Śląska dzieje nieznane

16 maja 2006 roku Europejskie Forum Studentów AEGEE Katowice zorganizowało na Wydziale Nauk Społecznych Uniwersytetu Śląskiego konferencję naukową Śląska dzieje nieznane. Gośćmi konferencji byli dr Kazimierz Miroszewski - Prodziekan ds. Studiów Zaocznych Wydziału Nauk Społecznych, Dariusz Waleriański - członek Żydowskiego Instytutu Historycznego w Zabrzu, dr Urszula Burzywoda ekspert w dziedzinie językoznawstwa historycznego i polonistycznego oraz Dietmar Brehmer z niemieckiej wspólnoty Pojednanie i Przyszłość.

Komunistyczne nie znaczy radzieckie

Wyraźną różnicę istniejącą między tymi dwoma, często utożsamianymi określeniami, stosowanymi w odniesieniu do obozów pracy, wykazał na samym początku swojego wystąpienia dr Kazimierz Miroszewski. Początki komunistycznych obozów pracy na ziemiach śląskich sięgają lat wojennych. Wtedy były to rzeczywiście obozy zakładane przez Sowietów, lecz trudno było nazywać je obozami pracy. Były to raczej obozy koncentracyjne dla ludności "uznanej za niemiecką". Dr Miroszewski skłonny był zaryzykować tezę, iż w tamtych czasach obozy tego typu powstały w każdym większym mieście na Śląsku. Obozy te, zakładane przez NKWD bądź komendantów wojskowych, podlegały komendanturze w Bytomiu, Berlinie lub Moskwie.

Dr Urszula Burzywoda
Dr Urszula Burzywoda
Obozy zajmowały się głównie selekcją ludności przed wywózką do pracy na terenie ZSRR. Szacuje się, iż z terenów ówczesnego województwa śląsko-dąbrowskiego wywieziono w głąb ZSRR ok. 25 tys. ludzi (dla porównania z całych "ziem odzyskanych" ok. 100 tys.) Jednocześnie polskie władze administracyjne bądź struktury związane z ministerstwem bezpieczeństwa wewnętrznego organizowały na ziemiach śląskich tzw. "obozy przejściowe" zajmujące się gromadzeniem ludności "uznanej za niemiecką" w celu wykorzystania jej jako siły roboczej, a w późniejszym czasie odesłania do odpowiedniej strefy okupacyjnej w Niemczech. Obie formy obozów istniały do roku 1946, kiedy to zlikwidowano je powołując w ich miejsce obozy pracy podlegające Centralnemu Obozowi Pracy w Jaworznie. Najczarniejszą sławą cieszył się obóz pracy w Świętochłowicach. Największa ilość zgonów (ok. 1800) i najbardziej sadystyczny komendant to "osiągnięcia" nie do pozazdroszczenia. Ważnym momentem w historii komunistycznych obozów pracy na ziemiach śląskich był nakaz utworzenia obozów pracy przy kopalniach z 1945 roku. Obozy te miały zapewnić siłę roboczą dla śląskich kopalń. Ilość ludzi, którzy przewinęli się przez owe obozy liczona jest w dziesiątkach tysięcy. Do obozów trafiali wszyscy, których tylko można było do nich zesłać. Reichsdeutsche i Volksdeutsche, członkowie AK-owskiego podziemia, później także więźniowie kryminalni. To wszystko były jednak krople w morzu potrzeb. Władze wystosowały więc szereg próśb do władz radzieckich i tak za zgodą samego Stalina do obozów pracy na Śląsku trafiło ponad 50 tys. jeńców wojennych. Z biegiem lat zmieniało się nazewnictwo obozów pracy. Centralny Obóz Pracy Jaworzno zmienił się w Więzienie Progresywne dla Młodocianych. Idea jednak pozostawała ta sama. Wykorzystywanie jako darmowej siły roboczej wszystkich, którzy mogli choćby pomyśleć o sprzeciwie wobec władz. Ten czarny okres historii ziem śląskich trwał praktycznie do roku 1957, kiedy to rozwiązano ostatni tzw. "ośrodek pracy więźniów".

