TYLKO FORSY... TYLKO FORSY ŻAL

Jeżeli już zaczęliście państwo czytać, to musicie wiedzieć, że tekst ów jest niestety wielce nieaktualny, gdyż piszę go w grudniu, w okresie przedświątecznym. W czasie tym dochodzi do bezwzględnej walki dzieci z rodzicami, a zwłaszcza z zasobnością ich portfeli. Nie muszę oczywiście dodawać, że bitwę tę dzieci zwykle wygrywają, perfidnie udając wiarę w istnienie św. Mikołaja, co naiwnych rodziców zmusza do kaskaderskich wysiłków, by nie zawieść dziecięcej ufności w dobroć świętego a jednocześnie jakoś przeżyć do pierwszego.

Nie tylko dzieci jednak w tym czasie pokładają niczym nie uzasadnione nadzieje w naszą zasobność finansową. Z początkiem grudnia bowiem uaktualniają się rozmaite instytucje charytatywne licząc na to, że okres przygotować do tych rodzinnych świąt wpłynie rozmiękczająco na zatwardziałych egoistów i skłoni ich do hojniejszych datków. Dla ludzi o wielkich sercach lecz małych możliwościach, te pierwsze tygodnie grudnia układają się w ciąg koszmarnych dylematów: Kogo wesprzeć... Komu pomóc... Czym poratować... itd. Ci najbardziej wrażliwi, za rok sami już będą wymagać wsparcia i tak zamyka się łańcuch ludzi dobrej woli.

Ponieważ nie sposób zadowolić wszystkich, ja w tym roku zdecydowałem się poprzeć moim żałosnym kapitalikiem jedną z licznych grup potrzebujących a mianowicie przedstawicieli pewnej mniejszości narodowej zamieszkującej nasz kraj i przeznaczyłem na ten cel 120 nowych złotych.................................... Zrobiłem ten długi wielokropek celowo po to, by ponapawać się jeszcze przez chwilę swoją ofiarnością i szczodrością, bowiem prawda jest niestety bardziej prozaiczna. Wprawdzie, zgadza się, 120 moich złotych wzbogaciło przedstawicieli pewnej mniejszości, ale nie była to ofiara dobrowolna. A mówiąc krótko: taką sumę wraz z portfelem rąbnęły mi Cyganki, kiedy stałem na przystanku autobusowym. Osoby, których nikt jeszcze nie okradł mogą ze zdumieniem zapytać: w jaki to sposób trzeźwy, w miarę sprawny mężczyzna daje się oskubać w biały dzień? Jeżeli pomoże uchronić to kogoś przed kradzieżą, to podaję scenariusz, inscenizowany niemal codziennie.

Do przechodnia podbiega grupka cyganiątek w wieku 4-6 lat i łapiąc go za ręce krzyczy prośby o jałmużnę. Wyrwać się szóstce dzieci nie sposób, tym bardziej, że każdy cywilizowany człowiek czuje naturalny opór przed uderzeniem czy przewróceniem smarkacza. Te skrupuły powodują, że w zasadzie już w tym momencie jesteśmy bez grosza. Do unieruchomionej ofiary podbiegają Cyganki, które bez żenady wyciągają z kieszeni co się da. Wobec mnie zastosowano zmodyfikowany wariant, ale efekt był ten sam. Początkowe uczucie wściekłości ustąpiło przekonaniu i nadziei, że pieniądze te przysłużą się kultywowaniu i propagowaniu tradycji i obrzędów narodu Romów. Wcale nie przemawia przeze mnie autoironia. Pomyślcie, co by to było, gdyby Cyganie miast swoim starym jak świat sposobom hołdowali nowinkom z naszego życia ulicznego? Otóż nim by mnie ograbiono dostałbym parę razy po głowie kijem baseballowym stając się kolejnym mimowolnym bohaterem "milczącego marszu protestu". Tak to prawda, straciłem 120 złotych, ale równie dobrze mógłbym zostać skatowany bezinteresownie przez kibiców wracających z meczu - bądź jak to miało miejsce w Gdyni - przez funkcjonariuszy policji, którzy by owych kibiców eskortowali.

