SPOTKANIE ZE STUDENTAMI


Państwowa Wyższa Szkoła Filmowa,
Telewizyjna i Teatralna im. Leona Schillera w Łodzi,
15. 05. 2000 r.

ROMAN POLAŃSKI: Na początek parę słów o moim mistrzu Antonim Bohdziewiczu [1906-70, reżyser filmowy i radiowy, prof. PWSTiF w Łodzi. M. K. ], któremu wszystko zawdzięczam. Muszę zacząć od tego, że moje początki były na scenie. Miałem czternaście lat i grałem główną rolę w sztuce p. t. : "Syn pułku" Katajewa. Wtedy grano tylko sztuki radzieckie, albo klasyczne. Po zdaniu matury chciałem pójść do szkoły aktorskiej, choć moim marzeniem było oczywiście kino. Chciałem, wcześniej czy później, robić filmy. Jedyną drogą do tego wydawało mi się przejście przez szkołę aktorską. O szkole filmowej nie można było nawet marzyć. Niestety nie przyjęto mnie do żadnych ze szkół aktorskich, prawdopodobnie z tzw. "względów społecznych".

W tym czasie robiono pod Krakowem film szkoły filmowej, mający się nazywać "Cztery opowieści", kręcony przez czterech reżyserów. Tylko ci trzej tak się "rozkręcili", że dla czwartego, Andrzeja Wajdy, nie było już później miejsca. Więc film nazywał się w końcu "Trzy opowieści". Bohdziewicz jednemu z tych młodych reżyserów zasugerował, żeby mnie zaangażował do maleńkiej rólki.

I od tego czasu, kiedykolwiek Bohdziewicz był w Krakowie, widywaliśmy się. Nawet zabierałem go czasem do moich rodziców na pierogi. Darzył mnie wyjątkową sympatią. Kiedy przyszła moja klęska, tych szkół trzech czy czterech, do których zdawałem, między innymi w Warszawie i Krakowie, i groziło mi wojsko, które w tych czasach było końcem jakiejkolwiek kariery, Bohdziewicz zapytał: "A dlaczego pan nie próbuje do szkoły filmowej? ". "Nie mam żadnych szans" - odpowiedziałem. "Nie będzie pan wiedział, jakie ma pan szanse, jeśli pan nie spróbuje".

Nie wiem, jak się to w tej chwili odbywa...

Prof. HENRYK KLUBA (przerywa): - Tak samo.

Roman -   grafika ROMAN POLAŃSKI: - ... w rozmaitych miastach. Egzaminy są? (śmiech publiczności)Najpierw były egzaminy wstępne w Krakowie, które przyjechała "uprawiać" pani Zwolińska. I widziałem już, jak z tą panią Zwolińską rozmawiałem, że mam dość duże szanse dojścia do następnego etapu. I rzeczywiście znalazłem się na liście szczęśliwców. Przyjechałem do Łodzi na egzamin, który trwał chyba tydzień, czy dziesięć dni. I wciąż moje pochodzenie społeczne stało mi jakoś na przeszkodzie. Poza tym moja znajomość "nauki o Polsce współczesnej" była niezadowalająca. Mimo wszystkich problemów Bohdziewicz walczył z resztą profesorów. Niewielu było moich zwolenników, ale przyjęto mnie do tej szkoły.

Kiedykolwiek wspominam Bohdziewicza, myślę o tych czasach i o tym, jak dużo mu zawdzięczam. Naprawdę, to był człowiek, którego ubóstwiała młodzież w tej szkole, który bardzo dużo dla niej zrobił i który był jakimś symbolem dla nas, w tych czasach
Cieszę się, że w sali, gdzie jesteśmy, została ta sama boazeria, że nie przebudowano tej sali, że nie próbowano jej unowocześnić. Widzę tylko, że są miękkie krzesła. Nie wiem, czy to dobrze. (śmiech publiczności) Ale, w każdym razie, patrzę na to wszystko z prawdziwym wzruszeniem.

Rozmiar:   2565 bajtów

Współpracę reżysera z aktorami mogę oceniać z dwóch stron, od strony kamery i od strony aktora. Nie wiem, jaki tu jest "klucz", bo ja klucza nie mam. Zauważyłem tylko jedną rzecz, przy moim pierwszym filmie fabularnym, bo tam już naprawdę musiałem więcej pracować z aktorami. Takich, jak Henryka Klubę, czy Żołnierkiewicza - po prostu biłem. (śmiech publiczności) Kiedy robiłem "Nóż w wodzie", zrozumiałem, że nie ma jakiegoś przepisu, recepty na pracę z aktorem. Że do każdego trzeba mieć zupełnie inne podejście.

