W poszukiwaniu przyszłych jubilatów

Właśnie mija 40. październik od założenia Uniwersytetu Śląskiego, ale jeszcze nie pora śpiewać,,czterdzieści lat minęło”, bo mamy tu sytuację podobną do tej, z jaką mieliśmy do czynienia na początku wieku, który według jednych zaczął się 1 stycznia 2000 r., a według drugich, którzy wiedzieli jak jest naprawdę, 1 stycznia 2001 r. W każdym razie za rok znowu okazja do świętowania okrągłego jubileuszu i to cieszy. Cieszy, bo wyrośliśmy wszak z drzewa wiadomości złego i dobrego, czyli Uniwersytetu Jagiellońskiego, a tradycja świętowania z każdej nadarzającej się okazji nierozerwalnie związana jest z Krakowem. Skoro mówimy o jubileuszach, to nie mogę powstrzymać się od zacytowania starej anegdoty, w której orację ku czci wygłaszał pewien krasomówca, a brzmiała ona mniej więcej tak:,,Mówią, że wybitnych malarzy muza po urodzeniu całuje w oczy, wybitnych muzyków – w uszy, wybitnych śpiewaków – w usta. W cóż Ciebie pocałowała Muza, o Dostojny i Czcigodny Jubilacie, który od dziesięcioleci zasiadasz w tak rozlicznych gremiach?”.

Jubileusz jubileuszem, ale żeby go obchodzić, to trzeba doń dotrwać. A tymczasem zewsząd dochodzą głosy, że niż demograficzny trzyma się mocno i nie chce ustępować. W dodatku pojawia się niż intelektualny ewentualnych kandydatów na studia, w związku z czym perspektywy istnienia uczelni jako społeczności uczonych i nauczanych zaczynają być zagrożone. Pewnym rozwiązaniem problemu może być obniżenie (klin klinem, niż niżem) poziomu nauczania, ale przyzwyczajeni jesteśmy do żeglowania po oceanie wiedzy, a nie do pełzania po dnie. Nie jest to tylko nasz kłopot, podobny mają i inne uczelnie, a miłościwie panujące nam władze ministerialne też zdają sobie z niego sprawę. Władze swoimi oświeconymi decyzjami pomagają nam w zmianie przyzwyczajeń, bowiem kolejne standardy i pomysły na ich realizację są raczej denne. Inne uczelnie wpadły na pomysł pobudzenia osadów dennych do pływania. Czytam oto w doniesieniach prasowych, że coraz powszechniejsze staje się sięganie tam, gdzie dotąd wzrok akademicki rzadko sięgał. Oto niektóre politechniki postanowiły dofinansowywać korepetycje z matematyki dla uczniów wybranych szkół średnich. Ciekawe swoją drogą, jak te wydatki zapiszą w swoich planach rzeczowo-finansowych, ale to już zupełnie inna historia. Chodzi przede wszystkim o nauczanie matematyki, bo ten starożytny przedmiot mimo postępu wiedzy wciąż okazuje się niezbędny dla przyszłych inżynierów. Tymczasem wiedza w zakresie geometrii, analizy i algebry prezentowana przez maturzystów niewiele wykracza poza tabliczkę mnożenia, więc dokształcanie jest nieodzowne, jeśli chce się uniknąć pracy związanej ze skreślaniem połowy roku po pierwszym semestrze. Idąc dalej tym tropem, zapewne wkrótce łowcy studenckich głów pojawią się w podstawówkach i przedszkolach, a potem będą molestować położnice, by zechciały podpisać kontrakt z uczelnią, która do metryki urodzenia dołączy swój indeks. Oczyma wyobraźni widzę profesorów z grzechotkami, radośnie szczebiocących do przyszłych żaków.,,Żłobek uniwersytecki” – oto recepta na przyszłe jubileusze. A zanim do tego dojdziemy, to może by spróbować powołać liceum i gimnazjum przy Uniwersytecie Śląskim?