Impresje z pobytu w Nepalu i Indiach (3)

NAD ŚWIETĄ RZEKĄ

W Waranasi

Czterdziestopieciominutowy lot nad Himalajami. Wreszcie Indie. Waranasi (Benares) - indyjskie Ateny. Lotnisko male, brudne, zatloczone. Urzednicy niezyczliwi i opryskliwi. Dlugie kolejki w przejsciu paszportowym. Liczne punkty sprawdzania dokumentow. Na koniec zezwolenie na odjazd do hotelu. W tej atmosferze ginie urok powitania przez przedstawicieli uniwersytetu Benares. Nie robia tez wiekszego wrazenia przywiezione wience kwiatow. Szybko pokonujemy droge do miasta. Wszedzie dosc szaro, pusto i pospolicie. A przeciez wiadomo, ze nieprzypadkowy byl wybor miejsca drugiej czesci kongresu.

Waranasi, jedno z najstarszych miast swiata, osrodek kultury i nauki Indii juz w czasach Buddy, przyciaga turystow niezliczonymi zabytkami (ponad dwa tysiace swiatyn z roznych epok) i przede wszystkim wiernych - Gangesem, najswietsza rzeka sposrod wszystkich rzek, rzeka matka, dawczynia zycia oraz opiekunka wierzen i obyczajow. Jej czar jest wszechmocny. Juz w samolocie dostrzezona posrod pol indyjskich jej lsniaca nitka poderwala niemal wszystkich pasazerow. Zdawala sie nam uswiadamiac, ze poza intelektualnymi rozwazaniami na kongresie ona odegra niebagatelna role w rozumieniu wielowiekowej tradycji teatru indyjskiego. Tematem przewodnim tej czesci obrad mial byc teatr sloni i rzeki Ganges. Temat dla Europejczyka nie do konca zrozumialy. Rozjasniaja go dopiero dysputy i uczestnictwo w spektaklach. Na razie wszystko wokol nie wzbudzalo wiekszego zachwytu.

Po krotkim odpoczynku w hotelu o standardzie europejskim i obsludze poruszajacej sie flegmatycznie, z denerwujaco przymilnym usmiechem pierwsze kroki skierowalismy nad brzeg Gangesu. Byla juz pozna noc. Miasto nadal tetnilo zyciem. Radosne, oswietlone, rozbawione wieloma wystepami muzycznymi, teatralnymi, akrobatycznymi. Nasze taxi pokonywaly droge, omijajac beztrosko przemierzajacych jezdnie przechodniow, sprzedawcow i swiete krowy. Krow w miare zblizania sie do brzegow Gangesu bylo coraz wiecej. Ulice wypelnial zaduch. Rynsztokami plynely cuchnace odchody ludzkie i zwierzece. Trafilismy od razu do ghatu, czyli Schodow Kolczykow wydzielonych dla stosow pogrzebowych. W mroku nocy Ganges wydal mi sie posepny i grozny. Z odleglosci kilku krokow przygladalam sie plomieniom pochlaniajacym w zatrwazajacym tempie ciala zmarlych. Towarzyszacy nam Hindus szeptem objasnial fundamentalna idee swiatopogladu hinduskiego, sansary, stalego kola urodzin, po ktorym wedruje dusza, zamieszkujac rozmaite zwierzeta i rozmaitych ludzi, zaleznie od uczynkow w poprzednich wcieleniach. Smierc jest naturalnym przejsciem na droge prowadzaca do nirwany. Spalenie zwlok nad Gangesem i wrzucenie prochow do rzeki gwarantuje zmarlemu natychmiastowe roztopienie sie w Absolucie oraz uwolnienie od kolowrotu niezliczonych nastepnych wcielen na ziemi.

Ganges ma bowiem moc wskrzeszenia zycia i moc zabierania w najczystszej formie. Za akt zlaczenia sie z Absolutem wierzacy Hindus gotow jest oddac caly majatek. Ale na takie zlaczenie nad Gangesem stac jedynie bogatych. Co w tej sytuacji czynia biedni? Ponoc przywoza prochy swoich bliskich i wrzucaja do Gangesu. Samotni i porzuceni, starzy i schorowani nierzadko topia sie w swietej rzece. Widzialam pozniej, plynac lodka, wylaniajace sie z wody cialo topielca. Taki widok nikogo nie przeraza. Jest normalnym zjawiskiem tamtejszej cywilizacji.

