STYPENDYŚCI MEN

ŁUKASZ GAWOR

Łukasz Gawor

Student IV roku geografii, działa w Kole Naukowym Geografów, jest współorganizatorem wyjazdów naukowych w roku akad. 1998/99 na Spitsbergen i wybrzeże Bałtyku, brał udział w seminariach i konferencjach naukowych: "Invited Lectures On Glaciology", "Interakcja człowiek - środowisko w badaniach geograficznych". Jest również laureatem konkursu "Mój Uniwersytet - wizja uniwersytetu w oczach obecnych i przyszłych studentów".

W osiągnięciu sukcesu, za jaki uznaje fakt przyznania Mu stypendium MEN, pomogła Mu przede wszystkim jedna osoba, której, mimo wielokrotnych podziękowań prywatnych, chciałby podziękować jeszcze raz, publicznie, na łamach Gazety Uniwersyteckiej właśnie - dr Elżbieta Janiowa z WNoZ UŚ. To ona powiedziała Łukaszowi w ogóle o istnieniu takiego stypendium oraz nakłaniała do tego, aby w ogóle spróbować je zdobyć.

Wszystko to wynikło w zasadzie jakoś tak trochę "przy okazji" wyprawy na Spitsbergen. Przedtem w zasadzie niczym tak naprawdę się nie wyróżniał, nie działał w żadnym kole naukowym. Trochę było w tym jednak zwykłego przypadku. Jakikolwiek konkretny problem, temat, który teraz kontynuuje jako własną pracę magisterską, pojawił się dopiero razem z wyprawą na Spitsbergen, do której nieustannie będzie powracał, o czym już teraz lojalnie uprzedza. Wtedy to dopiero zaczął przywiązywać jakąkolwiek wagę do swojej roli w murach Uniwersytetu Śląskiego. No i troszkę zaczął mieć na względzie stypendium MEN.

Na swoim wydziale zawsze czuł się świetnie i niezmiernie go sobie ceni. Czasami nawet pojawiają się głosy, że być może zbyt mocno słodzi, przed czym stara się więc teraz ze wszystkich sił powstrzymać jakoś, ale mimo wszystko nic nie poradzi na to, że wydział w pełni odpowiada jego pasjom i zainteresowaniom. Znalazł tu wielu wspaniałych ludzi - i to nie tylko kompetentnych wykładowców, ale po prostu i przede wszystkim ludzi. Z kontaktów z nimi czerpie ogromną przyjemność - i dlatego najchętniej przedłużyłby jeszcze tą sytuację poza okres samych studiów, poza obronę pracy magisterskiej.

W jego środowisku licealnym panowała tymczasem wielka moda na Uniwersytet Jagielloński, on tymczasem postanowił dość przekornie nie wkraczać w kompetencje starszej siostry (wtedy studentki, teraz już absolwentami UJ). Trochę łamał sobie głowę nad poznaniem, który podobał Mu się bardzo jako miejsce, miasto po prostu, trochę myślał o jakimś kierunku ekonomicznym - na szczęście dość krótko. Tymczasem na WNoZ-ie bywał już wcześniej, interesował się nim po prostu jako maturzysta - pojechał tam ze dwa - trzy razy i wszystko bardzo dokładnie sobie obejrzał. Wyborem uczelni wyższej kierował dodatkowo, a może nawet przede wszystkim regionalny sentyment - bo jak najbardziej czuje się Ślązakiem i dlatego Uniwersytet Śląski darzył od razu większym sentymentem.

Już w liceum spotkał się poza tym z nauczycielami - absolwentami WNoZ UŚ, wtedy też właśnie zaświtał w jego głowie pomysł wyprawy na Spitsbergen, w krainy polarne. Ten "wielki plan" był oczywiście początkowo dosyć podświadomy, przeczucie "wielkiej przygody".

Dopiero po ukończeniu pierwszego roku studiów poznał szerzej działalność wydziału i całkowicie się nim zachłysnął. Niecały rok później na horyzoncie pojawił się niespodzianie mglisty zarys możliwości Jego osobistego udziału w tym wspaniałym przedsięwzięciu - wtedy był już pod całkowitym i niepodzielnym wrażeniem własnego wydziału.