Miałem trzech aktorów. Niemczyk był głównie aktorem teatralnym, choć grał też w filmach. Takie aktorzysko prawdziwe, z dużym doświadczeniem. Miałem Malanowicza, który właściwie wtedy kończył szkołę aktorską i Jolantę Umecką, która nie była aktorką - była tzw. "naturszczykiem". Znalazłem ją na stadionie Legii kilka tygodni przed kręceniem.

Rozmiar:   2565 bajtów

Amerykanie mają dużo pieniędzy, przemysł, który gdzie indziej prawie nie istnieje i historię kina, którą trudno porównać z historią jakiegokolwiek innego kraju. Cały czas mówi się o tym, że filmy amerykańskie zalewają teraz nasze ekrany. Ale ja pamiętam, jak byłem dzieckiem, moja siostra zabierała mnie do kina. Ona bardzo lubiła kino, prawdopodobnie jej zawdzięczam jakieś pierwsze olśnienia. I pamiętam tylko filmy amerykańskie. Od czasu do czasu był tam jakiś film z Dymszą i Bodo, ale głównie to były filmy amerykańskie.

Pamiętam, jak skończyła się wojna i były filmy radzieckie. Myśmy czekali na filmy amerykańskie, pamiętam, że pierwszy film amerykański, jaki puszczono po wojnie w Krakowie, to był "Robin Hood", którego widziałem jakieś dwadzieścia razy. A te radzieckie, czy polskie widziałem raz najwyżej. Wtedy po wojnie, jako młody chłopiec, chodziłem do kina codziennie. Kino było bardzo tanie.

Amerykanie mają historię filmu i dobrze te filmy robią. Robią to, co usiłowali Sowieci, to znaczy tworzą "dla ludu". Z tym, że Rosjanom się to nie udawało, bo lud nie chodził na te filmy, a im się udaje, bo naprawdę wiedzą, jak kręcić dla szerokiej publiczności. Oczywiście, ponieważ robi się je dla coraz szerszej publiczności, to i dla coraz niższego wspólnego mianownika. I często są one dla nas zupełnie nieinteresujące.

Nie wiem, jak można walczyć z takim gigantem. Moim zdaniem to jest głównie kwestia materialna, bo talentu jest masa wszędzie. Nie wiem, jak to będzie wyglądało w najbliższej przyszłości, bo zmiana technologii może nam dać większe szanse. Może kiedyś, za niedługo, będzie potrzeba mniej środków materialnych do tego, żeby opowiedzieć pewne rzeczy, które w tej chwili mogą być zrobione tylko z masą pieniędzy.

Rozmiar:   2565 bajtów

Nie wiem, kiedy pierwszy raz pomyślałem o byciu reżyserem. Nie wiem, czy był taki moment olśnienia. Pamiętam, że zawsze chciałem robić filmy.

Moim zdaniem najważniejsze podczas robienia filmu są niestety pieniądze. Nie tylko te, które reżyser wkłada do kieszeni, ale i te na zrobienie filmu. Dlatego, że to jest sztuka, która wymaga całej armii ludzi za plecami twórcy i masę sprzętu. To nie jest, niestety, zawód malarza, czy poety, któremu wystarczy pędzel czy pióro. To jest zawód, który wymaga takiej masy elementów i tylu osób, że na to potrzeba funduszu. I to jest główna sprawa. Znam wielu ludzi utalentowanych, którzy niestety nie mają możliwości wypowiedzenia się. Jedyną radą na to jest zaczynanie od rzeczy małych i robienie pierwszych filmów, które nie kosztują zbyt dużo pieniędzy. Czasami wystarczy jakiś pomysł, nawet jeśli nie jest to dzieło sztuki Jeśli dość dużo widzów zobaczy taki film, przy następnym projekcie już jest znacznie łatwiej.

Rozmiar:   2565 bajtów

Nie zapraszam aktorów do knajpy. Wolę mieć z aktorem stosunek bardziej zawodowy i profesjonalny. To zresztą zależy od aktora. To ludzie jak wszyscy inni, są różni. Z jednym można pójść do knajpy, a z drugim nie. Wobec tego nie należy brać na siebie tego ryzyka.

