Nieśmiałe protesty polonistek, usiłujących przekonać szkolną gawiedź, że 2009 to akurat rok Słowackiego nikogo nie przekonały.

I słusznie, bo jakoś nie słychać, by Słowacki pisał wiersze o (czy nawet po) piwie. Dla uczniów więc to żaden przykład.

Nim jednak sam rzuciłem się w wir piwnych uciech, na drzwiach autobusu przeczytałem, że rok 2009 jest Rokiem Pieszego. Tak przynajmniej wymyśliła policja razem z KZK GOP (sami twórczo rozwińcie ten skrót). I tu też nic nie rozumiem. Gdyby przedsiębiorstwo komunikacyjne ustanowiło rok 2009 jako Rok Pasażera to byłoby zrozumiałe. Ale nie, oni zamiast o pasażerów będą troszczyli się o pieszych. Poczułem nawet lekkie wyrzuty sumienia, jako że ja, jak jakieś panisko jeżdżę sobie beztrosko, absorbując tym samym kierowcę, który przecież mógłby w tym czasie zaopiekować się jakimś pieszym. Pech chciał, że - unikając zbolałego wzroku kierowcy - spojrzałem na samoprzylepną naklejkę przedstawiającą umięśnione indywiduum o zakrytej katowskim kapturem twarzy (widocznie artysta specjalizował się jedynie w mięśniach) z wyraźnie skierowanym w moją stronę apelem: Walczyć. Trenować. Dąbrowa musi panować. Instynkt przetrwania powstrzymał mnie od wypytywania pasażerów: dlaczego to akurat Dąbrowa, a nie na przykład Siewierz ma panować i na czym owo panowanie ma polegać?

Jak widać z tych przykładów: ogłoszenia publiczne są jeszcze mniej zrozumiałe od zamówień publicznych - za to bezpieczniejsze.

Bo pisać można teraz w zasadzie wszystko i tak mało kto przywiązuje do tego wagę. Co innego mówić. O, tu trzeba uważać, a to w myśl zasady; dzisiaj w telefonie – jutro na pierwszej stronie. I tak pogardliwy i lekceważący kiedyś zwrot o załatwianiu czegoś „na gębę”, nabrał dzisiaj całkiem innego znaczenia. W dygresje o „dorabianiu gęby” nie dam się wciągnąć, jako że rok gombrowiczowski już mieliśmy – bodaj czy nie w 2004? Chyba, że pomyliłem go z rokiem „Nalewki Babuni”.