W pamięć wbiło Mu się jedno znaczące wydarzenie z czasów szkoły podstawowej, z drugiej klasy, kiedy to na lekcji środowiska pani nauczycielka kazała napisać w zeszycie krótką odpowiedź na pytanie: "Kim chciałbyś zostać w przyszłości? " Napisał wtedy, że bardzo chciałby zostać geografem, bo bardzo lubi podróże i o jednej z takich właśnie podróży czytał w książce pod tytułem "Antarktyda" (chociaż właściwie w tym okresie zupełnie nigdzie akurat nie podróżował). Tą swoją proroczą wypowiedź pisemną pamięta do dziś, tak mu utkwiła. Oczywiście od tego czasu wykonał jeszcze serię różnych obrotów przez matematykę, kierunki ekonomiczne, techniczne i sam nie pamięć ta co jeszcze - i w ostatniej chwili powróciła na szczęście geografia.

Nie jest zbyt otwarty mówiąc o swoich planach na przyszłość - choć do niedawna jeszcze był, ale nie spotkała się z dość dobrym przyjęciem pewność, z jaką deklarował swoją chęć kontynuowania nauki na studiach doktoranckich. Nadal oczywiście chciałby bardzo pozostać na uczelni, ale nie uzurpuje sobie jakiś specjalnych praw.

Jego wyborami życiowymi kierują dwie pasje. Jedna z nich jest oczywiście geograficzna: góry. Fascynacja górami jako takimi przerodziła się z czasem w fascynację wysokimi górami, wreszcie lodowcami - i w rezultacie, wiadomo, Spitsbergenem. Był już także w trzech różnych częściach, pasmach Alp, brakuje Mu jedynie w dorobku Alp francuskich i włoskich. Na najbliższą wyprawę wybiera się więc w Dolomity i chętnie zahaczyłby oczywiście o jakąś ich wyższą część, najchętniej z lodowcem. Żałuje trochę, że nie jest alpinistą, nie ukończył żadnych specjalistycznych kursów, posiada jedynie "trochę" wiadomości z zakresu wspinaczki, szczególnie w chodzeniu zimowym.

Druga pasja jest za to muzyczna. Łukasz jest muzykiem - amatorem, ukończył jedynie we wczesnym dzieciństwie sześcioletnie ognisko muzyczne na fortepian. Z zamiłowania jest jednak gitarzystą z burzliwą rockową przeszłością, obecnie bardzo już ułagodzonym, w stronę grania akustycznego i piosenki pseudokabaretowej. Czasem grywa sobie z przyjaciółmi. Największy w swoim życiu koncert (pod względem liczby publiczności - ponad 100 osób) zaliczył na własnym półmetku studiów, czyli rok temu, gdzie zaprezentował swój własny prześmiewczy "programik", satyrę na uczelnię, pracowników naukowych i samych siebie - studentów - wreszcie.

Tak się składa, jak sam twierdzi, że kwota stypendium jest w zasadzie dwa razy wyższa niż jego dotychczasowe stypendium naukowe, nie zamierza więc specjalnie zwiększać standardu życia, a zaoszczędzoną tym sposobem sumę odłoży na planowaną właśnie wyprawę w Dolomity. A pierwszą rzeczą, jaka postanowił sobie koniecznie kupić po powrocie ze Spitsbergenu był porządny aparat fotograficzny. Do teraz nie udało Mu się zrealizować tego postanowienia, być może właśnie dzięki uprzejmości MEN także ten projekt doczeka się realizacji ("Jeśli nie będę za bardzo szalał w tych Dolomitach, oczywiście. " - dodaje na wszelki wypadek).