Pozostaje odpowiedź na pytanie, które być może parę osób teraz zadaje: A czemuż to głupku nie wołałeś o pomoc kiedy cię okradano w samym centrum miasta? Tu niestety pokutuje pewien stereotyp, któremu ja również ulegałem. Wyobrażamy sobie bowiem, że złodziej stara się okraść swoją ofiarę w sposób jak najbardziej niedostrzegalny. Cicho, niepostrzeżenie, tak by nikt go nie zauważył. I tak z pewnością jest gdy chodziło o zwykłego kieszonkowca. Moje Cyganki natomiast (zaznaczam "m o j e" - przestępstwo jednak łączy) robiły straszliwy harmider. Krzyczały, zrywały chustki z głów, rwały włosy, zawodziły... Robiły to tak wiarygodnie, że nie tylko obcy ludzie ale i ja byłem gotów uwierzyć w to, iż sam na nie napadłem. Wspominam o tym celowo, gdyż te cygańskie metody znalazły swoich gorliwych naśladowców w różnych sferach naszego życia w tym nawet i rządowych. Wprawdzie pani minister Suchocka podczas obrad rządu nie potrząsa jeszcze rytmicznie ramionami i biustem w rytm tamburina, w które uderza premier Buzek, ale pewien sposób reagowania na krytykę coś mi niebezpiecznie zaczyna przypominać. Tak jest choćby w przypadku zapowiadanych drastycznych podwyżek, które rząd tłumaczy pełnym boleści jękiem: "To nie my was chcemy ograbić - to robi poprzednia koalicja". Od stycznia ma wzrosnąć m. in. akcyza na papierosy. Czyjaż to tym razem wina? Oczywiście palących. Pani Lidia Ostałowska dziennikarka Gazety Wyborczej nauki pisania pobierała widocznie w taborze cygańskim, gdyż dochodzi do takich oto wniosków: "Nie ma znaczenia, że palił Byron i George Sand, a w przedwojennych filmach wielkie gwiazdy też otaczała tytoniowa mgiełka. Papieros kojarzy nam się z komunizmem".

Sprawa jest więc jasna. Wydając od stycznia o 20-30% więcej za paczkę papierosów, będę spłacał dług za wszelkie zaprzaństwa PRL-u. I tak powinieniem być wdzięczny jeśli będę miał ku temu możliwość, gdyż wg. pani Ostałowskiej jestem "kłopotliwym reliktem minionego".

"M o j e" Cyganki oszukując nie prawiły przynajmniej kazań.

Proszę jednak nie myśleć, że nie doceniam wagi innych rządowych decyzji. Skądże! Bardzo sobie cenię np. prorodzinną politykę nowej koalicji, mimo że jak na razie objęła ona jedynie Rodzinę Radia Maryja. Choć i tutaj o zgrozo okazuje się, że "m o j e" Cyganki wiele mogłyby się nauczyć od np. prof. Ryszarda Bendera, który zażądał od urzędu prokuratorskiego w Toruniu przeprosin za wyrządzoną o. Rydzykowi bezczelnym wezwaniem krzywdę. Mam jednak dużo szczęścia, że to nie prof. Bender grasuje po ulicach.

Pora jednak ową "cygańską" opowieść zakończyć optymistycznym akcentem. W kilka minut po tym, jak straciłem pieniądze udałem się na ulicę Stawową, czyli do centrum informacji cygańskiej. Podszedłem do grupy Cyganek (przyznaję, że nie rozpoznałem ani jednej) i poprosiłem o zwrot portfela ze względu na ważne dla mnie dokumenty. Po burzliwej debacie, która odbyła się w języku całkowicie mi obcym (z pewnością mówiono dużo o wartościach? !) usłyszałem szept: "masz go w kieszeni" co okazało się być prawdą. Poza pieniędzmi nie zginęło nic. Całe szczęście, że "m o j e" Cyganki nie wiedziały jeszcze o "drugim planie Balcerowicza".

Na koniec oświadczenie.

Nie chcąc być posądzonym o to, iż szkaluję, bądź ośmieszam w tym felietonie obywateli narodu Romów, chciałbym przeprosić wszystkich zamieszkałych w Polsce Cyganów za porównanie ich do wymienionych wyżej instytucji i osób.