MISJONARZE, CZY TURYŚCI?

Konferencje, sympozja i kongresy. Naukowe oczywiscie. Nikt nie zaprzeczy, ze odgrywaja wazna role w rozwoju nauki, a jeszcze bardziej w zyciu i karierze naukowcow. Kto przyjezdza na kongresy? Z pewnoscia amatorzy przygod intelektualnych, spragnieni dialogu i wymiany z podobnymi sobie, lowcy zlotych mysli, kolekcjonerzy biletow wizytowych i preprintow. Ale takze producenci aparatury naukowej, wydawcy i w ogolnosci specjalisci od biznesu naukowego. Na kongresach dzieje sie duzo, scenariusz zdarzen przewidzianych programem tylko czesciowo pokrywa sie z rzeczywistoscia. O wartosci merytorycznej tego rodzaju zgromadzen decyduje nie tylko ilosc zgloszonych wystapien, ale ich tresc, atrakcyjne, znane postacie, liczba reprezentowanych krajow, w koncu liczba uczestnikow, w tym takze osob towarzyszacych, a przede wszystkim mlodziezy naukowej: studentow i mlodych pracownikow nauki.

Poniewaz kalendarze imprez naukowych systematycznie puchna a koszty uczestnictwa rosna, powstaje pytanie

Ile to kosztuje?

Nasilenie wyjazdow na wszelkiego rodzaju spotkania naukowe widac w okresie letnich wakacji. Odbywaja sie one na ogol w atrakcyjnych miastach i osrodkach. Czy nie moze pojawic sie mysl, iz za fasada naukowosci kryje sie prozaiczna motywacja krajoznawcza? Chec zwiedzania egzotycznych nieraz krajow, sprzyjajaca zjawisku "turystyki naukowej"? Taka mysl pojawia sie, ale latwo jest odparowac ukryty w niej zarzut. W okresie wakacji w niektorych krajach pustoszeja hotele, wyludniaja sie domy akademickie, mniej kosztuje wynajecie luksusowych osrodkow kongresowych, zwanych nie bez slusznosci "palacami".

Wysokosc oplaty rejestracyjnej tylko czesciowo oddaje wielkosc rzeczywistych kosztow organizacyjnych. Kongresy nie sa dochodowe i nie bylyby mozliwe bez dotacji zdobywanych dzieki pomyslowosci organizatorow. Sukces w tym wzgledzie zalezy od zdolnosci graniczacych ze sprytem w zakresie poszukiwania bogatych sponsorow i prestizowych osobistosci ze swiata polityki. Czy bylo warto?

Przed kazdym wyjazdem i po kazdym powrocie zadajemy sobie to samo pytanie: czy bylo warto? Pytanie o korzysci, rzecz jasna. Sa one oczywiste, gdy patrzymy z perspektywy danej nauki, mniej oczywiste, gdy staramy sie dociec korzysci dla spoleczenstwa, a o korzysciach, jakie wynosza uczestnicy - oni sami wiedza najlepiej. Wydaje sie, ze dla kazdego naukowca wazne jest wlaczenie wlasnego dorobku naukowego w obieg swiatowy. Te tak jakby waskie strumyki wiedzy pochodzacej z roznych krajow i z roznych "szkol", doplywajac do jednej rzeki formuja nowe jej nurty. Publikacje w lokalnych pismach i egzotycznych jezykach nawet gdy sa wysokiej proby - maja ograniczony zasieg oddzialywania. Kongresy umozliwiaja wiec konfrontacje osiagniec lokalnych z dorobkiem swiatowym. Zapewniaja takze zdobycie ogolnej orientacji w tym co dzieje sie w danej dyscyplinie. Mlodzi badacze o nieznanych jeszcze nazwiskach i skromnym dorobku - maja szanse zaistnienia. Spotkania "dinozaurow" naukowych z "narybkiem" obfituja liczba ostrych spiec i paradoksalnych konstatacji. Stanowia ferment myslowy i pozostaja na dlugo we wspomnieniach.

Bywa, ze na kongresach nawiazuja sie rozmaite koalicje, powstaja nowe grupy badaczy o wspolnych zainteresowaniach dajace poczatek nowym organizacjom i instytucjom. Odbywaja sie nierzadko "porody" ale i "rozwody" naukowe i zawierane sa alianse dyscyplinowe, pokazujace wage problematyki "pogranicza". Jednym slowem - tygiel.

Co tam Panie w polityce?

Mozna byloby powiedziec, ze w czasie minionych wakacji Hiszpanie trzymali sie mocno. Kraj ten bil rekordy popularnosci nie tylko w zakresie turystyki, i to mimo szalejacych upalow. Oprocz Miedzynarodowego Kongresu Psychologii Stosowanej w Madrycie /Polske reprezentowalo 19 aktywnych uczestnikow, w tym 3 osoby z naszego Uniwersytetu, plasujac nasz kraj miedzy Belgia i Austria/ odbywaly sie konferencje psychologow zdrowia /uczestniczyla w niej 1 osoba z naszej Uczelni/, konferencja psychologow politycznych w Corunie, konferencja psychologii stresu i zapewne wiele innych.