BARBARA MORCINEK

Barbara Morcinek

Studentka V roku filologii polskiej, nagrodzona stypendium po raz drugi. Brała udział w konferencjach: zorganizowanych przez Uniwersytet w Ostrawie (1997), Uniwersytet Jagielloński - "Mickiewicz i kresy" (1997), Uniwersytet Śląski - "Ok(n)o"(1996), "Multimedia w nauczaniu języka polskiego jako obcego". Często publikuje w Gazecie Uniwersyteckiej, autorka licznych opracowań i referatów: "Oko i wzrok w Ewangelii św. Jana", "Obraz kobiety w polskich i czeskich czasopismach kobiecych", "Stereotypy w prasie kobiecej". Studiuje według indywidualnego toku, w ramach którego zalicza blok przedmiotów z kulturoznawstwa, odbyła kurs języka angielskiego w British Council i francuskiego w Alliance Francais, posiada uprawnienia pilota wycieczek krajowych i zagranicznych. Aktywnie uczestniczy w pracach Szkoły Języka i Kultury Polskiej jako sprawny tłumacz języka angielskiego, gdzie odbyła również stosowną praktykę lektorską, jest także sprawnym organizatorem interesującego programu kulturalnego dla studentów Szkoły Języka i Kultury Polskiej. Od naszej ubiegłorocznej rozmowy pomieszczonej również na łamach Gazety Uniwersyteckiej, w Jej życiu zmieniło się głównie to, że wreszcie zabrała się na poważnie do pisania swojej pracy magisterskiej i niezmiernie Ją to absorbuje. Właściwie ma teraz więcej czasu dla siebie niż kiedykolwiek wcześniej, więcej czasu spędza w domu, przesiaduje tam wręcz całymi dniami. Dysponowanie tymże czasem wymaga jednak, jak się okazało, zupełnie innej organizacji. Do tej pory doszła do mistrzostwa świata niemalże w takiej organizacji zajęć w ciągu dnia, kiedy wolnej chwili, choćby najkrótszej, brakowało Jej całymi tygodniami. Do nowej sytuacji początkowo w ogóle nie potrafiła się przystosować. Zupełnie nowe warunki egzystencji zaczęły oddziaływać na Nią początkowo wręcz depresyjnie. Dopiero z czasem udało się jakoś wskoczyć w nowy rytm - rytm intensywnej, samodzielnej pracy w domu. I strrrasznie się z tego cieszy.

Co jeszcze się zmieniło? Ano na korytarzu podchodzą do Niej czasem pracownicy naukowi UŚ, z którymi nigdy nie miała styczności na żadnych zajęciach ani nawet wykładach - i gratulują jej sukcesu, to było dla Niej chyba największe i najbardziej sympatyczne zaskoczenie. I to nadal jest bardzo miłe, ciepłe, bardzo podnosi na duchu.

Rok temu odczuwała przede wszystkim niebotyczne zaskoczenie, czuła się naprawdę wyjątkowo wyróżniona, nie spodziewała się tego samego po raz wtóry. Uporczywie twierdzi, że swoje osiągnięcia zawdzięcza przede wszystkim ludziom, których poznała tu, w murach Uniwersytetu Śląskiego i własnego Wydziału Filologicznego.

Gdyby jednak ktoś dał jej możliwość wpływu na rozwój i zmiany wewnątrz uczelni - to chyba chciałaby najpierw spowodować usprawnienie, upłynnienie, przyspieszenie działania bibliotek. No i oczywiście choć trochę więcej miejsc na studiach doktoranckich (nie ukrywa, że ten właśnie temat szczególnie żywo Ją ostatnio interesuje). Chociaż właściwie musi przyznać, że bardzo Jej się podoba tu, gdzie się znalazła i naprawdę niewiele jest Jej zdaniem rzeczy, które mogłyby być jeszcze lepsze niż są teraz.

Czy już wspominała, że najpierw i przede wszystkim chciałaby dostać się "jakoś" na studia doktoranckie? Oj, chyba tak. Ale to już jest chyba taka obsesja. Od ubiegłego roku Jej plany na bliską i daleką przyszłość sprecyzowały się o tyle, że teraz jeszcze bardziej tego chce, pożąda, niemal nie myśli o niczym innym. Cóż, nic nie da się już chyba na to poradzić, że to co tutaj i teraz robi całkowicie Ją pochłania, a przede wszystkim ogromnie pasjonuje.

