SEX, POLITYKA I PIENIĄDZE

Zaczepiła mnie niedawno na korytarzu pewna znajoma, co skrzętnie odnotowuję, jako że coraz rzadziej jestem zaczepiany. Znajoma, owszem, owszem, pochwaliła jakiś tam mój tekst, ale zastrzegła się, że "Gazety Uniwersyteckiej" prawie w ogóle nie czyta. Gazeta ją nudzi, a to za sprawą piszących tam pięknoduchów, lekceważących sobie czytelnicze gusty. Według tej teorii, trzy tematy stanowią o handlowym powodzeniu tytułu: sex, polityka i pieniądze. Nie wdawałem się w polemikę, bo może już więcej nie pochwalić (na pochlebstwa zaś jestem łasy), a zresztą faktycznie tematy te obce są naszej "Gazecie".

Ziarno niepewności jednak padło na podatny grunt. Podobno, jeden nawrócony czytelnik, wart jest więcej niż stu stałych. Pomyślałem więc, że choć środki, którymi się posłużę, próby najwyższej nie będą, to jednak szlachetny cel pozyskania nowych czytelników, w pełni je usprawiedliwia. Na dodatek zaczynają się wakacje, bulwarowy więc temat idealnie mieści się w konwencji ogórkowego systemu. Tym wszystkim, którzy z pogardą i niesmakiem przewracając będą te moją brukową stronę, radzę, by wykorzystali ją do tłuczenia zwinięta gazetą komarów, czy popularnych w tym roku meszek. Tam bowiem gdzie mowa o polityce, seksie i pieniądzach, trochę krwi też się przyda. Zaczynamy.

Już wiadomo, już wiadomo ... niosło się po salonach Warszawy. To on. To jednak on szeptali wyraźnie podnieceni kawiarniani sensaci w pośpiechu dopijając resztki kawy i szybko zmieniając lokal, w poszukiwaniu tych miejsc gdzie wiadomość jeszcze nie dotarła. W Polskiej Akademii Nauk wrzenie niczym podczas debaty o rewaloryzacji rent i emerytur. Na poligonie w Drawsku dochodzi do bezprzykładnych aktów niesubordynacji. Żołnierze zamiast okopywać się w transzejach, dyskutują, nierzadko wymachując bronią służbową. MSZ odwołał na konsultacje kilku ambasadorów, a Samoobrona na wszelki wypadek zablokowała drogę Działoszyn - Wieluń. W Parczewie wykupiono roczne zapasy mąki i cukru. Koło Młodych ZChN obraduje od tygodnia na wyjazdowym posiedzeniu w Łomży. AWS się odcina. SLD - przeprasza.

Cóż tak wzburzyło naszych statecznych obywateli? Skąd taka gorączka i zamieszanie? Nie będę państwa dłużej trzymał w napięciu. Powodem tej nerwowości jest sensacyjny artykuł zamieszczony w jednym z kolorowych tygodników. Ujawniono w nim po raz pierwszy: kto jest tajemniczym ojcem dziecka telewizyjnej prezenterki wędlin - Katarzyny Dowbor. Ta długo nie ujawniana, sekretna wiadomość, budziła wiele domysłów i podsycała atmosferę niepewności, narażając na szwank stabilność pożycia wielu polskich rodzin. Teraz, gdy okazało się, że szczęśliwym ojcem córeczki p. Dowbor jest redaktor naczelny "Polityki" Jerzy Baczyński, westchnienie ulgi wyrwało się z długo nabrzmiałych od podejrzeń piersi Matek-Polek, stojących na straży swych domowych ognisk.

