Listy z placówek

W poprzednich numerach "Gazeta Uniwersytecka UŚ" opublikowała już trzy listy z korespondencji nadsyłanej do Dyrektora Szkoły Języka i Kultury Polskiej przez jej pracowników i współpracowników, przebywających na zagranicznych lektoratach języka polskiego. Pierwszy list przekazała Aleksandra Dybska, która w październiku ubiegłego roku objęła stanowisko lektora języka polskiego w Państwowym Uniwersytecie w Kiszyniowie (Universitatea de Stat din Moldova). Drugi - kończąca pracę Joanna Kudera z Państwowego Białoruskiego Uniwersytetu Pedagogicznego im. Maksyma Tanka w Mińsku. Trzeci - dr Aneta Banasik, która uczy języka polskiego w Departamencie Lingwistyki Uniwersytetu we Florencji (Universita degli Studi di Firenze). W marcu zapraszamy do Kanady, gdzie urzęduje Wicedyrektor SJiKP dr Jolanta Tambor.

Panie Dyrektorze,

dobiega powoli końca mój roczny pobyt (mam na myśli kanadyjski rok akademicki) w Kanadzie. Wyjechałam 1 września 2003 roku, bo tu już we wrześniu rozpoczynają się zajęcia. Każdy semestr trwa 13 tygodni, więc z początkiem maja studenci są po końcowych egzaminach. Przyznam, iż taki układ podoba mi się bardziej niż polski. Wszak od kilku lat lato w Polsce rozpoczyna się wraz z początkiem maja, święta majowe (1-3 maja) są najczęściej prawdziwie upalne i wtedy też mogłyby się i w Polsce rozpoczynać wakacje. Na dodatek w takim układzie przerwa między pierwszym a drugim semestrem przypada na grudzień - czyli najpierw dwa tygodnie sesji, potem dwa tygodnie przerwy świąteczno-wakacyjnej - to nie jest głupie!! W ogóle więcej jest rzeczy, które chętnie przeniosłabym z północnoamerykańskiego szkolnictwa wyższego do Polski. O wiele bardziej podoba mi się tutejszy sposób traktowania się wzajemnego studentów i wykładowców. Relacje te oparte są na czytelnych zasadach. Niemożliwe jest, by student tygodniami wystawał pod drzwiami wykładowcy, ale też niemożliwe jest, by student przez cały drugi semestr przynosił pracę z pierwszego semestru. Dla obu stron obowiązuje zasada: "deadline is deadline". Nie chcę twierdzić, że są tu same plusy. Od czasu do czasu machina biurokratyczna działa tak, że jednych i drugich (studentów i wykładowców) traktuje jak numery w kartotece, nie licząc się zupełnie z ich potrzebami. Terminy egzaminów np. ustala urzędnik, nie zważając ani na chęci studentów, ani na potrzeby wykładowcy. No cóż! Nie ma rzeczy doskonałych na tym niedoskonałym świecie.