Na Zachodzie z aktorem, którego się nie zna, nie ma się bezpośredniego kontaktu. Kontakt jest przez agenta i, w zależności od możliwości aktora, jest do niego łatwiej lub trudniej dotrzeć.

Rozmiar:   2565 bajtów

Mój scenopis jest bardzo precyzyjny i dokładny, dlatego, że na planie nie mam po prostu czasu myśleć o tym, jak rozwiązać pewne sytuacje. To zależy oczywiście od tego, jak skomplikowany jest plan. Jeśli ma się wokół siebie pięćdziesiąt, siedemdziesiąt, czy nawet sto osób, masę sprzętu, planowania itd., myślenie o tym, jaki dialog powinien być w scenie, czy jak scena powinna być rozegrana, jest katastrofą. Na to sobie można pozwolić, gdy ma się dwóch, czy trzech aktorów i kamerę.

Robienie filmów, które was tu uczą kręcić, jest oparte na dużym przygotowaniu i pracy. Moim zdaniem ci, którzy liczą na improwizację, są albo leniwi, albo brak im talentu lub wyobraźni.

Rozmiar:   2565 bajtów

Problemem na planie jest czas. Wszystko jest zaplanowane w jakimś planie zdjęć, który prawie zawsze, w moim doświadczeniu, jest niewystarczający. Ma się za sobą masę ludzi, którzy przypominają o tym, że już trzeba skończyć, przejść do następnego ujęcia, do następnej sceny, że za dużo ujęć, czy dubli, że za dużo pieniędzy to kosztuje. To jest bezustannie ta sama piosenka. To nie tylko kwestia talentu, ale i wytrzymałości, odporności, jakiegoś naprawdę wielkiego zacięcia i uporu. Trzeba mieć żelazne nerwy, żeby uprawiać to rzemiosło.

Nie wiem, jak to się w tej chwili dzieje w Polsce, bo w czasach stalinowskich byli tacy reżyserzy, którzy mogli sobie usiąść i czekać na właściwą chmurę i nikt im tego nie zarzucał. Ale to był taki nawias w historii kinematografii. Kraje, w których kręciłem, ci producenci, z którymi się borykałem, są zupełnie inni. I muszę powiedzieć, uważam, że najważniejszą rzeczą w karierze reżysera jest być wytrwałym.

Rozmiar:   2565 bajtów

Przy doborze operatorów kieruję się ich osiągnięciami. Kiedy oglądam filmy, jestem czasami zachwycony pracą jakiegoś operatora i chcę koniecznie zrobić z nim film. Tak się to na ogół odbywa. Kiedy zaczynam film, zwracam się do operatora, którego pracą byłem jakoś szczególnie zachwycony i jeśli on jest "wolny" w tym czasie, to go angażuję.

Jeśli chodzi o moje podejście do obrazu filmowego, ono jest czysto instynktowne i nie potrafiłbym jakiejś teorii na ten temat zaimprowizować. Każdy film wymaga innego podejścia wizualnego. Gdy robię na przykład taki film, jak "Bal wampirów", to ma on wyglądać, jak film rysunkowy, musi być trochę bajką dla dzieci. Jeśli natomiast robię film taki jak "Tess", to szukam kogoś zupełnie innego. I dlatego właściwie z filmu na film szukam innego operatora.

Nie wiem, jak się kształtuje mój język artystyczny, bo to są rzeczy zupełnie automatyczne. Wogóle się nad tym nie zastanawiam, wiem mniej więcej, wyobrażam sobie końcowy produkt przed rozpoczęciem zdjęć. I usiłuję go oddać w czasie pracy nad filmem. Najważniejszym współpracownikiem będzie więc dla mnie oczywiście operator. Usiłuję zatem znaleźć takiego, którego plan odpowiadał by jakoś temu modelowi, który noszę w głowie.

Rozmiar:   2565 bajtów

Ci, którzy potrafią pisać, piszą głównie książki, a nie scenariusze. Dobry scenariusz jest bardzo rzadkim skarbem. Otrzymuję ich wiele, bo ludzie mi posyłają. Niestety, prawie nigdy nie znajduję czegoś, co by mnie pociągnęło, w ciągu całego życia dostałem może pięć scenariuszy, z których chciało by się zrobić film.
Scenariusz jest rzeczą podstawową. Jakikolwiek talent reżysera, doświadczenie, umiejętności - nie wchodzą w grę. Tego czego nie ma w scenariuszu, nie będzie na ekranie.


