UBIJANY

Po latach pogardy i ubezwłasnowolnienia, reglamentowanej wolności i szykanowania wyrobów mięsnych, pozostało mi do dzisiaj niezmywalne piętno (spokojnie ministrze Macierewicz), piętno..., znamię..., a właściwie typowa blizna. Ów stygmat peerelowskiej przeszłości, umiejscowiony jest w rejonach kości piszczelowej nogi lewej. Dramatyczny splot okoliczności, który stał się przyczyną powstania tejże (blizny, a nie nogi), był rezultatem dziecięcej gry w ubijanego. Otóż, na skutek gwałtownego uderzenia piłką, utraciłem dotychczasową pozycję wertykalną i nawiązałem kontakt (spokojnie ministrze) z podłożem o charakterze żwirzasto-żużlowym. Jako kombatant, który przypieczętował swój wkład w rozwój tej dyscypliny krwią i blizną, chciałbym podziękować wszystkim odpowiedzialnym czynnikom tej bezinteresownej troski, z jaką hołubią dzisiaj tę naszą narodową specjalność. W IV RP, gra ta przeszła znaczącą metamorfozę jeśli chodzi o obowiązujące kiedyś archaiczne przepisy. Dobrze też, że przestaje funkcjonować eufemizm: "gra w dwa ognie", co jak wiadomo, miało zabarwienie dwuznaczne, a nawet gejowskie. Obecne reguły zmieniły zasadniczo proporcje na boisku. Już nie dwóch przeciwstawnych sobie graczy stara się trafić w milczącą większość unikającą cielesnej odpowiedzialności, ale to właśnie wyborcza większość usytuowana na biegunach placu gry, ubija w majestacie przepisów jednostkę, demonstracyjnie obnoszącą swą rzekomą niezależność.

Od kilku tygodni nasza kadra narodowa rozgrywa mecz z drużyną "Gazety Wyborczej", reprezentowanej indywidualnie przez Adama Michnika. Niestety, musimy sobie szczerze powiedzieć: poziom umiejętności naszych kadrowiczów nie jest stabilny. Nawet tacy sprawdzeni miotacze jak: Zaremba ("Newsweek"), Michalski ("Dziennik"), Wróbel ("Dziennik"), czy choćby czołowy zawodnik medialnego młyna Semka ("Rzeczpospolita"), nie wykazują ani wystarczającego zdecydowania ani koniecznej agresji. Całe szczęście, że opoka kadry, Rafał Ziemkiewicz, seriami celnych rzutów w Michnika stara przechylić szalę na naszą korzyść. Jego "Michnikowszczyzna. Zapis choroby" to majstersztyk. Przeciwstawienie zaś Michnika Gomułce, który siedział w stalinowskim więzieniu, a nie jak Michnik w gierkowskich kurortach FWP było strzałem w okienko. To technika podpatrzona u sponsora duchowego kadry Ojca Dyrektora, który przed laty podobnym rzutem załatwił Jacka Kuronia wytykając mu koniunkturalne więzienne odsiadki. Gdzie im tam jednak do czołowego napastnika "Gazety Polskiej" Waldemara Łysiaka. On to w "Salonie" na 338 stronach (jak obliczył T. Lis) trafia Michnika 319 razy! Do tych pięknych tradycji nawiązuje nasz niezawodny snajper Maciej Rybiński. Jego przecudnej urody wolej: "Koniec Polski Kiszczaka i Michnika" idealnie trafił poniżej granicy, jaką stanowi pas zawodnika. Niestety, komisja antydopingowa Międzynarodowej Organizacji Ubijanego (MO-Ub) dopatrzyła się pewnych nieprawidłowości w karierze zawodnika. Do komisji wpłynął wniosek o zbadanie próbek stylu Rybińskiego. W roku 2005 Bohdan Herbich (ówczesny trener drużyny "Forum") poddał pod wątpliwość czystość gry felietonisty. Oto fragment zeznań: "...przygotowany przez nas do przedruku artykuł z "Frankfurter Allgemaine Zeitung" został zamieszczony w "Rzeczpospolitej". Zrezygnowalibyśmy po prostu z publikacji, gdyby nie fakt, że artykuł ten został dosłownie przetłumaczony z niemieckiej gazety i podpisany...Maciej Rybiński. Zdanie po zdaniu, słowo w słowo zostały "zerżnięte" i przedstawione jako własne." Teraz komisja bada zgodność tekstu "Koniec Polski..." z tekstami "bazowymi" drukowanymi kiedyś w "Żołnierzu Wolności" i "Trybunie Ludu". Najbardziej jednak martwi nas nie wynik meczu, ale postawa Adama Michnika. Nie chce uczestniczyć w grze. Nie protestuje, nie prostuje, nie atakuje, nie odgryza się, nie grozi...Wstyd! Psuje pan kibicom panie Michnik całe widowisko. Polak tak nie postępuje. Prawda redaktorze Michalkiewicz?

P.s. Podziwianie mojej blizny: codziennie w godz. 7.30-15.30 (Chyba, że wyjdę trochę wcześniej). Grupy zorganizowane korzystają ze zniżki.

JERZY PARZNIEWSKI