Daleko od baru

My, naród jesteśmy już w NATO. My, uniwersytet sposobimy się do przyjęcia teologów. A my, Oślizło znów pochylamy się nad klawiaturą i z głowy (czyli z niczego) próbujemy przelać coś na dyskietkę. Zapewne dla narodu wnatowstąpienie było przedsięwzięciem heroicznym, zapewne dla społeczności akademickiej uniwersytetu (znanego jeszcze niedawno jako czerwony) powiększenie go o wydział teologiczny będzie doświadczeniem ekscytującym, ale w wymiarze jednostkowym znój felietonisty też jest godzien wspomnienia. Zwłaszcza, że felieton trzeba pisać na długo zanim się ukaże wcześniej i akurat wypadło w św. Patryka. Tu Patryk, zieleń i dorosłe napoje w szklankach, a tu siedź człowieku i pisz. No cóż, w ostatnim numerze,, GU" wszyscy mogli dostrzec jaskrawe nierówności pomiędzy felietonistami naszego periodyku - niektórzy moi koledzy wypełniają swoje ciężkie obowiązki we wziętym barze. Suszyć musi ktoś, by wypełniać (lub raczej opróżniać) mógł ktoś. Oj, panie Redaktorze Naczelny! Jeśli te szykany nie ustaną, to nie będziemy już, jak chciał poeta, przypominać nad Rawą co rzekł Cambronne. My tu raczej zacytujemy coś z prostej poezji wieszcza Leppera, który żadnej władzy się nie lęka. Ciekawe nawiasem mówiąc czy ludzie, którzy rozstawiają wszelkie władze po kątach, biorą czasem pod uwagę, że mogą ich opuścić własne władze umysłowe, bojąc się nieprzejednanej krytyki?

Tak więc piszę i powstrzymuję się od świętowania, dodając sobie otuchy nadzieją, że wielce czcigodni członkowie przyszłego fakultetu teologicznego zechcą zauważyć moją godną postawę w czasie wielkopostnym. Prawdę mówiąc, nie mam wielkiej nadziei, bo po pierwsze mój post jest z musu, a po drugie, jak znam życie, to oni też podążą do baru nawracać zbłąkaną owcę, z czego wielka będzie radość w Królestwie Niebieskim.

Zbłąkanych owiec znalazłoby się pewnie na uczelni więcej, ale w znacznej mierze zostały już one objęte procesem recyclingu, ba, same się odzyskały, co łatwo sprawdzić oglądając stare - nowe twarze w towarzystwie osób duchownych. Taka już widać uroda naszej uczelni, że niektórzy jej prominentni uczeni już od dziecka byli bezkompromisowo otwarci na obowiązujące nowości. Od zawsze też istniał na niej wydział o inicjałach WT - dotychczas,, T" oznaczało,, Technika", teraz będą dwa takie wydziały. Jego Magnificencja w poprzednim numerze,, GU" przedstawił obszerne i głębokie uzasadnienie powołania nowego wydziału w naszym Uniwersytecie, pięknie przedstawiając teologię - zapomnianą na polskich uczelniach dziedzinę wiedzy - oraz zwracając uwagę na korzyści, jakie społeczność akademicka odniesie, gdyby wydział powstał. Może nie bez sensu byłoby też zastanowić się nad tym, że korzyści odniosą również dotychczasowi słuchacze wykładów teologii w seminarium, złośliwie zwanym przez niektórych znajomych księży,, technikum duchownym". Miejmy nadzieję, że zetknięcie z uniwersytetem będzie korzystne dla ich rozwoju. Tu się wzdrygnie niejedna dusza laicka: jakże to, jeszcze mamy wzmacniać siły kleru? Nawet jednak laicka dusza musi przyznać, że mimo wielu lat ćwiczeń z humanizmu bezwyznaniowego nie udało się przemienić zjadaczy chleba w świeckie anioły, które zachowują się jak bohaterowie czytanki z podręcznika do nauki języka rosyjskiego dla klas siódmych (wydanie 1988 i wcześniejsze).

Niektórzy zjadacze chleba zmieniają się raczej w wąchaczy kleju albo rozbijaczy czaszek. Sytuacja, zresztą nie tylko w naszym kraju, budzi wątpliwości nawet niedawnych orędowników totalitarnej tolerancji dla wszystkich. Nic dziwnego, że trzeba się rozglądać za sojusznikami, jeśli nie chcemy, aby w ślad za prostytutkami krążącymi wokół rektoratu pojawili się dealerzy narkotyków oraz bejzboliści szukający piłki. Rzecz jasna, księża nie spowodują przemiany zjadaczy chleba w pobożnych poczciwców: dwa tysiące lat doświadczenia nauczyło Kościół pokory w tym względzie. Zwłaszcza kończące się stulecie było w tym względzie nieubłagane: jeszcze sto lat temu młody Churchill przekonywał ponoć kolegów, że religia jest praktyczna choćby z tego powodu, że powstrzymuje służbę od kradzieży. Dzisiaj służby już prawie nie ma, za to kradzieże przeżywają dynamiczny rozwój. I tylko nie wiadomo do końca, czy to skutek, czy przyczyna powszechnego odwrotu od religii. Z pewnością działalność księży nie jest panaceum na choroby, którymi zaraziliśmy się mimo ich przestróg. Jednak nie należy szacować ich możliwości zbyt nisko - do wielu środowisk to oni dotrą prędzej niż nieruchawa machina państwowa. Z tego czysto utylitarnego powodu nie należy się wzdragać przed otwarciem drzwi uniwersytetu dla przyszłych kapłanów. Jest bowiem jakiś metafizyczny składnik w akademickiej atmosferze, który działając przy pomocy jakiejś tajemniczej osmozy podnosi poziom wszystkich tu studiujących, nawet jeśli zgłębiają oni bardzo szczegółowe i specjalistyczne produkcje ludzkiego umysłu. Tradycja akademicka powinna również antyklerykałom podpowiadać, że wyższy poziom ich potencjalnych przeciwników jest korzystny dla poziomu ewentualnej dysputy: cóż to za sukces dla mistrza wszechwag pokonać adwersarza z wagi lekkośredniej.

Czas kończyć, puby i tak zamknięte. Czy nie można by w ramach pogłębiania wymiaru duchowego rozważyć uruchomienia nocnego przybytku czcicieli św. Patryka w jakiejś uniwersyteckiej krypcie?