Ganges, nazwany przez Jawaharlala Nehru w "Odkryciu Indii" "rzeka rzek Indii, ktora wziela w niewole serce Indii i przyciaga od zarania dziejow niezliczone miliony do swych brzegow", w Waranasi dlatego jest tak swiety, ze wlasnie tutaj zmienia swoj poludniowo-wschodni bieg. Skreca na polnoc. Przez kilkanascie kilometrow, az do nowego zakola, jego wody zblizaja sie na powrot do Himalajow, siedziby bostw. Lacza wiec miasto w sposob naturalny ze sfera transcendentna.

Brzegi swietej rzeki sa zawsze pelne ludzi. Sciagaja tu wierni, roznych kast i wyznan, czciciele Gangi, kaplani i asceci oraz rzesze turystow z calego swiata. Czekaja czesto cala noc na pojawienie sie slonca, by dokonac ablucji w pierwszych jego plomieniach. Schody nad Gangesem wspinaja sie stromo, stwarzajac kazdemu mozliwosc dobrej obserwacji rzeki. Za nimi wznosza sie swiatynie, minarety, kolorowe osiemnastowieczne palace, domy noclegowe i hotele. Rozswietlone w ciemnosci nocy w odbiciu rzecznym zdawaly sie tworzyc wielkie ruchome kolumny.

W skupieniu przeszlismy do nastepnego ghatu. Panowal tu nastroj festiwalowy. Na usytuowanym na samym brzegu podescie wybuchaly w niebo ogromne peki zimnych ogni, rozjasniajac wody Gangesu az po drugi brzeg. Odbywala sie jedna z czesci wielodniowego widowiska zwanego ramalila. Kukla Rawany znajdujaca sie na lodzi, ozdobiona balonami pekajacymi w miare oddalania sie od brzegu, zostala zatopiona. Wywolalo to powszechna radosc. Wraz ze smiercia Rawany zwyciezyla sprawiedliwosc. Uczestnicy widowiska tanczyli rytmicznie, wznosili okrzyki, spiewali. Doskonale znali mit. Przybyli, aby wziac udzial w reinkarnacji odwiecznych praw moralnych.

Bylo to nasze pierwsze zetkniecie sie z tetarem rzeki Ganges. Jeszcze tej samej nocy dluga wedrowka nabrzezem, wspinanie sie po niemal wszedzie zniszczonych schodach posrod rozpychajacego sie tlumu, krotkie spojrzenie na zabytkowe swiatynie, a nastepnie mozolne pokonywanie labiryntu waskich uliczek z rozstawionymi straganami do czekajacych na nas taxi. Udzielajacy nam tak ochotnie wyjasnien Hindus okazal sie sprytnym kupcem jedwabiu. Spodziewal sie znalezc w nas nabywcow. Zawiedziony brakiem zainteresowania wyciagnal reke po datek.

NA KONGRESIE

Kongresowi nadano range donioslego wydarzenia kulturalnego. Wielka wystawa dokumentow z inscenizacji sztuk repertuaru swiatowego w latach 1964-1994 (Rang Jatra) w Narodowej Szkole Dramatycznej oraz ekspozycja malarstwa indyjskiego o tematyce teatralnej w uniwerysyteckim muzeum Bharat Kala Bhavan swiadczyly o trosce gospodarzy o wszechstronne zaprezentowanie etosu teatru w Indiach. Patronat nad kongresem objal maharadza. Do dyspozycji organizatorow oddal swoj palac (Nadesar Palace) i sale w Ramnagarze Forcie po drugiej stronie Gangesu. Inauguracja obrad odbyla sie w Nadesar Palace, polozonym w pieknym ogrodzie.

Maharadza po przybyciu przyjal nalezne mu holdy, po czym zajal miejsce wsrod hinduskich profesorow. Nas posadzono na pokrytej bialym plotnem podlodze. Na powitanie wykonane przez znakomitych spiewakow Mangalacarana i Kulgita otworzyly pole rozwazaniom o nurcie klasycznym teatru indyjskiego. Wypowiedzi skoncentrowaly sie wokol Kudijattam (Kodiyattam), formy antycznej, opartej na sanskrycie, wciaz wyznaczajacej jeden z najwazniejszych nurtow wspolczesnego teatru indyjskiego.

Kudijattam pielegnowany z najwyzsza troska przez mistrzow w swej stalej partyturze skonwencjonalizowanych znakow teatralnych jest wykladnikiem trwalosci tradycji oraz symbolem jej bogactwa. Jest to - jak wiadomo - teatr jednego aktora, teatr nastroju, stworzonego rytmem drewnianych instrumentow detych i bebna, harmonia kolorow kostiumow, gestow rak, wyolbrzymionej mimiki oczu i miesni twarzy. Oddzialywa przede wszystkim emocjonalnie i do emocji widza sie odwoluje. Aktorzy i widz utozsamiaja sie z mitem, klada znak rownosci miedzy prawda indywidualna i prawda uniwersalna.

