Na początku był Eru...

Tolkien - katolik, teolog? Takie pytanie przyświecało konferencji naukowej poświęconej twórczości JRR Tolkiena, zorganizowanej przez Studenckie Koło Naukowe Teologów Uniwersytetu Śląskiego i Wyższe Śląskie Seminarium Duchowne. Konferencja odbyła się 27 kwietnia 2006 roku w auli Wydziału Teologii Uniwersytetu Śląskiego. Gośćmi konferencji byli ks. prof. dr hab. Jerzy Szymik, przedstawiający różnice między słowem (w rozumieniu słowa literackiego) a Słowem (w rozumieniu Słowa Objawionego); Damian Kalemba, omawiający chrześcijańską koncepcję mitu u Tolkiena oraz Konrad Hasior, wykazujący obecność elementów "chrystoforyczności" w najsławniejszych dziełach Tolkiena - Hobbiście, Władcy Pierścieni i Silmarillionie.

W drugiej części konferencji swoje prelekcje wygłosili Agnieszka Woźniak (Ea! Niech się stanie!), Michał Suter poruszający kwestię inspiracji biblijnych w dziełach Tolkiena oraz Łukasz Dziura omawiający kwestię duchowości Tolkiena na podstawie Listów. Konferencja zakończyła się dyskusją z dość licznie zebraną publicznością.

Od lewej: Konrad Hasior, ks. prof. dr hab. Jerzy Szymik, Damian Kalemba
Od lewej: Konrad Hasior, ks. prof. dr hab.
Jerzy Szymik, Damian Kalemba

Organizatorzy i referenci występujący podczas konferencji starali się zapewne udowodnić, iż twórczość Tolkiena ma podłoże chrześcijańskie i bardzo wyraźne są w niej inspiracje biblijne. Trudno nie zgodzić się z takim zdaniem, wystarczy spojrzeć na Silmarillion i przyjrzeć się koncepcji stworzenia świata u Tolkiena. "Na początku był Eru, jedyny, którego na obszarze Ardy nazywają Iluvatarem"... "Iluvatar rzekł: spójrzcie oto wasza Muzyka", już w tych, jednych z pierwszych zdań Silmarillionu widać podobieństwa do chrześcijańskiej koncepcji stworzenia świata. Tutaj Słowo było Muzyką. Jako dalsze dowody przedstawiano wiele elementów - drogę Froda przez Mordor, jako synonim drogi przez mękę, sposób przedstawienia postaci kobiecych - jako niedoścignionych ideałów dobroci i piękna będących jakoby motywami Maryjnymi, etc.

Foto: Artur Bałaziński

Nie można zaprzeczyć, iż w dziełach Tolkiena widać inspiracje biblijne. Pytanie jednak powinno być następujące: czy twórczość Tolkiena jest pod tym względem wyjątkowa? Czy inspirowanie się Biblią jako jednym ze źródeł czyni człowieka teologiem? Tolkien jako pisarz europejski, a więc wychowanek kultury ukształtowanej w znacznej mierze przez chrześcijaństwo, czerpał z całego dorobku literackiego Europy właśnie. Fakt, iż korzystał z biblijnej inspiracji nie powinien wiec dziwić, gdyż większość europejskiej literatury w mniejszym lub większym stopniu czerpie z biblijnych archetypów, podobnie jak z archetypów mitologicznych. Tolkien jako wybitny filolog i językoznawca posiadał rozległa wiedzę o wszelakich tradycjach literackich, co oczywiste znał Biblię podobnie jak mitologie różnych kultur, był także po części historykiem. Wszystkie te elementy jego wykształcenia przebijają się w tym samym stopniu w jego twórczości. W jego książkach na równi z inspiracjami biblijnymi pojawiają się elfy zaczerpnięte z mitologii celtyckiej, różne elementy historii naszego świata jak choćby wielkie odkrycia geograficzne ("A żeglarze zapuszczając się bardzo daleko odkrywali tylko nowe lądy, które okazywały się podobne do starych (...) ci zaś, którzy popłynęli najdalej, przekonali się, że opłynąwszy wokoło ziemię wrócili w końcu na to miejsce, z którego rozpoczęli podróż... - Silmarillion) i inne.

Foto: Artur Bałaziński

O ile można się zgodzić, iż Tolkien, pomiędzy wieloma rzeczami, niczym człowiek renesansu, był również teologiem, o tyle raczej trudno zgodzić się, że był jedynie teologiem. Nie był nim, przecież inspiracje Biblią można znaleźć niezaprzeczalnie w twórczości C.S. Levisa czy Dana Browna, lecz czy to czyni ich teologami?

ARTUR BAŁAZIŃSKI