Dr Jolanta Tambor i Norman Davies
Dr Jolanta Tambor i Norman Davies

Co przywiozę z tej podróży poza oceną (zapewne subiektywną, ale inna po takim czasie być nie może) kanadyjskiego szkolnictwa wyższego? Przeogromną sympatię dla moich studentów. Mam 4 grupy reprezentujące ok. 10 poziomów językowych! Tak, to nie jest pomyłka. Mam bowiem np. w jednej grupie studentów, którzy mówią jako tako (potrafią się porozumieć, ale sporo błędów jest w ich wypowiedziach), takich, którzy mówią swobodnie, ale za to w ogóle (!) nie czytają (tzn. po 5 miesiącach moich zajęć już trochę czytają!!! ...ale we wrześniu nie czytali w ogóle) i takich, którzy mówią jak przeciętny Polak w Polsce, czytają swobodnie i piszą poprawnie. Mam też grupę, do której należą osoby, które wyjechały z Polski, mając 10-14 lat. One więc mówią, czytają i piszą po polsku, ale mają bardzo słabiutką wiedzę ogólnokulturową o Polsce (żeby nie powiedzieć "żadną"). Wszystkich ich łączy wszakoż jedno - naprawdę chcą się uczyć. Część studentów wykruszyła się w pierwszym semestrze. Ci, którzy zostali, uczą się, bo chcą i to jest budujące. Uczą się oczywiście z różnych powodów: dla babci w Polsce, która nie mówi po angielsku, dla żony Polki, dla chłopaka Polaka, slawiści - jako kolejnego języka słowiańskiego (po czeskim, rosyjskim, chorwackim itp.), dla przyszłej pracy. Mam wśród nich Kanadyjczyków, Amerykanów, Ukrainki i Chinkę. Większa część spośród moich studentów Kanadyjczyków i Amerykanów ma polskie pochodzenie, ale nie wszyscy. Mam nadzieję, że nauczę ich języka, ale też trochę miłości do Polski, do tego, co polskie wartościowe i ważne. Liczę też na to, że część spośród moich studentów, wybierając miejsce letniej kontynuacji nauki, zdecyduje się oczywiście na Szkołę Języka i Kultury Polskiej Uniwersytetu Śląskiego i kilkoro spośród nich spędzi sierpień w Cieszynie.

Chciałabym jeszcze wspomnieć o innych ludziach, nie tylko o studentach. Spotkałam tu, w Toronto, mnóstwo Polaków, którzy żyjąc z dala od kraju, nieustannie są blisko niego. Ogromnie interesującą działalność prowadzi Fundacja Władysława i Nelli Turzańskich. Jej prezesem jest przemiła i przeurocza pani Nelli Turzańska-Szymborska, wiceprezesem jej mąż Zbigniew Szymborski, a w radzie dyrektorów zasiadają m.in. pani Grażyna Kopeć, prof. Tamara Trojanowska (moja uniwersytecka szefowa), Edward Zyman. Pani Grażyna jest w tym gronie osobą, bez której działalność Fundacji byłaby o wiele trudniejsza, gdyż w jej domu właśnie zazwyczaj mieszkają goście Fundacji. Mówi się w Toronto, że prowadzi ona "Hotel Grażyna". O niezwykłej gościnności pani Grażynki mogli się przekonać państwo profesorostwo Joanna i Marian Kisiel podczas swojego pobytu w Toronto. Część 10-dniowej wizyty w Toronto spędzili u jednej z moich nadzwyczajnych studentek - Joli Dacko, drugą część w gościnnych progach pani Grażynki.

Wyspa Księcia Edwarda Cavendish.
Wyspa Księcia Edwarda Cavendish. "Green Gables" - dom Ani z Zielonego Wzgórza.

Fundacja Turzańskich jest zarejestrowana w Kongresie Polonii Kanadyjskiej, powstała w 1988 roku. Ma ona na celu "promocję działalności twórców i depozytorów polskiej kultury". Jedną z form jej działalności jest "przyznawanie dorocznych nagród za osiągnięcia twórcze polskim pisarzom, poetom, krytykom literackim, tłumaczom, historykom, naukowcom, artystom sceny i plastyki, żyjącym i działającym w Kraju lub poza nim". Fundacja Turzańskich zaprasza nagrodzone osoby do Kanady na uroczystości rozdania nagród, ale organizuje dla nich także spotkania autorskie - wykłady dla studentów i młodzieży szkolnej polskiego pochodzenia. Lista nagrodzonych sięgnęła w tym roku 60 osób. Wśród laureatów znaleźli się m.in.: Wacław Iwaniuk (poeta, Kanada), Józef Garliński (pisarz i historyk, Wielka Brytania), Bogdan Czaykowski (poeta, krytyk literacki, Kanada), Ryszard Kapuściński (pisarz, publicysta, Polska), Stanisław Barańczak (poeta, krytyk, tłumacz, USA), Janusz Kryszak (pisarz, krytyk literacki, Polska), Jerzy Święch (historyk i badacz literatury, Polska), Michał Mikoś (historyk literatury, tłumacz, USA), Adam Zagajewski (poeta, eseista, Polska), Tymoteusz Karpowicz (poeta, dramaturg, USA), Norman Davies (historyk, pisarz, Wielka Brytania) i w roku 2003 Marian Kisiel, historyk i krytyk literatury z Uniwersytetu Śląskiego.

