Wakacje w Bornem Sulinowie

Do Bornego Sulinowa jechałem zniechęcany opiniami ludzi, którzy w nim nie byli. Ten paradoks cechuje zasadniczą przywarę ludzi pracujących w słowie - za ich barierą nie dostrzegają rzeczywistości, a gdy jej wreszcie, często przypadkiem, dotkną to ich zachwyt przypomina okrzyk profesora Nechleby z opowiadań Oty Pavla: "Ta natura to potworny kicz". Obrazy pomorskiego miasteczka kreślone przez moich znajomych mieściły się bowiem w następujących ramach: z jednej strony przypominały wyjęte jakby z prozy Witkacego obrazy porewolucyjnego błotka, chamskiego zniszczenia i wszechogarniającej, cuchnącej szarości, z drugiej - dla tych, którzy bez powodzenia usiłowali zlokalizować miasteczko na jakichś dawnych mapach, było ono współczesnym odpowiednikiem Schulzowskiej ulicy Krokodyli, gdzie prawdziwą jakość wypiera tandeta, a postęp cywilizacyjny jest magnesem dla niesankcjonowanych oficjalnie żądz i uciech. Dominowało więc przeświadczenie, będące wersją powiedzenia legendarnego inżyniera Mamonia z "Rejsu": "Nie podoba mi się, bo nie znam".

fot. Zdzisław Marcinów Ja się tym wszystkim nie przejmowałem, chociaż... na wszelki wypadek najpierw wysłałem rodzinę na tradycyjne, porządne wakacje nad morze - w Bornem mieliśmy się spotkać po dwóch tygodniach rozłąki. W każdym razie byłem przekonany, że poprzedni wieloletni mieszkańcy miasteczka nie planowali raptownego opuszczania go, a zatem nie mieli powodu dewastować miejsca, w którym żyli z rodzinami. Po drugie - to koszarowe osiedle zbudowali Niemcy, a więc powinno być logicznie rozplanowane w przestrzeni i solidne. Po trzecie - mój przyjaciel, były pracownik naszej Biologii, mówił, że wszystko jest tam okej, pensjonat fajny, jezioro wspaniałe, lasy grzybne.

Dojazd koleją do Bornego jest dość prosty, lecz ja wybrałem bardziej skomplikowany: kuszetka w nocnym pociągu do Poznania, potem pospieszny do Szczecinka. W Szczecinku byłem po 9 godzinach podróży w dość komfortowych warunkach. Ku mojej uciesze okazało się, że stamtąd kursują do Bornego wygodne minibusy. Kiedy wysiadłem w centrum miasteczka, trafienie do naszego ośrodka stało się proste. Wszyscy mieszkańcy wiedzą, gdzie on jest i nawet wyrażają się o nim z podziwem. Można zresztą kupić mapkę, na której bez trudu zlokalizujemy główne obiekty miasteczka. A sam ośrodek? Składa się z dwóch świetnie położonych, wygodnych budynków (w całym miasteczku lepiej położona jest może tzw. willa Dubynina, Dom Oficera) usytuowanymi przy cichej, bocznej, zalesionej uliczce, 50 metrów w linii prostej od brzegu jeziora, 100 od strzeżonego kąpieliska. Ogrodzony, starannie utrzymany teren z trawnikami, placem zabaw, miejscem na ognisko i boiskiem. Jest to więc doskonałe, bezpieczne miejsce dla dziecięcych zabaw, leżakowania i wieczornych spotkań przy ognisku, których - o dziwo - nie uprzykrzały w tym roku komary. Odwiedzały nas natomiast młode liski, wabione zapachem pieczonej kiełbasy. Nie trzeba wyjaśniać, że dla mieszczuchów była to nie lada atrakcja. By dopełnić obrazu zalet ośrodka dodam, że wszystkie pomieszczenia wspólne (łazienki, kuchnie, halle) są sprzątane przez sympatyczną obsługę.

Ośrodek jest wyposażony w niezłe rowery, a zarówno miasteczko, jak i okolica są wspaniałym terenem dla wycieczek rowerowych. Na obszarze dawnego poligonu, obecnie zalesionego, wyznaczono interesujące ścieżki rowerowe. Wędrując rowerami po okolicy natrafialiśmy często na miejsca widokowe, zaopatrzone w tablice dydaktyczne. Poruszanie się w tym terenie znakomicie ułatwiały mapy: "Pojezierze Drawskie" i "Mapa topograficzna - Złocieniec".