Kongres Psychologii Stosowanej w Madrycie nalezy do udanych przede wszystkim dlatego, ze byl swietnie zorganizowany, najbardziej liczny, szeroko reprezentowany. Najwieksza sensacja byly upaly, zapedzajace uczestnikow do klimatyzowanych pomieszczen wspanialego palacu kongresow. Nie bylo skandali, zasadniczych kontrowersji, magnetycznie dzialajacych na wyobraznie mowcow, idoli. Sa bowiem kongresy przelomow i kongresy rozlamow. Kongresy nowych, elektryzujacych idei, wchodzenia na scene nowych terminow naukowych, technik badawczych i "warsztatow". Kongres w Madrycie takim byl. Moze tylko male rozczarowanie na poczatku, zwiazane z odwolaniem przybycia krolowej Zofii jako najznakomitszej protektorki Kongresu. Bo na innych kongresach zdarzaly sie wypadki wykraczajace poza kontekst naukowy. Np. na kongresie psychologow w Rzymie /1954/ owczesny Papiez podniosl problem "podgladania" duszy przez psychologow jako zagadnienie moralne /analogia do podgladania cudzego ciala/. To wywolalo sprzeciw teoretykow, zajmujacych sie pomiarem osobowosci za pomoca testow. Sprzeciw zorganizowali wloscy komunisci, twierdzac, ze glowa Kosciola Katolickiego nie powinna zabierac glosu w sprawach nauki. Na innym kongresie w r. 1966 w Moskwie licznie reprezentowana grupa psychologow amerykanskich /po raz pierwszy wizytujaca ten kraj/ wysluchawszy powitalnego przemowienia potepiajacego agresje Stanow Zjednoczonych w Wietnamie, zagrozila opuszczeniem kongresu. Konfliktowi zapobiegl glos rozsadku: przyjeto zasade nie cenzurowania wypowiedzi zaproszonych gosci i nie przyjmowania odpowiedzialnosci za ich slowa.

Przyjecia, otwarcia i zamkniecia

Najczesciej w siedzibie lokalnych wladz, u burmistrza, na ratuszu. Czasem u bogatszych sponsorow i na ich koszt. Ale takze organizowane ad hoc wspolne sniadania i lunche, koktaile i happenningi trwajace przez noc, ubarwiane wystepami artystycznymi samych uczestnikow. Obyczaj maksymalnego wyzyskania czasu: zalatwiania spraw przy okazji spotkan nieformalnych wprowadzili Amerykanie, ktorych na kongresach bywa najwiecej /w Madrycie az 344, co plasowalo ich na 2 po Hiszpanach miejscu/.

Napiecie towarzyszace referentom, koniecznosc oszczedzania na zoladku i zwykle zmeczenie wplywaja na charakterystyczny styl zachowania sie kongresowiczow. Rzucanie sie w jakims dzikim niemal amoku na potrawy. Gdy po wszystkich oficjalnych ceremoniach otwieraja sie drzwi sali bankietowej - blyskawicznie pustoszeja polmiski, a sala napelnia sie lubym gwarem. Gdzie sie podzialy maniery nienagannie blyszczacego elegancja Japonczyka, gdy w blagalnym niemal gescie usilowal zdobyc u kelnera garstke ryzu. Ryzu nie widzial? Widzial, ale to ciekawosc obcych potraw sprawila, ze podobnie jak inni napieral w tlumie walczac o dostep do jadla.

Na przyjeciach pozegnalnych panuje atmosfera wiekszej swojskosci, stres ustapil, sprawy zalatwione, zaczynaja sie zarty, a nawet flirty.

Bez wzgledu na to jak zartobliwie nazwiemy kongresy: torem wyscigowym, targowiskiem idei, festynem, czy sala balowa - jedno pozostanie pewne: dla ludzi nauki spotkania takie maja wielkie znaczenie. Naukowcy zawsze wedrowali po swiecie. Im czesciej i do bardziej odleglych krajow tym lepiej dla rodzimej nauki. Kongresy na dlugo pozostana doskonala okazja dla intelektualnego randez-vous. Dla "misjonarzy" nauki kongres to okazja do odbycia pielgrzymki, dla "turystow" - szansa nasycenia swojej ciekawosci naukowej i krajoznawczej. Byc w Madrycie i nie wybrac sie do Prado? Zrezygnowac z wycieczki do Toledo? To prawie skandal. Znajomosc swiata jest wpisana w obowiazek uczonych - nie jest li tylko zachcianka turystyczna. Za czyje pieniadze to zwiedzanie? Za swoje. Dodajmy, ze uczestnictwo w kongresie to rowniez ogromne koszty psychologiczne. Jest czego zazdroscic? W pewnym sensie tak, ale moze warto wyrazic im takze odrobine uznania, a moze takze wspolczucia.