Jak wspominałam wcześniej, Fundacja organizuje swoim laureatom cykl spotkań z tutejszą Polonią, ale i nie tylko. Część wykładów odbywa się w języku angielskim, by mogli w nich uczestniczyć także zainteresowani Kanadyjczycy nie mający polskiego pochodzenia, nie mówiący po polsku. Tak było np. w przypadku odczytów Normana Daviesa. Miałam tę wyjątkową okazję, by uczestniczyć w spotkaniach z Daviesem, gdyż wprawdzie nagrodę przyznano mu w roku 2002, ale wtedy profesor nie mógł przybyć do Toronto i pojawił się jesienią ubiegłego roku. 27 października 2003 roku w sali Stowarzyszenia Polskich Kombatantów w Toronto wręczono nagrodę Fundacji Turzańskich za ubiegły rok profesorowi Normanowi Daviesowi. Połączone ono było z wykładem nagrodzonego wygłoszonym ze swadą, swobodną polszczyzną. Następnego dnia, już po angielsku, Norman Davies powtórzył swój wykład dla studentów i pracowników Uniwersytetu Torontońskiego. Oba spotkania zgromadziły tłumy. W sali SPK, obliczonej na około 200 osób, zasiadło ich blisko 350, w Uniwersytecie studenci siedzieli na podłodze, stali w drzwiach i na schodach.

Spotkanie wigilijne University of Toronto (4.12.2003), w środku: prof. Tamara Trojanowska - szefowa programu polskiego (w spotkaniu wzięli udział także: prof. UŚ. dr hab. Marian Kisiel i dr Joanna Kisiel).
Spotkanie wigilijne University of Toronto (4.12.2003), w środku: prof. Tamara Trojanowska - szefowa programu polskiego (w spotkaniu wzięli udział także: prof. UŚ. dr hab. Marian Kisiel i dr Joanna Kisiel).

Profesor Norman Davies poświęcił swoje wystąpienie najnowszej książce zatytułowanej Rising 44. Stwierdził, iż tytuł nadał jej taki celowo, gdyż jego doświadczenia zagraniczne (nie dotyczy to oczywiście Polonii) wskazują, iż większość cudzoziemców, słysząc nazwę "Powstanie Warszawskie", myśli wyłącznie o powstaniu w getcie żydowskim. Dlatego już w tytule chciał wyraźnie zaznaczyć, co zawiera książka. Nie uważa, oczywiście, by tamtą dotychczasową wiedzę należało zamienić na nową. Wiedza o obu wydarzeniach jest równie istotna. Po odczycie rozgorzała dyskusja. Wielu spośród słuchaczy przeżyło Powstanie Warszawskie, temat okazał się więc bardzo emocjonujący. Część zgadzała się z interpretacjami Daviesa, część z nimi polemizowała. W rezultacie oba spotkania przeciągnęły się do późnych godzin wieczornych. Sprzedano wszystkie książki profesora zamówione przez księgarnię uniwersytecką. Davies każdy autograf opatrywał osobistą dedykacją, z każdym zamieniał kilka słów. Jego dotychczasowi czytelnicy po tych spotkaniach stali się wręcz fanatycznymi wielbicielami.

W listopadzie Fundacja zorganizowała kolejną ucztę intelektualną, tzn. spotkania autorskie oraz wykłady polskiego poety i historyka literatury, mieszkającego w Vancouverze w Kanadzie, Andrzeja Buszy. Studenci wysłuchali nadzwyczaj interesującego wykładu porównującego Lorda Jima Conrada ze Zbrodnią i karą Dostojewskiego, a wszyscy miłośnicy poezji mogli spotkać się z nim i wysłuchać jego wierszy na spotkaniu w polskiej księgarni "Artus" na polskiej ulicy Roncesvalles.