fot. Zdzisław Marcinów Nigdy nie jest jednak tak, ze nie może być lepiej. Sądzę, że naszemu ośrodkowi doskwiera brak żaglówki i nadjeziornego hangaru. Korzystanie z kajaków i łodzi wiosłowej jest nieco utrudnione - przenoszenie ich nad jezioro i wnoszenie do położonego na skarpie ośrodka jest dość kłopotliwe. Sądzę, że władze miasta zapewne udostępniłyby miejsce na wygodny, blaszany hangar położony u stóp ośrodka. Ta inwestycja, rozsądnie zaprojektowana, byłaby szansą dla podniesienia rentowności ośrodka. Miasteczko jeszcze niestety nie posiada stanicy wodnej z prawdziwego zdarzenia, a czarterowanie żaglówek i wygodnych łodzi wędkarskich to przecież zyskowny interes także poza sezonem wakacyjnym. Obserwując ogłoszenia w niemieckiej prasie wędkarskiej, widzę jak wielką popularnością cieszą się u naszych sąsiadów wczasy wędkarskie na Pomorzu i Mazurach. Nasz pensjonat, odpowiednio przystosowany, położony nad jeziorem nie ustępującym mazurskim, oddalony jest przecież tylko o ok. 3 godziny jazdy samochodem od Berlina. Pamiętać przy tym należy, że główny sezon wędkarski to wiosna i jesień, a więc czas mniejszego "obłożenia" naszego ośrodka wczasowiczami. Tęsknota za żaglówką w takim miejscu jest chyba zrozumiała sama przez się, chociaż akurat tegoroczne lato żeglowaniu za bardzo nie sprzyjało - wiało za słabo. Upały rozleniwiały ryby i wędkarzy. Główną atrakcję stanowiła oczywiście plaża i kąpiele w ciepłej i naprawdę czystej wodzie (jezioro prawie nie jest dotknięte procesem eutrofizacji; to rzadkość w Polsce). Pile jest ogromnym akwenem, o wspaniale urozmaiconej, zalesionej linii brzegowej, długim na 8 km i szerokim - w okolicy Bornego - na 1 km.

Trudno powiedzieć, jak wyglądałyby te wakacje, gdyby lało i na niebie wisiały ołowiane chmury. Zapewne inne wrażenie sprawiałoby również samo miasteczko. Zresztą nawet w pełnym słońcu niezamieszkane domy wyglądają tam dość niesamowicie. Co najdziwniejsze, nie brakuje ich nawet w najatrakcyjniejszych częściach Bornego, między innymi w pobliżu naszego ośrodka (budynkami tymi "zarządza", czekając zapewne na korzystniejsze dla siebie ceny, jakaś nazwana z włoska spółka). Nie ma w Bornem problemów z zaopatrzeniem w żywność - sklepów spożywczych jest sporo, rozczarowuje natomiast poziom gastronomii. Amatorzy domowej kuchni mogą za to, jeśli uda im się zdobyć właściwy adres, korzystać z posiłków przygotowywanych w prywatnych mieszkaniach.

Położone na uboczu głównych szlaków komunikacyjnych Borne Sulinowo swoje najlepsze dni ma jeszcze - mam nadzieję - przed sobą. W mojej ocenie za jakieś 10 lat stanie się "normalnym" miasteczkiem. Na razie stanowi wdzięczny obiekt badań socjologicznych. Świeże zasiedlenie i fluktuację mieszkańców widać gołym okiem. Wspaniale wyremontowane budynki sąsiadują z kompletnymi ruderami. Dziwić może nierozsądny optymizm rządu - w jaki sposób mała gmina miała zagospodarować olbrzymi majątek w postaci nieruchomości i zapewnić miejsca pracy potencjalnym mieszkańcom? Zawiedzeni brakiem dynamicznego rozwoju miasta młodzi sąsiadują ze szczęśliwymi mieszkańcami sezonowymi i świeżo upieczonymi emerytami.

Prawdopodobnie jednak turystyka stanowi jedyną szansę dla miasta - jeżeli zadba się o trawiaste plaże (sanitariaty, punkty gastronomiczne), kempingi, pola namiotowe i infrastrukturę dla wodniaków, jeżeli oferta dla turystów będzie całoroczna (baseny, zabiegi rehabilitacyjne), to może się udać. Podobnie nasz ośrodek wiele zyska, jeśli stworzy się w nim szanse aktywnego, wodniackiego wypoczynku, także dla gości spoza Uniwersytetu.

P. S.

1. Ze Szczecinka do Katowic można dotrzeć pociągiem z wagonami sypialnymi)to informacja dla niezmotoryzowanych).

2. Jadąc samochodem z Katowic, należy się kierować na Poznań lub Toruń, potem koniecznie na Jastrowie, Sypniewo, Nadarzyce i stąd do Bornego; inne trasy są okrężne.

3. Nie wspomniałem o całym Pojezierzu Drawskim i pięknych rzekach (Drawa, Piława, Gwda), a przecież Borne jest świetną bazą wypadową do zwiedzania okolicy.