Rozmowa z prof. zw. dr. hab. Andrzejem Norasem, kierownikiem Zakładu Historii Filozofii Nowożytnej i Współczesnej Uniwersytetu Śląskiego

Kłopoty z filozofią

W filozofii chodzi tylko o to, żeby uchwycić obiektywny obraz świata. O tym, jakie trudności czekają nas na drodze do poznania, rozmawiamy z autorem książki Kłopoty z filozofią, wydanej w 2015 roku przez Wydawnictwo Uniwersytetu Śląskiego.

Prof. zw. dr hab. Andrzej Noras z Zakładu Historii Filozofii Nowożytnej i Współczesnej UŚ
Prof. zw. dr hab. Andrzej Noras z Zakładu Historii Filozofii Nowożytnej i Współczesnej UŚ

Kto ma kłopoty z filozofią?

– Wszyscy mają kłopoty z filozofią. Zdecydowana większość społeczeństwa nie rozumie filozofii i zastanawia się, po co w ogóle filozofia jest, po co funkcjonuje w przestrzeni publicznej. Ludzie, którzy amatorsko zajmują się filozofią, mają problemy z określeniem, czym jest filozofia – okazuje się, że to jest bardzo trudne. Osoby, które zawodowo zajmują się filozofią, mają kłopoty z filozofią, dlatego, że zawsze zaczynają filozofować w ramach jakiejś określonej szkoły i bardzo często nie wychodzą poza tę szkołę.

A jak można zdefiniować filozofię i w jakiej relacji jest ona do nauki? Czy filozofia jest nauką?

– Filozofia jest nauką, bo, jak dobrze wiemy z historii filozofii, to filozofia stworzyła naukę, a nie odwrotnie. To dopiero pozytywizm przyzwyczaił nas do myślenia, że nauka i filozofia są czymś innym. Wcześniej ludzie byli przekonani, że filozofia jest nauką, i ja myślę, że to przekonanie jest słuszne. Karl Jaspers mówił, że filozofia jest naukowa w swoim postępowaniu. Nie znaczy to oczywiście, że filozofia dostarcza nam poznań pewnych, ale to już wynika z jej specyfiki.

Na motto swojej książki Kłopoty z filozofią wybrał Pan Profesor cytat z Cywilizacji spektaklu Maria Vargasa Llosy – zdanie, które mówi o tym, że w cywilizacji spektaklu intelektualista przestał się liczyć. We wstępie pisze Pan o tym, że ludzie utracili naturalną ciekawość świata, a jako jeden z powodów tego stanu rzeczy wymienia Pan rozwój współczesnych środków technicznych. Czy w dobie rozwoju i przemian cywilizacyjnych jest jeszcze jakaś nadzieja na to, że intelektualiści odzyskają swój status w społeczeństwie? I jakie są perspektywy dla filozofii?

Przede wszystkim społeczeństwo musi uznać, że intelektualiści są mu w ogóle potrzebni, a na razie jest z tym ogromny problem. Przyczyna jest bardzo prosta: gdy ludzie chcą się czegoś dowiedzieć, to sięgają do Wikipedii i już wiedzą, prawda? Mamy także do czynienia z kryzysem autorytetów, również naukowych, i w związku z tym pojawia się szereg problemów. Na razie środki masowego przekazu i te wszystkie środki techniczne wyrządzają ludziom wiele szkody, mimo że teoretycznie pomagają. Zawsze podaję taki przykład: kiedy kupuję komputer i instaluję nową wersję edytora tekstu, przez kolejny miesiąc walczę z tym edytorem tekstu, żeby on mi nie pomagał w pisaniu. Od dawna korzystam z komputera, ale dla mnie edytor tekstu jest po prostu bardzo przydatną i bardzo przyjazną maszyną do pisania. Lepiej, żeby błędów za mnie nie poprawiał. Kiedy w edytorze tekstu włączone są te wszystkie opcje pomocnicze, w tekście często pojawiają się różne dziwne i niezamierzone rzeczy – chyba każdy to przeżył, prawda? Problem polega na tym, że większość osób edytor tekstu zwalnia z myślenia.

Wspomniał Pan Profesor o kryzysie autorytetów i w książce również pisze Pan o tym, że często zapominamy, ile zawdzięczamy naszym poprzednikom. A kim są Pana autorytety?