Chcac ulatwic europejskim uczestnikom kongresu odbior Kudijattam dano pokaz technik sztuki aktorskiej, opartej na niezwykle precyzyjnym opanowaniu pracy oczu i ust, miesni twarzy, czola i nosa, techniki poslugiwania sie glosem i gestem oraz spiewem, rozlegajacym sie zwykle przy wejsciach aktora. Gra odbywa sie na niewielkim, kwadratowym podium ozdobionym wiencami kolorowych kwiatow z dominujacym kolorem intensywnej zolci badz rzedami (w teatrach stalych) rzezbionych sloni. Na przodzie sceny, w srodku, tuz przed aktorem, stoi duza, mosiezna zapalona lampa oliwna, symbol wiecznego trwania teatru, przenoszacego widza w swiat nieskonczonego mitu oraz czasu bez granic. Klasyczny teatr indyjski nie zna kurtyny. Przy wchodzeniu aktora dwaj pomocnicy tuz za lampa oliwna trzymaja przez chwile barwna tkanine zaslaniajaca moment siadania aktora na wysokim stolku.

Wraz z wejsciem do sali pierwszych widzow muzycy wybijaja rytm i intonuja hymny na czesc Indry, jednego z patronow teatru. Trzej pomocnicy dokonuja rytualnego obrzadku: cztery razy okrazaja scene, oddajac czesc bogom, z prawej strony sceny stawiaja proporzec Indry (chroniacy przedstawienie od nieszczesc) i ze zlotego dzbana leja wode wokol sceny oraz skladaja na jej srodku kwiaty przyniesione w ofierze Brahmie, tworcy teatru. Rozpoczyna sie przedstawienie, ktore jest wielotonacyjna symfonia nastrojow, ciszy, rytmicznych gam recytacyjnych i gestycznych. Widza siedzacego niemal bez ruchu spektakl przenosi w czwarty wymiar. Wymaga od niego czystego serca (sahrydaja), czyli otwartosci i wrazliwosci na wielopostaciowa nature swiata. Kudijattam - jak dowodza znawcy - istnieje juz ponad dwadziescia piec wiekow w nie zmienionej postaci.

Uczestnictwo nasze w spektaklu, opartym na VIII akcie Asokavanikankom i Asekaryachoadamani Sakthibhadra, pozwolilo nam poznac wspolczesne traktowanie klasycznej tradycji, ktora stanowi pulsujace zrodlo kultury indyjskiej. Bylo dla kazdego z nas przezyciem estetycznym oraz bodzcem do intensywnego zastanawiania sie nad roznica etosu teatru europejskiego we wspolczesnej kulturze.

Klasyczny teatr Kudijattam stal sie punktem odniesienia przewodniego nurtu rozwazan kongresowych. Prowadzono studia porownawcze nad przestrzenia gry i orgnizacja trup teatralnych w greckim teatrze antycznym, elzbietanskim i klasycznym teatrze indyjskim oraz nad pogladami na gre aktora Bharaty i Stanislawskiego. Nie zabraklo i w Indiach akcentu polskiego. W oficjalnych wystapieniach poszukiwania Jerzego Grotowskiego uznano za najblizsze tradycji orientalnej. Mlody badacz hiszpanski z uniwersytetu w Laguna mowil o drodze Grotowskiego od funkcji dyrektora teatru do postawy guru w Pontederze. Tam, na Wschodzie, widac, jak zywo funkcjonuje mit teatru Grotowskiego, wykreowany nie z glebokiego poznania jego przedstawien i poszukiwan, lecz przede wszystkim z pism udostepnionych w znacznie szerszym zakresie niz w Polsce.

Fakt, iz przybylam z kraju Grotowskiego, sprawil, ze znajdowalam wokol siebie mlodych performerow pragnacych dowiedziec sie czegos nowego o zyciu ich mistrza. Teatr polski jest w Indiach niestety bardzo maly znany. Nie dostrzeglam zadnego tytulu polskiej sztuki na wystawie Rang Jatra. Dowiedzialam sie pozniej w Delhi, ze wystawiono "Slub" Witolda Gombrowicza. Moze wlasnie dlatego spontanicznie wpisalam do wylozonej wielkiej ksiegi zyczenie, aby polskie kontakty z teatrem indyjskim i indyjskie z polskim nie byly tylko okazjonalne. Dostrzeglam bowiem w wymianie doswiadczen ozywcze zrodla.

