Wspomnienie o mgr. Marku Burzyńskim

Lubił uczyć

Piszę te słowa w imieniu nas wszystkich – koleżanek i kolegów Pana Magistra Marka Burzyńskiego z Zakładu Hispanistyki. Choć poznawaliśmy Go w różnych okresach, historie naszego spotkania z romanistą, który z pasji do języka stał się hispanistą, są niemalże identyczne. Wszyscy mamy podobne wspomnienia.

Jedną z pasji mgr. Marka Burzyńskiego były góry
Jedną z pasji mgr. Marka Burzyńskiego były góry

Poznałam Pana Magistra Marka Burzyńskiego, będąc studentką drugiego roku hispanistyki. Zajęcia z języka pisanego i gramatyki języka hiszpańskiego. Nazywaliśmy Go pieszczotliwie Burzą, Panem Tormenta (od hiszp. tormenta – burza) – o czym doskonale, jak się później okazało, wiedział i z czego się śmiał. Żartowaliśmy z kontrastu pomiędzy Jego jakże „dynamicznym” nazwiskiem i sposobem prowadzenia zajęć – nieśpiesznym, jakby delektował się każdym zdaniem, słowem, dźwiękiem, szczegółem… Ale Pan Magister Burzyński był dla nas przede wszystkim wielkim autorytetem. Ceniliśmy Go za rozległą, wprost niezwykłą wiedzę, a jeszcze bardziej za anielską cierpliwość, z którą tłumaczył nam najdrobniejsze niuanse języka hiszpańskiego. „Nie rozumiesz tego? Nie znalazłeś w słowniku? Zapytaj Pana Magistra Burzyńskiego!”. Ile razy dawaliśmy i dawano nam tę radę? Nie miało znaczenia, kiedy, o co i ile razy z rzędu pytaliśmy – Pan Burzyński zawsze znał odpowiedź i chętnie dzielił się z nami tym, co wiedział. Był prawdziwym pasjonatem języka hiszpańskiego, a na dodatek był nauczycielem z pasją, lubił uczyć.

Gdy zaczęłam pracować w Zakładzie Hispanistyki, Pan Magister Burzyński stał się dla mnie po prostu Markiem. Tak jak kiedyś – jako wykładowca – oczarował mnie swoją wiedzą i wysoką kulturą, tak teraz – jako kolega – zauroczył mnie swoją uprzejmością, otwartością na innych. Marek nigdy nie narzekał, choć – jak każdy z nas – miewał problemy. Nigdy nie powiedział o nikim złego słowa. Każdego studenta – a miał ich, pracując w Sosnowcu i w Katowicach, setki – znał z imienia. „Inteligentny”, „błyskotliwy”, „pracowity”, „wytrwały” – tymi słowami określał swoich uczniów, znajdując mocne strony w każdym z nich. Był pełen empatii, zawsze gotowy służyć pomocą. Bezinteresowny, wciąż myślał o innych. Pewnego dnia zaprowadził mnie do swojego samochodu, otworzył bagażnik i pokazał pudło książek. „U mnie tylko leżą” – powiedział. „A ty będziesz potrafiła wykorzystać je na zajęciach z literatury”. Marku, jak Ci dziękować za ten gest?

Przez ostatni rok miałam sposobność (dzisiaj powiedziałabym – szczęście) spędzać z Markiem więcej czasu, choć teraz – z perspektywy tego, co się wydarzyło – myślę, że i tak było tego czasu zdecydowanie za mało. Nie sposób wymienić wszystkich tematów, które poruszyliśmy, czekając razem na popołudniowe zajęcia. Ale w pamięci najbardziej utkwił mi jeden szczegół – niezmienne uznanie, z jakim Marek mówił o swojej żonie, błysk radości w oku, gdy opowiadał o swojej córce… Był dumny z obu, obie kochał z całego serca…

Dzięki Tobie, Marku, zrozumiałam – myślę, że zrozumieliśmy wszyscy – że miarą człowieka, a zwłaszcza nauczyciela, jest nie tylko jego wiedza, przede wszystkim życiowa mądrość, dobroć, uczciwość, troska, którą otacza innych.

Spotkamy się ponownie – studenci, wykładowcy. Ale nie będzie wśród nas Pana Magistra Marka Burzyńskiego, Marka. Nie potrafię, nie potrafi nikt z nas, Marku, pogodzić się z tym, że nie spotkamy Cię – zawsze uśmiechniętego – na korytarzu. Twój narciarski – jak to określałeś – kubek wciąż stoi na półce w gabinecie. Nie ma takich słów, które by wyraziły, jak bardzo będzie nam Ciebie brakowało. Straciliśmy wspaniałego nauczyciela – nie tylko języka hiszpańskiego, lecz przede wszystkim życia. Straciliśmy najtroskliwszego z kolegów, wyrozumiałego i mądrego przyjaciela…

Autorzy: Ewelina Szymoniak
Fotografie: Alina Rejman-Burzyńska