– Moje autorytety to trzej profesorowie na literę „G”: najpierw profesor Mieczysław Gogacz, u którego studiowałem na ówczesnej Akademii Teologii Katolickiej w Warszawie (obecnie Uniwersytet Kardynała Stefana Wyszyńskiego), następnie emerytowany już profesor Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego Jerzy Gałkowski, u którego pisałem doktorat poświęcony filozofii Nicolaia Hartmanna. Potem trafiłem na Uniwersytet Śląski, gdzie wieloletnim kierownikiem Zakładu Historii Filozofii (później wydzieliły się z niego Zakład Historii Filozofii Starożytnej i Średniowiecznej oraz Zakład Filozofii w Polsce), a następnie Zakładu Historii Filozofii Nowożytnej i Współczesnej był profesor Czesław Głombik. On również jest wielkim autorytetem, jeśli chodzi o historię filozofii i filozofię.

Każdy rozdział książki Kłopoty z filozofią jest poświęcony jednemu kłopotowi lub, inaczej mówiąc, błędowi. A czy któryś z tych błędów jest najpowszechniejszy albo najbardziej zagraża filozofii?

– Nie pisałem tej książki po to, żeby zasygnalizować jakiś jeden najpoważniejszy błąd. Wydawało mi się raczej, że każdy z tych błędów w jakimś stopniu zagraża filozofii. Nie próbowałem ich hierarchizować – ich ocenę pozostawiam czytelnikowi. Punktem wyjścia moich naukowych rozważań zawsze była filozofia Nicolaia Hartmanna, który mówił o „izmach”. Każdy z opisanych w Kłopotach z filozofią błędów rzutuje na nasz punkt widzenia, czyli każdy z tych błędów jest jakimś „izmem”, który utrudnia nam uchwycenie obiektywnego obrazu świata. A w filozofii tylko o to chodzi – żeby uchwycić obiektywny obraz świata.

À propos Nicolaia Hartmanna – w książce przewija się myśl, że filozofia powinna być namysłem nad problemami, a nie studiowaniem biografii intelektualnych poszczególnych filozofów. Jakie problemy badawcze i pojęcia są najważniejsze dla Pana jako filozofa i historyka filozofii?

– Moje badania poszły w dwóch kierunkach. Pierwszy dotyczył etyki, a właściwie nie całej etyki, ale problemu wolności. Ten problem mnie zainspirował i stał się tematem mojej pracy doktorskiej. Skupiłem się w niej na rozumieniu wolności woli u Nicolaia Hartmanna, bo problemu wolności woli nie da się oczywiście omówić całościowo. Niektórzy myślą, że o każdym problemie można mówić na okrągło – to przypomina taką anegdotę: pewnemu politykowi powiedziano, że ma wygłosić przemówienie, a on wtedy pyta, ile ma trwać to przemówienie. Oni mu mówią, że 5 minut, a polityk odpowiada, że jeżeli 5 minut, to on nie może wygłosić tego przemówienia, bo będzie musiał się do niego przygotowywać przez miesiąc. Jakby miało trwać 2 godziny, to on by mógł mówić ad hoc. Dokładnie tak samo jest wtedy, kiedy próbuje się mówić o problemie i czyni się konkretny punkt wyjścia. Wtedy okazuje się, że ten punkt wyjścia zatacza coraz szersze kręgi. Podobnie było w moim wypadku – filozofia Nicolaia Hartmanna, etyka i problem wolności woli zaprowadziły mnie do źródeł filozofii Hartmanna, czyli do szkoły marburskiej. W ten sposób głównym tematem moich zainteresowań stał się neokantyzm, który zresztą badamy w Katowicach. Instytut Filozofii Uniwersytetu Śląskiego jest centrum badań nad neokantyzmem w Polsce, a neokantyzm przeżywa obecnie renesans w całej Europie. Niemcy, czyli ojczyzna neokantyzmu, miały z nim ogromne problemy po drugiej wojnie światowej, ponieważ większość filozofów neokantowskich była pochodzenia żydowskiego. Dopiero w latach 90. rozpoczęły się studia nad neokantyzmem, a my dobrze wpisaliśmy się w ten nurt. Przy okazji wyszło na jaw, że neokantyzm jest całkiem nową filozofią, a nie tylko odnowieniem myśli Immanuela Kanta. Cały program neokantyzmu sprowadza się w gruncie rzeczy do tego, co rozumiemy pod pojęciem filozofii krytycznej. W zakończeniu Krytyki praktycznego rozumu Kant napisał: „dwie rzeczy napełniają umysł coraz to nowym i wzmagającym się podziwem i czcią […]: niebo gwiaździste nade mną i prawo moralne we mnie”. Jak krytycznie to niebo gwiaździste poznać i jak zgodnie z prawem moralnym działać – to właśnie mnie zajmuje.