Waranasi mialo jeszcze inne dary do zaoferowania uczestnikom kongresu. Trwalo wielkie swieto Dasarha, czas organizowania jedynego w swoim rodzaju teatru ogromnego, ramalili, opartej na hinduskiej wersji sanskryckiej Ramajany. Ramlila organizowana i wykonywana w Ramnagorze, gdzie rezyduje maharadza Benaresu, ktory przyjmuje patronat nad wielodniowymi (od 10 do 32 dni) uroczystosciami, jest niezwykle bogata strukturalnie i tematycznie. Laczy pielgrzymowanie, ceremonie religijne, teatralne, inscenizacje, elementy festiwalowe i inne. Ogladane czesci ramlili przeniosly nas w czas greckich Dionizjow. Jest to bowiem teatr w otwartej wyznaczonej przestrzeni wielkich tlumow wtajemniczonych w mitologiczne watki fabularne. Wszystkie dachy i okna okolicznych domow wypelniaja widzowie. W naturalny sposob graja swe role. W wydzielonych polach dla kobiet (krag Sity) i mezczyzn (krag Ramy) panuje hierarchiczny porzadek. Policja i wojsko strzega drog przejscia bohaterow wieczoru. W czterech rogach obszaru mieszcza sie estrady. Z nich wychodza kolejne postaci. Wlasnie tutaj rodzi sie teatr sloni i rzeki Ganges, nie majacy odpowiednika w teatrze europejskim.

Miejscem powstania tej formy teatru jest Waranasi, gdzie sciagaja tysiace wiernych, by choc raz w zyciu obmyc cialo wodami Gangesu oraz uczestniczyc w ramlili. Widowisko kazdego wieczoru, trwajac po kilka godzin, opowiada fragment dziejow czterech rodow mitologicznych. Graja w nim przestrzen, nastroj nocy, muzyka instrumentalna, spiew, bogactwo kostiumow (slonie w zlocistych kapach), rytualne rozsypywanie kwiatow i pocietej swietej rosliny. Ramlila to prawdziwe, cykliczne wielkie swieto calego miasta. Swieto, ktore nie tylko przywoluje mit, ale takze laczy cztery czesci Indii i cztery zywioly. Zarowno prosci Hindusi, jak i uczeni uniwersyteccy kochaja ramlile. Ci drudzy tocza spory o czysto religijne pierwiastki w calosci swieta i w zachowanych rekopisach roznych wersji ramlili, badaja utrwalone w malarstwie, a nawet w rzezbie sceny ramlili, dociekajac jej narodzin i zmian w ciagu wiekow. Najbogatsza jest ta w Ramnagarze, w ktorej dane nam bylo uczestniczyc. W rozwazaniach nad ramlila, jak nietrudno sie domyslac, dominowali indyjscy specjalisci z roznych uniwersytetow. Wytworni, wszechstronnie wyksztalceni, refleksyjni, skromni. Prawdziwi wschodni medrcy zglebiajacy z pasja zlozone problemy wlasnej tradycji. Nierzadko wspierani rzeczowym glosem uzupelniajacym maharadzy. Ramlila w Waranasi to widowisko przeciez nie zwykle. To forma zbiorowego katharsis wszystkich stanow, naboznych ceremonii religijnych, procesji, pojmowania reinkarnacji, natury, a takze relacji miedzy rzadem, maharadza i zwyklymi ludzmi. Slowem - swieta przestrzen jednoczaca czlowieka, przyrode i Absolut. Teatr zywy tak pojetego wszechswiata.

Wiele moglaby sie nauczyc - myslalam - od teatru indyjskiego pograzona w swej pysze Europa. IV Kongres Europejskiego Instytutu Badan Teatralnych stworzyl pierwszy most wiodacy do wzajemnego poznania. Lecz jeszcze daleka droga do prawdziwego i szerokiego otwarcia sie Europy na wszyskie kultury swiata.

W CAMPUSIE UNIWERSYTECKIM

Banaras Hindu University w Waranasi powstal na ziemi podarowanej przez maharadze. Kiedy zwrocono sie do niego z propozycja zalozenia nowoczesnego uniwersytetu (w miescie istnieja dwa inne uniwersytetu), maharadza kazal znalezc czlowieka, ktory o wschodzie slonca wyruszy z miasta. Ile zdazy obejsc terenu w ciagu dnia az do zachodu slonca, tyle ziemi bedzie nalezalo do przyszlej uczelni. Musial to byc nie lada piechur. Campus uniwersytecki jest rozlegly. Obwozono nas autobusem.

