"Biała niewolnica"

Lucjan Wolanowski

Z pamiętników oficerów Pierwszej Floty można niemal co do godziny odtworzyć dzieje kolonii. Gubernator Phillip zarządził zbiórkę dla odczytania wszystkim zasad ładu i porządku. David Collins, prokurator sądu wojennego Pierwszej Floty zapoznał zebranych z oficjalnymi dokumentami, określającymi statut prawny kolonii.

Collins ma wtedy 31 lat, przystojny i dobrze wychowany mężczyzna. Ma za sobą lata służby w piechocie morskiej, ale jego wiedza prawnicza jest skromna i powiada się, że stanowisko zawdzięcza rodzinnym powiązaniom. Z jego wywodów wynika, te władza gubernatora Phillipa obejmuje nie tylko niemal połowę lądu Nowej Holandii - pod taką to nazwą na starych mapach przedstawiano Australię - ale i pobliskie wyspy na Oceanie Spokojnym.

dziobak
Zwierzęta Australii - Emu

Ośmiuset spędzonych na miejsce zesłańców, przeważnie mężczyzn, przyjmuje tę proklamację obojętnie, nie ma ona znaczenia dla ich dalszego losu. Natomiast wydarzenia minionych godzin rozważane są przez władze kolonii i właściwie nie stanowią zaskoczenia.

Jeszcze przed wypłynięciem Floty z Anglii, zastanawiał się w memoriale Phillip: „Trzymanie kobiet na uboczu musi być rozważone i nie wiem, czy nie będzie najlepszym rozwiązaniem, jeżeli najbardziej rozwiązłe uzyskają zgodę na odwiedziny męskich zesłańców w czasie na to wyznaczonym i pod pewnymi ograniczeniami”. Jego plany zakładały oddzielenie godnych szacunku kobiet od tych, których upadek był oczywisty. Uważał, że w godzinach wolnych od pracy przyzwoite kobiety mogłyby spotykać się z mężczyznami, co z kolei powinno sprzyjać zawieraniu małżeństw.

dziobak
Zwierzęta Australii - dziobak, jeden z dwóch jajorodnych ssaków

Rozwiązanie problemu niedoboru liczebnego widział w imporcie kobiet, zwłaszcza tych z Tahiti, których obyczaje znane już były z poprzednich brytyjskich podróży. Dodawał też, że „tubylcy też prawdopodobnie zgodzą się na to, aby ich kobiety po jakimś czasie poślubiały zesłańców. Uważałbym wtedy, że trzeba by surowo karać mężczyzn, którzy siłą zmuszać będą kobiety do uległości”.

W samej Australii tamte dawne zamysły gubernatora nie wytrzymały konfrontacji z rzeczywistością. Zapisał naczelny lekarz John White: „Rozważając drogi wiodące ku przyszłemu szczęściu i pomyślności zesłańców, zalecał małżeństwo, ostrzegając, że nielegalne stosunki będą karane z cała surowością. Uczciwość, posłuszeństwo i skromność przyczynią się do poprawy ich losu, natomiast inne zachowanie ściągnie na nich hańbę i karę”.

Sztuka Aborygenów Sztuka Aborygenów Sztuka Aborygenów
Sztuka Aborygenów

Przydługie zgromadzenie zakończyło się trzema salwami honorowymi, następnie przy wtórze doboszy i dudziarzy, gubernator Phillip i kapitan Hunter odebrali defiladę wojsk. Potem oficerowie, oraz cywilni dżentelmeni z osady, zasiedli do zimnego lunchu pod wielkim namiotem, rozbitym specjalnie na tę okazję. Przyjęcie nie było udane, gdyż okazało się, że baranina z owcy ubitej poprzedniego dnia - już roi się od robaków.

8 lutego, w piątek, kapitan Shea upolował pierwszego kangura. Niemal 18 lat wcześniej Brytyjczycy zabili jut takiego samego torbacza przy ujściu rzeki Endeavour. Skórę zabrano wtedy do Anglii, była modelem dla wizerunku zwierzęcia pędzla słynnego malarza Gaorge’a Stubbsa.

sztuka Aborygenów
Sztuka Aborygenów

Z czasem kangur przestaje być uważany za rzadkość, staje się zwierzynę łowną dla nudzących się oficerów. Kapitan Hunter opowiada w swych pamiętnikach, że polując z dużym sukcesem z chartami, myśliwi ustalili, że kangur nie broni się - jak przypuszczano - swym potężnym ogonem, tylko pazurami i zębami. Psy okazały się szybsze niż kangury, na otwartej przestrzeni łowy nie trwały dłużej niż 8 do 10 minut. Inna sprawa, że osaczony kangur uderza psa ostrymi pazurami tylnych łap i tak go rani, że „często musieliśmy psa dźwigać do domu”.

