STYPENDYSTA MEN - PRZEMYSŁAW MARCINIAK

Student V roku Filologii Klasycznej, uhonorowany stypendium po raz drugi. Na studia w UŚ przyjęty został jako finalista Ogólnopolskiej Olimpiady Języka Łacińskiego.
Przemysław Marciniak

Przewodniczący Koła Naukowego Młodych Klasyków, student i stypendysta Collegium Invisibile, gdzie studiuje pod kierunkiem prof. Jerzego Axera i prof. M. Borowskiej. Jest dwukrotnym stypendystą Joint Associatoin of Classical Teachers, otrzymał także stypendium Fundacji Stefana Batorego oraz stypendium Funduszu Pomocy Niezależnej Literatury Polskiej na wyjazd badawczy do Uniwersytetu Ateńskiego. Prowadzi współpracę naukową z Opus Fundatum Latinitatis w Watykanie oraz z Polskim Towarzystwem Filologicznym, którego jest członkiem. Swoje publikacje naukowe zamieszcza w czasopiśmie "Pallas Silesia" i "Meander". Uczestniczył w konferencji naukowej XI Feriae Latinae Nicensis (sierpień 1997). Posiada także dyplom ukończenia sesji warszawskiej Międzynarodowej Szkoły Humanistycznej Europy Wschodniej (1998). Gruntownie studiuje języki klasyczne, ponadto biegle włada językiem francuskim i angielskim, czyni postępy w opanowaniu języka włoskiego, niemieckiego i hebrajskiego, dzięki dużej sprawności językowej łatwo nawiązuje kontakty ze specjalistami z uczelni zagranicznych.

A jak udało się tego wszystkiego dokonać? Sam za bardzo nie wie. Jeśli coś go interesowało, to starał się to po prostu robić dobrze, i stąd się najprawdopodobniej to wszystko wzięło. Efekty przyszły zupełnie potem i zupełnie same. Nigdy niestety nie był cudownym dzieckiem. Zadań matematycznych nie rozwiązywał ani jako czternastoletnie dziecko, ani teraz nie jest w stanie im podołać. Cóż za strata!

Mimo wszystko posiada w sobie niepohamowaną chęć do bycia najlepszym we wszystkim, co robi. Fantastycznie działa na niego współzawodnictwo, oczywiście w zdrowym i pozytywnym sensie tego słowa oczywiście. Nikogo nigdy nie podtruwał (wzorem greckich tragedii), ani nie przysyłał węży w koszyku. Wstyd po prostu byłoby mu chować się gdzieś po kątach, jeśli już wybrał sobie jakąś dziedziną wiedzy, nie pozostaje nic innego jak wysunąć się na czoło i móc spojrzeć sobie w oczy. Czy to tak trudno jest zrozumieć, że lubi to co robi?

Przyszłość swoją chętnie widziałby różowo, choć nie chciałby zostać określony mianem niepoprawnego optymisty. Nie wyklucza oczywiście pracy w szkole jako nauczyciel łaciny, ale nie do dydaktyki czuje się powołany, dużo bardziej chciałby związać swoją przyszłość z karierą naukową. A to niestety zależy od wielu, wielu czynników zewnętrznych, zupełnie niezależnych od jego woli i chęci. Dlatego właśnie powstrzymuje się od wygłaszania jakichkolwiek, zbyt jednoznacznie brzmiących deklaracji na temat swoich planów na przyszłość. Plany są ambitne, ale rzeczywistość skrzeczy i człowiek może zostać przez nią zupełnie zaskrzeczony zanim się w ogóle zorientuje w tym podstępie.

Sumienie swoje własne i uczciwość wymaga od niego stwierdzenia, że w całym uniwersyteckim życiu zdarzało się tak jakoś przedziwnie, że wszyscy ludzie, których spotkał na swej drodze, pomagali mu w realizacji najbardziej nierealnych pomysłów. Otaczała go życzliwość i nie miałby nawet na co ponarzekać, nawet gdyby chciał. Sądzi jednak, że rozwój Uniwersytetu Śląskiego, jaki udało mu się zaobserwować, a w tym podejmowanie nowych inicjatyw edukacyjnych (jak na przykład powołanie MISH), są oznaką, że wszystko idzie ku lepszemu. Jest to bowiem uniwersytet młody nie ma w nim takiej strasznie zapiekłej konserwatywności. Ta młodość zdecydowanie bardziej pomaga niż szkodzi, trzeba ją umieć tylko odpowiednio wyzyskać.

Jego filologiczne zainteresowania doskonale wypełniają mu czas wolny i to one stanowią jego najważniejsze hobby. Wcale się tym nie martwi, bo dużo ciekawsze wydaje mu się bycie filologiem klasycznym i humanistą w najszerszym znaczeniu tego słowa niż filatelistą lub filumenistą, nie urażając tych ostatnich oczywiście. Na dodatek pasjami uwielbia podróżować, czemu poświęca dużo energii. No i jeszcze niestety uwielbia czytać książki science-fiction. Słowo honoru. I to te najgorsze, zupełnie nie uchodzące w towarzystwie za wybitne, nie pretendujące w żaden sposób do miana klasyków tego gatunku. Trochę go to może i martwi, ale raczej nie za bardzo.

Boże, żeby on to jeszcze wiedział, na co przeznaczy stypendialne pieniądze! Najprawdopodobniej kupi pełno jakichś książek, a jeszcze prawdopodobniej - zrealizuje jakieś podróżnicze plany wakacyjne.