A potem nadszedł grudzień i wręczanie ubiegłorocznych nagród Fundacji. To było wielkie przeżycie dla mnie i moich studentów w związku z faktem, iż laureatem był prof. UŚ dr hab. Marian Kisiel, Dyrektor Instytutu Nauk o Literaturze Polskiej Uniwersytetu Śląskiego. Moi studenci bardzo czekali na jego przyjazd, gdyż M. Kisiel zgodził się już wcześniej przeprowadzić dla nich seminarium na temat najnowszej polskiej poezji. Nikt nie mógł tego zrobić lepiej. Ogromną radość sprawił mi fakt, że sala zgromadziła o wiele większą liczbę osób, niż mogłam się spodziewać. Na seminarium pojawiły się bowiem osoby związane z Departamentem Języków i Literatur Słowiańskich spoza moich grup. Wszyscy wyszli z wykładu zachwyceni, a moi studenci postanowili sięgnąć po nową polską poezję. To największy sukces wykładowcy. Przyjazd państwa Kisielów był dla mnie też bardzo ważny z przyczyn osobistych. Po pełnych trzech miesiącach w Kanadzie, wspaniale jest móc spotkać przyjaciół, poznać ich z nowymi kanadyjskimi znajomymi, pokazać miejsca, które zdążyłam polubić. Spędziliśmy wspaniałe chwile, które pomogły mi przetrwać ostatnie dni przed wylotem do Polski na Święta.

Wróciłam do Toronto w styczniu i znów dzieje się wiele. Najważniejsze dla mnie i moich studentów były pierwsze dni lutego, kiedy mieli okazję wysłuchać wykładów o Rafale Wojaczku i Jarosławie Marku Rymkiewiczu w Pańskim wykonaniu. Te wykłady, co mnie nadzwyczaj cieszy, również - podobnie jak seminaria M. Kisiela - przyciągnęły wiele osób spoza moich grup studenckich. Chyba więc w tym roku udało się mocno zaistnieć polonistyce Uniwersytetu Śląskiego w świadomości studentów Uniwersytetu Torontońskiego.

Na koniec wspomnę o jeszcze jednym akcencie związanym z naszym uniwersytetem. W tym tygodniu, w związku z kolejną rocznicą śmierci emigracyjnego poety polskiego, mieszkającego za życia w Toronto, Wacława Iwaniuka, zorganizowano cykl odczytów dr. Jana Wolskiego z Uniwersytetu Rzeszowskiego, który ostatnią swą książkę poświęcił temu właśnie poecie. Wprowadzał gościa jeden z dyrektorów Fundacji Turzańskich, szef Polskiego Funduszu Wydawniczego w Kanadzie Edward Zyman (przed wyjazdem do Kanady mieszkał w Katowicach). Gospodarz niezwykle ciepło i entuzjastycznie mówił o badaniach prowadzonych nad twórczością tego poety w Uniwersytecie Śląskim: o sesji, którą przed laty zorganizował Zakład Teorii Literatury pod kierownictwem prof. dr. hab. Ireneusza Opackiego, o książce, która wyszła po sesji ("ze znakomitymi tekstami", jak podkreślił to E. Zyman), o badaniach tej twórczości prowadzonych przez dr Annę Szawernę-Dyrszkę.

Panie Dyrektorze, chcę wracać. Nigdzie nie jest mi tak dobrze, jak w swoim Uniwersytecie. Ale cieszę się ogromnie, że tyle zobaczyłam, tyle doświadczyłam, że udało mi się uczestniczyć w procesie przenikania myśli i badań dwóch uniwersytetów na dwóch różnych kontynentach. Będę szczęśliwa, jeśli kiedyś okaże się, że przetrwały pozawierane tu przyjaźnie, że zasiałam ziarenko większego zainteresowania Polską w kilku sercach i umysłach.

Chcę wracać. Ale wiem już w tej chwili, że nie powstrzymam się od łez na lotnisku.

Autorzy: Jolanta Tambor