Wspomina Jacek Spendel, dyrektor Polsko-Amerykańskiej Akademii Liderów, prezes Fundacji Wolności i Przedsiębiorczości, absolwent Wydziału Nauk Społecznych UŚ

Najlepsze pomysły rodzą się w jacuzzi!

Zacznę od małego przełomu. Moja przygoda z myślą wolnościową zaczęła się jeszcze w klasie maturalnej, kiedy to założyłem katowicki oddział Stowarzyszenia KoLiber. Przyciągnąłem wielu ludzi, których poglądy były zbliżone do moich – konserwatywnych w sferze światopoglądowej i liberalnych w podejściu do gospodarki i wolności osobistej, chociaż to słowne zestawienie (konserwatywny liberalizm) nie jest w moim odczuciu najszczęśliwsze. Lepiej mówić o idei wolności. Chciałbym przy tym zaznaczyć, że KoLiber nie ma nic wspólnego z żadną partią polityczną. Spośród wielu możliwości wybraliśmy ścieżkę edukacyjną. Nie interesuje nas droga polityczna, która niejednokrotnie marnuje energię młodych ludzi, wciągając ich w bezideowy marazm tyranii status quo. Zawsze wolałem szerzyć bliską mi myśl poprzez organizowanie ciekawych wydarzeń: spotkań, szkoleń czy konferencji. Chodzi o to, żeby dawać ludziom narzędzia. Wróćmy jednak do początku.

Jacek Spendel, absolwent Wydziału Nauk Społecznych UŚ
Jacek Spendel, absolwent Wydziału Nauk Społecznych UŚ

W ramach aktywności Stowarzyszenia KoLiber, organizowaliśmy szereg spotkań z osobami, które prezentują zbliżone do naszego spektrum poglądów, czyli od libertarianizmu aż po konserwatyzm. Jednym z naszych gości był Tomasz Teluk, wówczas dziennikarz „Wprost”, i to on mnie dostrzegł. Był rok 2005. Planował utworzenie instytutu, którego celem miało być kształtowanie opinii publicznej zgodnie ze swoją misją, czyli szerzeniem koncepcji wolnego rynku, deregulacji, decentralizacji itd. Uznał, że jestem dobrym kandydatem i zaprosił mnie do współpracy. Rozpocząłem staż w Instytucie Globalizacji, a rok później zostałem również prezesem stowarzyszenia KoLiber. Pamiętam, jak KoLiber wraz z Instytutuem zorganizował cykl debat w związku z planowanym wówczas referendum w sprawie konstytucji dla Unii Europejskiej. Jednym z zaproszonych gości był Władimir Bukowski, rosyjski dysydent walczący o prawa człowieka w ZSRR. Obecni byli również m.in. Janusz Korwin-Mikke, Stanisław Wojtera czy Stanisław Michalkiewicz. Poszliśmy później do restauracji, mogłem poznać tych ludzi, porozmawiać i chyba wtedy poczułem, że wybrałem właściwą drogę. Potem było wiele podobnych wydarzeń, ale to jakoś szczególnie utkwiło mi w pamięci, pierwsze na taką skalę, rodzaj małego przełomu.

Wszystko to działo się równolegle z moimi studiami. Zdawałem na politologię i na socjologię, i miałem dylemat, który kierunek wybrać. Mogłem oczywiście zdecydować się na oba, ale wtedy przeraziłem się, że nie dam rady ich pogodzić. Ostatecznie wybrałem jednak socjologię. Poza warstwą merytoryczną, istotne było to, że studia dawały mi wystarczająco dużo wolnego czasu, abym mógł zaangażować się w działalność społeczną. Od drugiego roku rozpocząłem praktyki w Instytucie Globalizacji. W ramach socjologii również realizowaliśmy praktyki. Doskonale to pamiętam, całą ekipą dojeżdżaliśmy pociągiem do Rybnika w poszukiwaniu respondentów...

Moim ulubionym wykładowcą był profesor Tomasz Nawrocki. Bardzo podobały mi się zajęcia z teorii rozwoju społecznego. Omawialiśmy wspólnie tematy, które mnie żywo interesowały: realne i aktualne, społeczne problemy świata. Sposób prowadzenia zajęć pozwalał na twórczą dyskusję, angażował studentów. Do tego Bal Socjologa! Naprawdę fajne przeżycie, w którym wziąłem udział trzy albo cztery razy. Impreza była szalona. Okazja, żeby bawić się nie tylko z koleżankami i kolegami, ale również z wykładowcami. Pięć lat studiów to był dla mnie wspaniały okres. Dowiadywałem się nowych rzeczy, poznawałem wielu ludzi, bawiłem się, ale miałem także czas na realizowanie swojej pasji.

Moje pomysły zazwyczaj pojawiają się w bardzo dziwnych miejscach. Ten, o którym teraz opowiem, zrodził się w... jacuzzi, w Arizonie, w trakcie pobytu na stażu w Goldwater Institute. Zastanawiałem się, co można zrobić w Polsce, żeby skuteczniej wprowadzać wolnościowe idee w życie. I tak narodziła się Polsko- Amerykańska Akademia Liderów – szkoła przygotowująca liderów społeczno-politycznych w duchu wolności. Zwycięzca każdej edycji wyjeżdża na płatny staż do Goldwater Institute. Jesteśmy trochę jak kompas: wyznaczamy drogę w kierunku wolności, chociaż zdajemy sobie sprawę, że nie jesteśmy w stanie z dnia na dzień zlikwidować państwa opiekuńczego.

W 2012 roku opuściłem Instytut Globalizacji. Poznałem Marcina Chmielowskiego, związanego z Instytutem Misesa i krakowskim oddziałem KoLibra. Mamy podobne poglądy, co jest bardzo ważne. Zaproponowałem mu współpracę, zgodził się i założyliśmy Fundację Wolności i Przedsiębiorczości. Bronimy wolności jednostki, prawa własności prywatnej, wolnego rynku i dążymy do ograniczenia wpływu rządu na życie obywatela poprzez akcje edukacyjne. Nadal jestem związany z KoLibrem, taki ze mnie stowarzyszeniowy dinozaur (śmiech). Przyglądam się, co się tam dzieje, podpowiadam, wspieram, dzielę się doświadczeniem. Rozwija się fantastycznie.

Myślę też o kolejnym zajęciu, ale tym razem będzie to... gastronomia, inspirowana Sycylią. Ale na ten temat, póki co, cicho sza!

Autorzy: Małgorzata Kłoskowicz
Fotografie: Rafał Bablok