W książce wspomina Pan Profesor o tym, że trzeba poznać historię filozofii, zanim zacznie się filozofować. Czy orientacja w kanonie filozoficznym jest ważniejsza od tak zwanego świeżego spojrzenia? Ludwig Wittgenstein znał historię filozofii tylko pobieżnie, a został jednym z najgłośniejszych dwudziestowiecznych filozofów.

– Zgadza się, ale mówimy o wyjątku potwierdzającym regułę i chociaż moglibyśmy podać jeszcze kilka takich wyjątków, to należy pamiętać o tym, co mówił wspomniany już kilkakrotnie Nicolai Hartmann: nigdy nie zaczynamy filozofować w absolutnej próżni. Trzeba znać historię filozofii, żeby nie wyważać dawno otwartych drzwi. Wiele problemów, które dzisiaj podejmujemy, już kiedyś próbowano rozwiązać, nawet jeśli te rozwiązania są fałszywe z dzisiejszej perspektywy. To jasne, że perspektywa się zmienia, bo zmienia się nauka i po prostu wiemy więcej. Nie będziemy pytać Immanuela Kanta o teorię względności Einsteina, skoro Kant zmarł w roku 1804, a Einstein pierwszą teorię względności ogłosił w 1905, a drugą w 1915. Ale możemy Kanta zapytać o inne rzeczy: jak rozumie naukę, filozofię i szereg innych problemów. Na te pytania Kant nam odpowie i dzięki temu widzimy więcej. W swojej książce przywołuję słynne zdanie Bernarda z Chartres, który mówił, że wsparci na barkach autorytetów widzimy więcej. Między innymi po to uczymy się historii filozofii: żeby powiedzieć więcej, a nie tylko po to, żeby coś mówić i znać daty. Słusznie przypomniała Pani o odwróceniu się od biograficznej historii filozofii, bo chociaż przeżycia w rodzinie Sørena Kirkegaarda wpłynęły na to, że miał taką mroczną wizję dziejów, to w przypadku większości filozofów życiorys nie miał większego znaczenia. Nicolai Hartmann był człowiekiem, którego charakteryzuje w etyce tak zwany postulatywny ateizm, to znaczy pogląd, że człowiek może się rozwijać w pełni tylko wtedy, kiedy założymy, że Boga nie ma. Dlatego Hartmann pozostawił Boga poza obszarem swoich rozważań. W związku z tym wielu wyciągnęło wniosek, że Hartmann był ateistą, a tymczasem on na wszelki wypadek ochrzcił swoje dzieci w kościele protestanckim. Historia filozofii jest kopalnią różnych problemów i Hartmann uczy, że problemy są zawsze podobne, zmienia się tylko ich szata. Wciąż zadajemy to samo pytanie: jaki jest sens naszego życia? Oczywiście stale zmienia się kontekst i udzielane odpowiedzi, bo one są związane z naszą wiedzą. Zakładamy, że jest jakiś postęp poznania, a jednocześnie istnieją granice poznania. To wszystko powoduje, że budujemy jakiś obraz świata, ale to nie jest tak, że każdy ma swój własny obraz świata, na co zwracam uwagę w Kłopotach z filozofią. My dwoje siedzimy teraz w jednym pokoju i rozmawiamy ze sobą. Ten pokój wygląda tak, jak wygląda, i nasze postrzeganie może różnić się co do szczegółów, na przykład koloru ścian, ale żadne z nas nie mówi, że tutaj jest piętnaście okien, prawda? W tym pokoju jest jedno okno. Nie powiemy też, że ten pokój znajduje się w Warszawie. Różnimy się tylko w szczegółach, natomiast ogólny obraz świata jest taki sam, co potwierdza zresztą tezę Kanta, że my również wnosimy coś do poznania – my wnosimy naszą wiedzę.

Autorzy: Magdalena Mickielewicz
Fotografie: Archiwum A. Norasa