Z flotą francuską, która pojawia się w tym rejonie, stosunki są przyjazne. Kapitan Clonnard odwiedza gubernatora Phillipa i prosi go, aby pierwszym statkiem jaki odpłynie do Anglii, przesłać pakiet dla ambasadora Francji w Londynie, Uskarża się na tubylców; musiał użyć broni palnej „aby ich uspokoić”.

sztuka Aborygenów

Francuski dowódca La Perouse uspokaja Brytyjczyków, że odesłał na ląd wszystkich zesłańców, którzy prosili Francuzów aby z nimi mogli opuścić kolonię. Zbiegów miało być dziewięciu, między nimi Ann Smith, pielęgniarka, która za kradzieże skazana została na siedem lat zesłania. Jut na statku „Lady Penrhyn” przechwalała się, że zbiegnie gdy tylko statek zawinie do Zatoki Botany.

Nigdy jej nie odszukano i albo Ann Smith była pierwszą kobietą, której udało się uciec z kolonii karnej, albo też... Krążyły głuche pogłoski w kilka lat później, że między tubylcami w rejonie Port Stephens żyje biała kobieta.

I oto pojawia się niemal od zarania kolonizacji pewien wątek, niemal co kilka lat przewijający się przez dzieje Australii. Biała kobieta - rozbitek ze statku czy zbiegła więźniarka jawi się uporczywie w coraz to nowym wydaniu.

sztuka Aborygenów

Jak dalece ogromne połacie Australii było mało znane i właściwie niedostępne, świadczy głośna sprawa „białej niewolnicy w Gippsland”. Wszystko to wydarzyło się w latach czterdziestych minionego stulecia i byli tacy, którzy nawet podawali, iż dziewczyna ta nazywała się Anna Macpherson i że płynęła do Sydney, aby tam połączyć się ze swym narzeczonym, jednakże statek jej rozbił się o skałę i zatonął. Wydarzenie to jest nawet przedmiotem rozważań pana W.M. Buntine na łamach „Victorian Historical Magazine” w roku 1914. Opierał się on na relacjach swojego ojca, który sam brał udział w kilku wyprawach, jakie zorganizowali osadnicy, aby uwolnić kobietę trzymaną w niewoli przez tubylców. Osadnicy brytyjscy uważali mianowicie, że wszyscy rozbitkowie ze statku zostali wymordowani, natomiast darowano życie owej dziewczynie. I że jest ona trzymana w niewoli przez czarnych tubylców. Warto się zapoznać z tą opowieścią, gdzie mity krzyżują się z faktami, ponieważ cała ta historia zawiera autentycznie australijskie przyprawy, jak przede wszystkim nieświadomość białych osadników odnośnie tego, co kryje ogromny ląd, nawet nie tak daleko od brzegu.

sztuka Aborygenów

Zaczęło się wszystko od tego, że w roku 1841 wyprawa osadników wtargnęła do obozowiska tubylców. Zabezpieczono 5 czółen z kory, które porzucili uciekający przed białymi napastnikami mieszkańcy. Między materiałami, jakie były użyte dla uszczelnienia łodzi, osadnicy znaleźli resztki odzieży kobiecej oraz ręcznik. Wędrując dalej wyprawa dotarła do rejonu, który później nazywano „Serce”. Tam znowu natrafiono na obóz tubylców, dopiero niedawno porzucony. I na miękkim gruncie zobaczyli wyraźny rysunek serca przebitego strzałą i strzała ta wskazywała dokładnie kierunek, w którym podążyli uciekający. Organizowano kolejne ekspedycje dla odnalezienia owej kobiety, doszło nawet do interpelacji pod adresem gubernatora Sydney. Jedna z ekspedycji zabrała ze sobą specjalnie sporządzone chusteczki w nadziei, że przyciągną one uwagę czarnych ludzi i że w ostatecznym rachunku zobaczy je także i owa biała kobieta. Z typową zapobiegliwością, jaka cechuje Brytyjczyków, na chusteczkach tych umieszczono napis po angielsku i gaelicku, a to dlatego, iż uważano, że kobieta owa pochodzi ze Szkocji: „Biała kobieto! Czternastu uzbrojonych ludzi, częściowo białych i częściowo czarnych poszukuje ciebie. Bądź ostrożna! Popędź w ich stronę, jeżeli tylko ujrzysz ich w pobliżu. Szczególnie bądź czujna zawsze o świcie, ponieważ wtedy to właśnie ekspedycja ma nadzieję, że cię oswobodzi. Osada białych jest w kierunku zachodzącego słońca”.

