Według legendy, od początku do końca prawdziwej, było tak: półtora roku temu dziekan Wydziału Filologicznego otrzymał z Niemiec list, którego nadawca p. Alexander Alisch pisał, iż słyszał, że Uniwersytet Śląski organizuje letnią szkołę dla cudzoziemców i w związku z tym chciałby w niej uczestniczyć. I wtedy wśród pracowników polonistyki znalazło się grono ludzi, którzy uznali, że miast korespondencyjnie wyprowadzać z błędu nieznanego wówczas nikomu Niemca prościej będzie zorganizować mu tę szkołę; jemu, a przy okazji jeszcze kilkudziesięciu cudzoziemcom.
Tak narodziła się Letnia Szkoła Języka, Literatury i Kultury Polskiej Uniwersytetu Śląskiego, inicjatywa polonistów stanowczo zbyt mało znana i chyba nadal nie doceniana, nawet w naszym małym światku uniwersyteckim.
W pierwszej, ubiegłorocznej Szkole uczestniczyło 36 osób - z Europy i Chin. Przyjęto je w Cieszynie gdzie razem ze swymi wykładowcami zamieszkali w domu studenckim Filii US. Tam odbywali zajęcia, stamtąd wyruszali na "programowe" wycieczki w południową Polskę i w Beskidy. Doświadczenia ubiegłoroczne były na tyle zachęcające, iż organizatorzy, nie bacząc na przeogromne trudności finansowe, postanowili Letnią Szkołę uczynić przedsięwzięciem stałym.
Korzyści dla kultury polskiej płynące z organizowania takich szkół są tak bardzo oczywiste, że aż nie wypada o nich mówić. Ale, zdaje się jest tak, że dopiero bezpośrednie, osobiste zaangażowanie w tego rodzaju inicjatywę pozwala odkryć jej drugi, kto wie czy nie ważniejszy sens. Coś takiego przytrafiło się polonistom - entuzjastom, bo zaraz po rozjechaniu się ubiegłorocznych uczestników Szkoły rozpoczęli przygotowania jej drugiej edycji - na rok obecny. Ludzie ci "zarażeni" zostali atmosferą wspólnoty - może na nowo, a może po raz pierwszy właśnie dzięki Szkole. Dzięki wspólnemu obcowaniu ze sobą, z cudzoziemcami, z którymi nawiązali serdeczne przyjaźni, jak i w grupie wykładowców, w końcu kilkudziesięciu osób, z różnych katedr i instytutów filologicznych, spotykających się dotąd wprawdzie często gdzieś na schodach, korytarzach, uczelni rzucających sobie zdawkowe "cześć", a właściwie nie znających się, nic o sobie nie wiedzących - po całym tym przeżyciu zauważyli, że na wydziale zrobiło się jakoś inaczej, po prostu - sympatyczniej. Dlatego postanowili, że Letnia Szkoła Języka, Literatury i Kultury Polskiej Uniwersytetu Śląskiego nie powinna się rozwijać w sensie ilościowym. Tylko stosunkowo nieduża grupa uczestników pozwala budować ową atmosferę wspólnoty. Ta zaś jest bardzo ważna dla jakości percepcji i języka, i literatury i kultury.
Łatwiej jednak postanowić niż realizować. W ciągu całego roku akademickiego nadeszła setka zgłoszeń na najbliższy sierpień. Trzeba było dokonać jakiejś selekcji. Bezpieczeństwo finansowe przedsięwzięcia wymusiło zasadę, iż w pierwszej kolejności przyjęto uczestników będących w stanie w całości zapłacić za swój udział. Potem dopiero dobierano kandydatów tak aby zapewnić różnorodność narodowościową oraz przyjąć tych, którzy starali się bezskutecznie w roku ubiegłym. Ale przyjęto także osoby, które już w roku ubiegłym były w Cieszynie i zapragnęły przyjechać ponownie.
Lista zagranicznych uczestników tegorocznej Szkoły nie została jeszcze ostatecznie zamknięta. Będzie ich ponad czterdziestu z czego połowa przyjedzie z krajów Europy Środkowo-Wschodniej, po jednym uczestniku z Wietnamu, Chin i Mongolii a z Zachodu - Francuz, Amerykanka, Niemcy. Polonusi to przede wszystkim silna, 4-osobowa grupa z Kiszyniowa w Mołdawii, Polka z Litwy, ktoś z Ukrainy, ze Słowacji, kilka - z Ostrawy. Być może w trakcie szkoły okaże się, że uczestników z jakimiś polskimi korzeniami będzie więcej niż to wynika ze zgłoszeń.
Trzeba koniecznie wymienić instytucje i osoby w różny sposób, najczęściej finansowy, wspierające tegoroczną Szkołę. Są to, poza ministrem Edukacji Narodowej i rektorem US oraz zastrzykiem 40 mln zł z Fundacji dla Uniwersytetu Śląskiego, wojewodowie katowicki i bielski, prezydent Katowic i burmistrz Cieszyna, Fundacja Stefana Batorego i Wspólnota Polska oraz firmy: Biuro Podróży "Superpol" z Katowic, "Erander Ltd" z Cieszyna, "Biuro Market" oraz "Ibex" z Katowic a także "Qumak" z Krakowa. Bez nich, ale przede wszystkim bez wielkiej pracy szefowskiego tandemu dr dr Jolanty Tambor i Romualda Cudaka oraz ich współpracowników nie doszłoby do drugiego już zjazdu złaknionych kultury polskiej w Cieszynie.
Życzymy powodzenia.