Chociaż ostatnimi dniami (tygodniami, miesiącami) wszystko kojarzy Jej się ustawicznie z powieścią gotycką i Słowackim, a to oczywiście w ścisłym powiązaniu z tematem wspomnianej już pracy magisterskiej. Zaczęła nawet zauważać od jakiegoś czasu, że najbliżsi zaczynają Jej jakoś dziwnie unikać. Czyżby rozmowa wyłącznie na temat gotyku i Słowackiego okazywała się zbyt monotonna, monotematyczna i niestrawna? Niemożliwe, nie do wiary! Przecież to takie interesujące!

W wolnym czasie postanowiła sobie dla relaksu pouczyć się trochę pouczyć języka francuskiego. Tak dla sportu niemalże. Ponadto włączyła się także w organizację kolejnej naukowej sesji śląskoznawczej, bardzo zaangażowana jest także w jubileusz dziesięciolecia działalności Szkoły Języka i Kultury Polskiej.

Pasją Basi Morcinek, wyrastającą ponad wszelkie inne, jest "organizatorstwo". Uwielbia organizować, dlatego nieustannie jest zaangażowana w mnóstwo najróżniejszych projektów, występów, spotkań, konferencji, wieczorów autorskich. Ustawicznie z kimś się umawia, dogaduje, kontaktuje, spotyka, uzgadnia. Poznawanie wciąż nowych i nowych ciekawych ludzi - to jest coś!

PATRYCJA FOJT

Patrycja Fojt

Studentka V roku psychologii, uczestniczy w pracach Akademickiego Koła Higieny Psychicznej, w ramach którego zajmuje się organizacją szkoleń i naukowych spotkań dyskusyjnych. Pełni funkcję redaktora naczelnego pisma studenckiego AKHP "Ponadto", w którym publikuje artykuły i wiersze. Zaangażowana w projekt badawczy realizowany przez prof. I. Heszen - Niejodek w ramach grantu KBN: "Styl radzenia sobie ze stresem, rodzaj sytuacji stresowej a przebieg i efektywność radzenia sobie". Brała udział w seminariach i konferencjach organizowanych przez AKHP oraz Koło Naukowe Studentów Psychologii KUL, uczestnik szkoleń psychologicznych, testy "Drzewo" H. Kocha i "Piramidy Barw" R. Heissa i P. Holdera. Odbyła kurs "Opiekun Osoby Niepełnosprawnej", jest aktywnym członkiem Polskiej Fundacji Integracji, pracuje jako wolontariusz w zakresie opieki nad dziećmi niepełnosprawnymi w ramach programu "Rehabilitacja chorego w domu". Uczestniczyła w wyjeździe studyjnym do Danii, który zaowocował współpracą z placówkami pomocy społecznej.

Fakt przyznania stypendium MEN nie stanowi Jej zdaniem wyniku jakichś specjalnych uzdolnień. Sama zresztą nigdy nie ustawiała swojego życia pod kątem uzyskania tego niewątpliwego wyróżnienia, to wynikło niejako samo z siebie. Po prostu od długich już lat zajmowała się właśnie tym, czym zajmuje się teraz nadal, i co jakoś mimochodem pomogło w zdobyciu stypendium - zajmowała się pracą z dziećmi, w różnego rodzaju świetlicach terapeutycznych.

Bardziej konkretnie i intensywnie Jej współpraca z Fundacją zaczęła rysować się około pół roku temu, wcześniej były to raczej bardziej osobiste, indywidualne próby wepchnięcia się w tego typu miejsca, choć nie była to jeszcze działalność ciągła. Od zawsze odczuwała przemożną potrzebę pomagania dzieciom z problemami, ze środowisk patologicznych, niepełnosprawnym - akurat takie to były Jej ciągotki.