Prowadzący konferencję: Beata Urbaś i Marek Wizner z AEGEE oraz dr Kazimierz Miroszewski
Prowadzący konferencję: Beata Urbaś i Marek
Wizner z AEGEE oraz dr Kazimierz Miroszewski

Archeologia niepamięci

Osadnictwo żydowskie na ziemiach śląskich jest niezaprzeczalnym elementem historii tych ziem, a jednak, jak udowadniał Dariusz Waleriański, przez lata robiono wiele by o nim zapomnieć. Historia osadnictwa żydowskiego na Śląsku bierze swój początek w XI w. Z tamtych czasów przetrwały pierwsze niepotwierdzone informacje o żydowskich osadnikach zamieszkujących Racibórz. Osadnicy żydowscy przybywali na ziemie śląskie podróżując szlakami handlowymi z Hiszpanii. Znajdowali tutaj spokojną krainę o tak różnorodnej mieszance kultur i religii, że bez większych problemów potrafili znaleźć w niej miejsce dla siebie. Zajmowali się najczęściej handlem, w tym także zagranicznym, udzielaniem pożyczek i uprawą zboża. Pierwsze udokumentowane przypadki żydowskiego osadnictwa datuje się na rok 1150 w Małym Tyńcu i rok 1200 w Sokolnikach (obie miejscowości w okolicach Wrocławia). Osadnictwo żydowskie to jednak nie sielankowe odnajdywanie nowej ojczyzny, czy ziemi obiecanej. Ludność żydowska przez lata, jeśli nie wieki, była na Śląsku traktowana jako gorsza. Trzynastowieczne przywileje książąt śląskich mówiące o tym, iż wszyscy Żydzi są "własnością" księcia i muszą składać mu daninę "za opiekę", czy cła nakładane na kupców żydowskich za przekraczanie komór celnych, przez które kupcy chrześcijańscy przewozili swe towary wolni od opłat, to tylko nieliczne przypadki podziału ludności na lepsza i gorszą. Najczarniejszą jednak kartą historii osadnictwa żydowskiego na ziemiach śląskich są liczne pogromy ludności żydowskiej, poprzedzane nierzadko odseparowywaniem Żydów w wydzielonych częściach miast oddzielonych murem, płotem bądź rowem. Te ponure elementy historii pokazują nam smutną prawdę, iż żydowskie getta i pogromy to nie tylko koszmar II wojny światowej, ale "praktyka" stosowana na długo przed narodzeniem faszyzmu. Dzisiaj po tamtych osadnikach zostało niewiele śladów i pamiątek, nieliczne synagogi jak ta w Wielowsi datowana na rok 1771, czy też cmentarze żydowskie jak te w Zabrzu czy Gliwicach. Właśnie z jednego z takich cmentarzy pochodzi najstarszy materialny dowód osadnictwa żydowskiego. W 1917 roku we Wrocławiu odnaleziono najstarszy, datowany na 1203 rok żydowski nagrobek. Dziś jest jednym z najcenniejszych zabytków osadnictwa żydowskiego na Śląsku. Wykład Dariusza Waleriańskiego po raz kolejny pokazał, iż dzieje Śląska to nie tylko jasne karty historii i że wiele z tych kart jest jeszcze przed nami ukrytych.

Dariusz Waleriański
Dariusz Waleriański

... i oczy mam jasne, choć na Śląsku mieszkam...

Konferencje takie jak ta pokazują nam nieznane elementy historii naszego regionu. Pozwalają zajrzeć w przeszłość, dowiedzieć się skąd pochodzi śląska gwara, tak odmienna od języka polskiego a jednak tak silnie z nim związana. Dowiedzieć się rzeczy, o których nie pisze się w podręcznikach historii, poznać miejsca, o których istnieniu nie mieliśmy pojęcia, mimo iż mieszkamy właśnie tu, na Śląsku. Uświadamiają nam, że księga historii ma białe i czarne karty i że nie możemy zwracać uwagi tylko na biel starając się zapomnieć o istnieniu czerni. Szkoda jedynie, że konferencje takie jak ta, poświęcone historii regionu, tej historii, którą powinno się znać, przyciągają jedynie garstkę zapaleńców, którzy i tak znają poruszane na nich zagadnienia. Szkoda, że nie czujemy potrzeby poznania prawdziwego oblicza regionu, w którym się urodziliśmy i w którym żyjemy. Szkoda, że coraz mniej jest tych, którzy chcą wiedzieć...

ARTUR BAŁAZIŃSKI