Pełna powściągliwości postawa Jerzego Baczyńskiego, pozwala spodziewać się, iż uniknie on błędu, który przed laty popełnił były naczelny "Polityki" i premier M. F. Rakowski. Był Rakowski bohaterem plotki (znanej wszystkim obywatelom PRL), łączącej go w jednoznaczny sposób z piosenkarką Hanną Banaszak. Wielu polityków oddałoby bez wahania swoje roczne apanaże, by choć przez sezon być na miejscu byłego szefa Polityki. Nic bowiem tak nie dodaje splendoru osobie publicznej jak puszczona w obieg (mniejsza o to, czy wiarygodna) pogłoska, że bohater z pierwszych stron gazet, powalił na dyskotece - bez przytomności - Andrzeja Gołotę. Wypija jednym haustem - na czczo - szklankę wódki, czy wreszcie, że jest kochankiem, budzącej ogólne pożądanie gwiazdy ekranu czy estrady. A gdy jeszcze na dodatek potrafi coś napisać i bez zająknięcia to później odczytać, zachwyt będzie powszechny.

Rakowski jednak tej szansy wykorzystać nie chciał, bądź nie mógł. Zamiast chodzić po Warszawie objuczony walizkami, mrugać znacząco do znajomych i szeptać: Wiecie do kogo się wprowadzam, ale cicho sza, tajemnica, to zabrał się za niepewną politykę. Nie dość, że nie przyznawał się do Banaszak, to z przeprowadzek jedynie kazał "wyprowadzić sztandar", co było początkiem ich końca, to znaczy Rakowskiego i sztandaru.

Złośliwy Urban, tak o tym pisał w swoim Alfabecie: Warszawski teatr "Współczesny". Wieczór piosenek może Hemara, a może Wasowskiego (... ). Hanna Banaszak wychodzi na scenę i śpiewa "Dziś dla ciebie czasu nie mam". Szmer. Sala w ogóle nie patrzy na divę tylko na Rakowskiego, premiera wtedy, który siedzi w drugim rzędzie czerwony jak jego partia.

Baczyński, jak już mówiłem, tego błędu nie popełnił. Plotki nie dementuje. Przysporzy mu to z pewnością wielu sympatyków, zwłaszcza tych płci żeńskiej. Tylko czekać aż po jakichś wyborach pójdzie w ministry, bo nie dość, że inteligentny, to jeszcze kobity na niego lecą. Wiem, że z niepokojem oczekują teraz państwo na jakiś obrzydliwy happy end. Nic z tych rzeczy. Telewidzowie zresztą wcześniej już rozszyfrowali tajemnicę tego związku. Bo czyż normalna to sytuacja, że szczęśliwa matka wyskakuje z samolotu - wprawdzie ze spadochronem, ale zawsze będzie chciała o nim pamiętać? A szczęśliwy ojciec? Kto dobrowolnie będąc przy zdrowych zmysłach, podejmuje próbę rozwikłania meandrów naszej gospodarki? Tak niby zachowują się szczęśliwi ludzie? Toż to desperaci.

Pani Dowbor owszem, mierzy suknię ślubną, tylko że jej wybrankiem jest nie Baczyński, ale nieznany mi bliżej biznesmen z branży nieruchomości. To już czwarty ślub prezenterki, co ma znamiona recydywy. Redaktor naczelny Polityki" wrócił tymczasem do swej poprzedniej rodziny. I jak się tu dziwić, że Polacy wolą brazylijskie seriale od naszej rzeczywistości. Zawód, który przeżyła publiczność śledząc losy tego nieudanego - choć owocnego - flirtu, może mieć jeszcze i inny finał. Nasz przepracowany parlament znajdzie z pewnością czas, by poświęcić kilka miesięcy na debatę, którą zakończy uchwała zabraniająca osobom publicznym na łączenie się w związki nie rokujące rozwojowych perspektyw. Zbliża się bowiem okres wakacyjnych wyjazdów młodzieży. Jakiż to wzór do naśladowania będą miały te niewinne serduszka, jedząc wędliny wiadomej firmy zawinięte w gazetę wiadomego autorstwa. Całe szczęście, że czuwa jeszcze szefowa senackiej komisji kultury Krystyna Czuba. Wprawdzie teraz zajęta jest krucjatą przeciwko telewizyjnej "Randce w ciemno", programowi równie głupiemu jak pomysł jego likwidacji, ale na innych też znajdzie się bat.

Dlatego - tak na wszelki wypadek - jeśli w przyszłości ja będę miał dziecko z panią K. Dowbor, to o tym się już z "Gazety Uniwersyteckiej" nie dowiecie.