CIEŃ ŚWISTAKA

W programie Moniki Olejnik "Kropka nad i", pani prof. Jadwiga Staniszkis pytana o protest przeciwko wszechobecnej lustracji, powiedziała m.in.: "Biedni historycy z IPN, zamiast pisać piękne książki pokazujące wielostronność tego procesu, będą sędziami tylko dlatego, że urodzili się po 1972 r.".

Faktycznie, mnie też żal się zrobiło tych IPN-owskich biedaków, tym bardziej, że dzięki decyzjom swych przełożonych, łażą teraz niczym podejrzana sekta somnambulików. Głowy zadarte do góry, gęby rozdziawione, dłonie ślepo macające ściany budynków..., jednym słowem - zajęcia terenowe. Szukają nieprawomyślnych nazw ulic i obiektów publicznych. Tymczasem tuż pod ich nogami, bezkarnie ryje nory przewrotny gryzoń, który nie dość, ze zagraża pozycji lustratorów (mogą się o te nory wykopyrtnąć) to jeszcze gwiżdżą sobie na cały IPN-owski autorytet. Ten obrzydliwie bezczelny gryzoń to świstak - na dodatek objęty ochronnym immunitetem. Pamiętacie Państwo taką reklamę, w której świstak zawijał czekoladki w sreberka? Zdanie - o zwijaniu w sreberka - weszło do potocznego języka i używało się go wtedy, gdy podważano wiarygodność jakiejś nieprawdopodobnej opowieści. Oj panie Kurtyka! Zlekceważył pan to ostrzeżenie. A trzeba było sprawdzić, co też takiego świstak starał się ukryć pod tymi sreberkami. Teraz już za późno.

W ciągu ostatnich miesięcy doszło bowiem do bezprzykładnej ingerencji w wewnętrzne sprawy Polski. Bezceremonialnie zaatakowano nasz narodowy etos, męczeńską historię i pamięć. Co gorsza, perfidnie sączona trucizna ma zainfekować najmłodszych obywateli IV RP, którzy i tak cudem wyszli z aborcyjnego pogromu jaki szykowali im: postkomuniści, feministki, ZNP, rektorzy wyższych uczelni, lekarze, Trybunał Konstytucyjny i "Gazeta Wyborcza". Oto na półkach naszych sklepów pokazała się seria czekolad firmy Milka, które to słodycze nie dość, że psują uzębienie naszym pociechom to dodatkowo niweczą cały pedagogiczny wysiłek pana ministra Giertycha i jego wiernego zastępcy. Pozwolę sobie teraz obnażyć całą brutalną antypolską kampanię kryjącą się pod nazwami tych czekolad: "Lata 50-te. Bluesowy budyń", "Lata 60-te. Bigbitowa ambrozja", "Lata 70-te. Rock& rollowe ciastko", "Lata 80-te. Dyskotekowy przekładaniec" itd. To wyjątkowo odrażająca manipulacja, której celem ma być zakłamanie narodowej historii. Wszyscy (a zwłaszcza urodzeni po 1972 roku) doskonale przecież wiedzą jak to rzeczywiście było. Czyż nie znajdzie się żaden producent - patriota, gotowy opowiedzieć prawdę o przeszłości słodyczami z czysto polskim rodowodem? Np. "Lata 50-te. Ubecka cela - czekolada o smaku zgniłych ziemniaków i brukwi", "Lata 60-te. Pałka i gazrurka - smak spleśniałego razowca i sportów", "Lata 70-te. Zadłużeniowa - twór czekoladopodobny nadziewany stalowymi wiórami z Huty Katowice", "Lata 80-te. Konspiracyjna - czekolada o smaku bibuły". Z jakąż radością maleństwa przeżuwałyby tę gorzką prawdę - ale prawdę - o naszej przeszłości.

Niestety, dokonując dalszej samodzielnej lustracji sklepów cukierniczych, natknąłem się na kolejne dowody indoktrynacji najmłodszego pokolenia, tym razem dokonanej przez środowiska gejowskie. Jako notoryczny krótkowidz nabyłem czekoladę, która miała stać pretekstem do codziennej poobiedniej, rodzinnej dyskusji o korzeniach naszej państwowości. Dopiero w domu - po bliższych oględzinach - zauważyłem, że nazwa owego wyrobu to nie "Kasztanka", ale "Złoty Kasztanek". I jak coś takiego wziąć o ust?

JERZY PARZNIEWSKI