Oglądając świat zza obiektywu kamery

Lekcja pokory

Weronika Bilska, studentka V roku Wydziału Radia i Telewizji Uniwersytetu Śląskiego im. K. Kieślowskiego w Katowicach, została laureatką Złotej Kijanki w Konkursie Etiud Studenckich na Międzynarodowym Festiwalu Autorów Zdjęć Filmowych „Camerimage” w 2009 roku. Etiuda „Brzydkie słowa” spotkała się również z uznaniem Stowarzyszenia Filmowców Polskich, które uhonorowało wrocławiankę tytułem Najbardziej Obiecującego Młodego Twórcy.


Wszystko zaczęło się od fotografii. Pod koniec liceum Weronika kupiła w komisie swój pierwszy aparat, z pomocą którego uwieczniała głównie bliskich, wydarzeniia, które dotyczyły jej osobiście. Nie była wówczas szczególnie zainteresowana sztuką jako taką, lubiła wciąż coś robić, kochała aktywność. Niemalże od razu zaczęła uczęszczać na zajęcia kółka w Domu Kultury, gdzie poznała tajniki wywoływania zdjęć. Zafascynowała ją strona techniczna całego przedsięwzięcia.

– Założyłam ciemnię w swoim domu, kupiłam kuwety, mieszalnik, rozdrobniłam chemię i zaczęłam… Byłam zainteresowana samym procesem wywoływania. Robiłam więc zdjęcia: wszystkie do wyrzucenia, zmarnowałam całą masę papieru – wspomina Weronika.

Niewzruszona chadzała coraz częściej na giełdy fotograficzne, gdzie kupowała za niewielkie pieniądze potrzebne jej materiały. Z nostalgią wspomina tamte czasy, gdy środki były łatwo dostępne, a papiery niedrogie. Aparaty cyfrowe zmieniły podejście do fotografii: „analogi” stały się z czasem coraz bardziej cenione.

– Jak już przeszło zafascynowanie ciemnią, zaczęłam interesować się kompozycją, kadrem. Robiłam bardzo dużo zdjęć. Z czasem coraz więcej chciałam przekazać, dlatego pojawił się pomysł, by spróbować z kamerą, którą wcześniej też się interesowałam, ale nigdy na poważnie…

W ten sposób zrodziła się chęć studiów operatorskich. Weronika dostała się na katowicki Wydział Radia i Telewizji Uniwersytetu Śląskiego za drugim razem. Jak zaznacza, miała rok na dokładne przemyślenie swojego wyboru i jego weryfikację. Przygotowywała się do egzaminów, cały czas fotografowała, gromadząc materiały do teczki, która była jednym z etapów rekrutacji. Powodem, dla którego wybrała filmówkę katowicką, była postać profesora Bogdana Dziworskiego, ówczesnego dziekana, którego filmy dokumentalne zainspirowały wrocławiankę.

 – Tak zaczęła się szkoła, którą teraz kończę. Wiele rzeczy wydarzyło się w międzyczasie. Nie żałuję absolutnie niczego, ale nie ukrywam, że nie były to łatwe studia i dalej nie są. Nie będzie to też łatwy zawód. Na pewno nie jest to coś, co przychodzi po prostu. Trzeba mieć całą masę pokory, a jak to nie wystarcza trzeba mieć… następne pokłady pokory. Studia uczą samodzielności, zmuszają do realizacji zajęć praktycznych na własną rękę. Każdy film dodaje kolejne doświadczenia, które wykorzystuje się później.

Na studiach zmieniła podejście do fotografii, pracy z kamerą. Prócz wrażliwości, którą na pewno dobrze jest posiadać, liczy się znajomość techniki. 

– To jest takie rzemieślnicze. Trzeba umieć to, to i to, żeby przeprowadzić inscenizację, żeby ją nakręcić, oświetlić i zarejestrować. Nie powiem, że to proste, ale jest do ogarnięcia. Jestem dziewczyną, nie mam technicznego talentu. 

Pracując z kamerą, nie bała się podjąć ryzyka, wiele wstępnie dobrych pomysłów zarzucała lub zmieniała dopracowując. Dużo ćwiczyła, realizowała, doskonale wiedząc, że człowiek szlifując warsztat, uczy się na błędach. Weronika zaznacza, że praca nad filmem jest przede wszystkim wynikiem wielu dyskusji, rozmów, prowadzonych pomiędzy reżyserem a poszczególnymi członkami zespołu. Słuchanie siebie wzajemnie inspiruje, powstają nowe pomysły, którym warto się przyjrzeć.

 – Nagle z kilku kartek papieru robi się całe zamieszanie. Angażuje się wielu ludzi i obserwuje, jak w takim „mrowisku” dzielone są obowiązki. Spotkania z tymi osobami, rozmowy, wzajemne inspirowanie się, poczucie robienia czegoś razem, tworzenia czegoś wartościowego – to jest najbardziej fascynujące w zawodzie, ale jednocześnie najtrudniejsze. Fotografia to dzieło jednostkowe, film jest efektem twórczej pracy zespołowej, kompromisem – podsumowuje Weronika.

Obrazowanie filmu rozpoczyna od wizualizacji we własnej głowie.

 – To wszystko opiera się na prostych skojarzeniach: czy ma być ciemność, jasność, zbliżenie, oddalenie, hałas, cisza. Czy ma być to ujęcie długie czy krótkie, statyczne, czy ruchome. Myślę o całej masie rzeczy naraz i próbuję je uporządkować. Na planie nie ma miejsca na wątpliwości.

„Brzydkie słowa” powstały w ciągu czterech dni filmowych, przy niewielkim budżecie, ilości taśmy. Każdy dał z siebie maksimum.

 – Tak naprawdę liczy się efekt końcowy. Ekran jest bezlitosny. Dopiero na nim okazuje się, na ile nasze pomysły były dobre, na ile nie.

Weronika prowadzi również warsztaty filmowe dla młodzieży szkolnej w Centrum Edukacji Obywatelskiej „Kulthurra!”. Ceni je ze względu na możliwość kontaktu z otwartymi, młodymi umysłami, motywowania i zachęcania do własnej pracy twórczej. Wiele podróżuje pociągami, realizuje projekty niemalże w całej Polsce. W drodze lubi czytać, najczęściej zbiory opowiadań, podrzucane jej przez znajomych i przyjaciół. Filmy stara się oglądać w kinie, zdaje sobie sprawę, że jest to maksimum, które twórca chciał osiągnąć.

 

Autorzy: Marta Rusek