sztuka Aborygenów

Na drzewach porozmieszczano lusterka, które na odwrocie miały podobne napisy, ale nigdy nie udało się w tych stronach odnaleźć owej zaginionej kobiety, Jeden z duchownych, który żył w owym okresie, opowiedział swojej córce, która z kolei zanotowała, iż cała ta historia bierze początek w katastrofie szkunera „Britannia”, który na krótko przedtem rozbił się u wybrzeży Gipslandu. Uważano, iż istnieje poważna szansa uratowania jednej z pasażerek. Czarni tropiciele śladów dostali rozkazy szukania owej zaginionej i przez dwa lata przemierzano te tereny w nadziei, iż zostanie odnaleziona. Schwytano młodego chłopca w buszu, nauczono go podstaw języka angielskiego, aby służył jako tłumacz, który przedkładał tubylcom, iż owa kobieta musi być odnaleziona. Wreszcie, w 1843 roku, doszła do komisarza wiadomość, iż jedno z plemion obiecało, ze dostarczy poszukiwaną. Wyznaczono dzień, poczyniono odpowiednie przygotowania, aby zaraz na miejscu przyodziać ową zaginiona. Wszystko już było gotowe, kiedy ku zdumieniu zebranych ujawnili się tubylcy, niosąc figurę dziobową, czyli prymitywnie wyrzeźbione w drzewie popiersie kobiety, jakie było na statku „Britannia”. Ale stare legendy trudno umierają i nikt z owych osadników nie uważał, że sprawa zaginionej jest ostatecznie rozwiązana. Natomiast gospodarstwo hodowlane nosi nazwę „Serce”, które tam wtedy było wyrzeźbione, ale jak twierdził ów duchowny, na drzewie, a nie na ziemi. Powiada też, że znaleziono nieopodal Biblię oraz koszulę kobiecą.

Wracamy znowu na wybrzeże, gdzie w pogodną niedzielę kilka małżeństw między zesłańcami płci obojga zostało pobłogosławionych na nową drogę życia. Porucznik Ralph Clark sceptycznie zapatruje się na te zaślubiny, w przekonaniu, że co najmniej kilku młodych małżonków zostawiło w Anglii żony i dzieci, czyli do popełnionych przestępstw - dodali jeszcze i bigamię, To jeśli chodzi o mężczyzn. Porucznik piechoty morskiej .jest jeszcze surowszy w ocenie kobiet: „Boże, Boże! Jakież to sceny wszeteczeństwa uświadcza się w obozie kobiet. Ledwie jeden chłop wylezie od jakiejś baby, to już się gramoli inny...”

David Collins tłumaczy nagły zryw do żeniaczki przekonaniem zesłańców, iż małżeństwa będą traktowane w sposób uprzywilejowany. W jednym tylko tygodniu zawarto 14 małżeństw, ale gdy spodziewane przywileje jakoś się nie objawiały, kilku zesłańców prosiło o przywrócenie im na drodze prawnej ich stanu kawalerskiego. Żołnierze natomiast przeważnie nie zamierzali się żenić, ale... Szeregowiec Thomas Bramage stanął przed sądem wojennym „za pobicie zesłanej kobiety, która nie chciała pójść z nim do lasu...” 200 uderzeń batem na obnażone łopatki.

Pamiętniki marynarzy brytyjskich, wysyłanych do Australii są niezmiernie ciekawe, nie tylko jako świadectwo pierwszych dni kolonii, ale i czasów cokolwiek późniejszych.

W historycznych archiwach obecnego stanu Victoria zachowane zostały dzienniki podróży z codziennymi zapiskami marynarzy, którzy przybywali z dalekiej Anglii. Do najciekawszych należy niewątpliwie dziennik J.H. Norcocka, który był oficerem artylerii na brytyjskim okręcie wojennym „Rattlesnake”, czyli „Grzechotnik”. Norcock wstąpił do marynarki wojennej jako ochotnik mając zaledwie 12 lat! Był bystrym obserwatorem i lektura jego wspomnień jest ogromnie pouczająca, zarówno tam, kiedy przyznaje się do wrodzonego lenistwa, jak i w momentach bardziej lirycznych, gdy tęsknie wspomina pozostawioną w Anglii narzeczoną imieniem Jane. Z drugiej strony bardzo nie lubi swego kapitana, którego nie tytułuje inaczej jak tylko „słodki Wiluś”. Opowiada, jak po przybyciu do Port Philip zszedł na ląd. „Zostałem zupełnie oczarowany pięknością i bogactwem, ponieważ ziemia jest, jak piękny kobierzec, pokryta ziołami, kwiatami i trawami przeróżnych odmian. Całość przypomina ogromny park, w gruncie rzeczy trzeba tu tylko zamieszkać i wziąć trochę pod uprawę, aby stała się najbardziej przyjemną okolicą”.

Przekazuje nam swoje uwagi o pierwszych osadnikach: „Jest to popłatne, jakkolwiek wielce nieprzyjemne zajęcie i poza tymi, którzy chcą być sługami pieniądza zamiast, aby pieniądz służył im, nie powinni myśleć o tej robocie. Musisz prowadzić życie w pustkowiu, bez społeczeństwa, co już samo jest jednym z największych wyrzeczeń w życiu. W stanie ogromnie prymitywnym i niemal zupełnie dzikim trzeba poświęcić wszystko na ołtarzu chciwości przez parę lat, aby jakoś uciułać znośną sumę. To jest styl bycia, który dla mnie jest nie do przyjęcia pod żadnym pozorem. Wolałbym raczej żyć w kochanej Anglii z moją umiłowaną Jane, odżywiając się tylko chlebem i serem”.

Tekst jest fragmentem przygotowywanej do druku książki.

Fotografie, przedstawiające sztukę rdzennych mieszkańców Australii – Aborygenów, pochodzą ze zbiorów autora. Pozostałe m.in. ze strony internetowej Lucjana Wolanowskiego: http://www.wolanowski.prv.pl