Sam fakt przyznania stypendium niewiele chyba zmieni w Jej osobistym życiu, natomiast na pewno może być przepustką do różnych innych przedsięwzięć, jak na przykład studia doktoranckie, taką ma przynajmniej nadzieję. Jest to przecież prestiżowe wyróżnienie. Jedynie ludzie zobaczyli Ją w gazetach i to wszystko. Bardzo się zresztą dziwili, bo nikogo nie poinformowała nawet, że stara się o przyznanie stypendium MEN. Nikt nic nie wiedział, no może za wyjątkiem Jej seminarium magisterskiego, bo to właśnie jej pani promotor najbardziej popierała jej kandydaturę.

Własne studia na Wydziale Psychologii i Pedagogiki UŚ wyobrażała sobie zresztą zupełnie inaczej. Sądziła, że będzie miała większe szanse na działalność praktyczną, a mniej na teoretyczną. teorii jest zresztą zdecydowanie zbyt dużo... ale widocznie tak to już musi być. Parę rzeczy na pewno chciałaby w związku z tym zmienić na swoim wydziale, gdyby oczywiście mogła. Chyba sposób przekazywania wiedzy, połowa teorii jest nam chyba zupełnie niepotrzebna, zbyt ciąży jeśli chodzi o specyfikę wydziału, od pewnego momentu potrzebne jest po prostu dużo, dużo praktyki, za dużo chce się nam przekazać teorii, którą potem, nie bardzo jesteśmy w stanie zastosować. Chociaż podobno jest tak wszędzie. Uniwersytet nie przygotowuje do pracy zawodowej, kończę studia i jeśli sama się czegoś wcześniej nie nauczyłam to niewiele mogę zrobić. Sama z siebie ponadprogramowo przeznacza bardzo dużo czasu na pracę z dziećmi, i już teraz wie jak ma to robić, wiedza pomogła jej oczywiście także, ale jedynie po części. I to jest chyba Jej zdaniem ten pierwszy i podstawowy brak. Poza tym pozostają już chyba tylko same drobiazgi.

Na miejsce swoich studiów wybrała akurat UŚ, bo chciała być blisko domu, choć myślała jeszcze także o Akademii Medycznej. Doszła jednak do wniosku, że psychologia będzie o wiele korzystniejszym wyborem. Właściwie chyba nadal chciałaby studiować medycynę, ale nie jest pewna, czy dałaby sobie radę jako lekarz, jest chyba zbyt wrażliwa na cierpienie fizyczne, ból, krew, brr. Zawsze poza tym czuła się humanistką.

Jej dzień codzienny, standardowy jest zwykle dosyć zabiegany, ostatnio jedynie ma jakby trochę więcej luzu - bo to już przecież jest piąty rok studiów. Sam dojazd do uczelni zabiera Jej dziennie około trzech godzin, dodatkowo uczy się języka, wydaje gazetkę, także Fundacja to częste wyjazdy i inne imprezy dla dzieci... więc kiedy nie leci akurat na język, to leci do Fundacji i w zasadzie zawsze jest dość późno w domu.

A dni wolne? No.. czuje się osobą mocno rozrywkową. Uwielbia się bawić, chodzić na imprezy, spędzać czas z przyjaciółmi - tak jak chyba każdy normalny człowiek w jej wieku. Praca w Fundacji także stanowi dla Niej rozrywkę, to ważne. Także część swoich wakacji przeznacza dla Fundacji, oprócz tego spędza czas na wojażach ze znajomymi. I nigdy nie wypełnia sobie szczelnie całych wakacji.

Uwielbia góry, kocha Tatry, morze obdarza uczuciem jakby trochę mniejszym. Tylko góry sprawiają, że czuje się tak niesamowicie, dostarczają Jej niesamowitych wrażeń estetycznych i duchowych. Mimo że na co dzień przepada za ludźmi - to czasami jednak woli uciekać w miejsca, gdzie nie ma ich tak wielu, nigdy jednak nie chodzi w góry zupełnie sama.

Bardzo by chciała zostać jeszcze trochę na uczelni, najchętniej akurat tyle ile potrzeba na zrobienie doktoratu, bo bardzo Jej na tym zależy. Nadal zamierza również współpracować z Wojskowym Szpitalem w Gliwicach i Fundacją.

Pieniądze? Zainwestuje w siebie, we własne wykształcenie, a część zapewne na wydatki codzienne. Tak będzie.