Kazdy wydzial posiada wlasne budowle, ogrod, niektore cale gospodarstwo ze stadem krow, oranzeria i licznymi wytworniami produktow zywnosciowych. Uniwersytet szczyci sie zorganizowanym z najwyzszym znawstwem muzeum Bharat Kala Bhavan, w ktorym spedzilam wiele niezwyklych chwil. Oprowadzal po nim dyrektor, prof. dr Ananda Krishna, drobniutki, kruchy, o blyskotliwym umysle i subtelnym dowcipie, rozkochany w swych zbiorach. Przeprowadzil niemal magiczny seans z kompozycji obrazow i miniatur indyjskich. Pracownicy z dobrze strzezonych sejfow wyjmowali dla nas egzemplarze unikalne. Profesor Krishna ozywial swoim wywodem kreski, linie, kolory i luki perspektywy oraz symboliczne sceny mitologiczne. A potem wprowadzil do czesci archeologicznej. Zgromadzono tu przedmioty z roznych wiekow. Niektore rzezby sa tak doskonale, ze kazdy Europejczyk zatrzymywal sie w podziwie.

Zapamietalam usmiechnieta glowe Buddy z V wieku i z tegoz wieku Siwe z wyrazistymi oczami ogarniajacymi swiat (terakota). A byly tez rzezby znacznie wczesniejsze z roznych miejsc, posrod ktorych niebagatelnym wytworca stalo sie w dziejach sztuki indyjskiej Waranasi. Panie szczegolnie przyciagaly indyjskie wyroby tekstylne: brokaty i kaszmiry, tkane nicmi srebrnymi lub zlotymi. Istne arcydziela sztuki Benaresu. Po nasyceniu oczu pieknem tkanin obejrzelismy szesciotysieczny zbior manuskryptow, nastepnie kolekcje sztuki dekoracyjnej: zlote bransolety, kolie, pierscienie, srebrne naczynia o roznym ksztalcie, porcelanowe serwisy stolowe, szklo ozdobne, zestaw unikalnych przedmiotow do astrologicznych wrozb i przepowiedni, a na koniec malarstwo indyjskie XX wieku oraz obrazy przedstawiajace sceny ramlili i Kudijattam. W oknach muzeum przegladaly sie wypielegnowane aleje ogrodu otaczajacego budynek, tworzac swoista jednosc sztuki i natury.

Te dbalosc o harmonie wewnetrzna czlowieka dostrzeglam jeszcze w innym miejscu. Dlugie debaty nad teatrem nie zagluszyly troski gospodarzy o zycie duchowe. W sloneczne przedpoludnie poprowadzono nas do uniwersyteckiej swiatyni wybudowanej w latach szescdziesiatych. Przed swiatynia posag Nehru. Krotkie przypomnienie jego slow aprobaty dla zalozycieli uniwersytetu. Rytualne zdjecie butow. Przy wejsciu uderzenie dzwonu. Powolne przesuwanie sie w kierunku oltarza Buddy. Posrod nas duza grupa Hindusow powtarza szeptem modlitwy. W ciszy odbywala sie arati, ceremonia oddawania czci bogom. Kolezanka Hinduska po zlozeniu kwiatow przed Budda namalowala nam znak na czolach i podala drobniutkie kulki cukru. W drodze powrotnej za nas wszystkich powtarzala swiete wersety w jezyku hindi i rozdawala proszacym drobne monety.

Tak rozpoczely sie kongresowe uroczystosci pozegnalne. Jeszcze tradycyjne podsumowanie obrad, dlugie podziekowania, wymiana adresow, ostatnie nie dokonczone spory... Czas przeplywal niezauwazenie. Zapadla ciemna noc. Gospodarze powiezli nas nad Ganges. Dwiema barkami poplynelismy ku wyznaczonemu miejscu przed swiatnia. Z dala powitano przybylych ofiarnym drzewkiem oswietlonym swieczkami. Rozpoczela sie ceremonia adoracji rzeki. Na ziemi w kwadracie staly plonace male lampki oliwne. Od brzegu rzeki odbily lodzie, zakreslajac linie puszczanymi na wode w kwiecie lotosu zapalonymi swieczkami. Ganges ozyl. Widok to niezwykly: gleboka noc, przejmujaca cisza i drgajace w dali niezliczone punkciki swietlne. Dolaczyly do nich nasze lampki podniesione z ziemi i puszczone na brzegu rzeki. Szybko utworzyly nowe plynace szeregi. I znow Ganges stal sie przestrzenia wielkiego rytualnego przedstawienia pozegnalnego. Jeszcze jedna forma teatru swietej rzeki Indii.