Rozmiar:   2565 bajtów

Jeśli mogę wam dać jakąś radę: pracujcie dużo nad scenariuszem. To wszystko musi być tam absolutnie wykończone. Na czym właściwie polega robienie filmu? Na przekazaniu innym rzeczy, które sami sobie wyobrażamy. Ludzie mają wielką wyobraźnię, która pozostanie dla nich, bo z nikim się nią nie podzielą. Robienie filmu jest czynieniem takiej wyobraźni materialną.

Kiedy zaczynam kręcić film, to mam go w całości w głowie, wyobrażam sobie poszczególne sceny, całość, postaci, sytuację. Kiedy przystępuję do roboty, stykam się z rzeczywistością i ona jest zwykle trochę inna, niż to, co sobie wyobrażałem.

Moim bezustannym wysiłkiem jest zbliżanie tej realności do tego modelu, który nosiłem w głowie przed rozpoczęciem filmu. I to jest moim zdaniem rzeczą najtrudniejszą dla reżysera. To co robimy na planie, kręcimy, jakoś zaciera ten obraz, który nosimy w wyobraźni. On się nakłada, zachodzi przenikanie.

Często przy pracy usiłuję się skupić i przypomnieć sobie, jaki był pierwszy obraz rzeczy, którą w danej chwili robię. Bo to jest moim zdaniem najważniejsze.

Zakładając, że moja wyobraźnia, mój model był oczywiście słuszny, następną trudnością będzie uczynienie tego modelu materialnym i zarejestrowanie go na taśmie filmowej w taki sposób, że będzie mógł być przekazany innym.

Rozmiar:   2565 bajtów

Uważam, że praca nad scenariuszem jest w pewnym sensie pracą reżysera. Bo już wtedy można sobie wyobrazić pewne rzeczy, tworzy się sceny tak, jak chce się je nakręcić później. A kwestia wyboru scenariusza jest kwestią momentu. Czytam jakąś powieść, czy są jakieś zdarzenia i nagle mam ochotę na zrobienie o tym filmu.

To się da porównać z wyborem dania w restauracji. Dlaczego się wybiera śledzia a nie barszcz? Nie wiadomo, może dlatego, że wczoraj właśnie zjadło się bardzo dobry barszcz i ma się na to jeszcze raz ochotę? A może dlatego, że zjadło się barszcz i nie ma się już na niego ochoty itd.

Wydaje mi się, że przynajmniej mój wybór jest spowodowany tym, co widzimy na ekranach. Osobiście bardzo lubię kino i oglądam dużo filmów, chodzę do kina. I to jest jakaś reakcja na to, co widzę. W pewnym sensie kręcę filmy, które sam chciałbym widzieć na ekranie. Jestem jakimś swoim własnym kelnerem, jeśli używamy porównania do dań.

Robiłem ostatnio kilka filmów, które dawały rozrywkę, które mnie fascynowały pod względem wizualnym, jakieś w nich rozwiązywałem problemy. Brakowało mi czegoś, co miało by jakąś głębszą wartość filozoficzną, czy społeczną. I dlatego w tej chwili robię film o historii dni, które wiążą się jakoś z moim dzieciństwem, to znaczy z holocaustem, zagładą Warszawy.



Rozmiar:   2565 bajtów

Moich ulubionych aktorów dzisiaj jest kilku. Zawsze Jack Nicholson, Dustin Hoffman. Dobrze grają.

Także Harrison Ford. W jego grze widywałem czasem pewne rzeczy, które nie bardzo mi się podobały, uważałem, że mógł je zrobić lepiej. Później oglądałem nazajutrz materiały i okazywało się, że to nie miało żadnego znaczenia, bo on ma coś takiego, co mieli aktorzy hollywoodzcy w latach trzydziestych, tacy jak, powiedzmy, Bogart. Lubi się na niego patrzeć. Oglądanie materiału było dla mnie naprawdę wielką przyjemnością. To się nazywa charyzma.



Rozmiar:   2565 bajtów

Jakieś dziesięć lat temu chciałem robić "Mistrza i Małgorzatę". Projekt był bardzo zaawansowany. Robiłem go z dużą wytwórnią Warner Brothers. W momencie, gdy film miał zostać przekazany do produkcji, oni się nad tym zastanowili i doszli do wniosku, że jest to temat niezbyt komercyjny i wszystko się rozleciało. Takie wypadki każdy z nas ma od czasu do czasu. Jest to oczywiście druzgocące, nie tylko dla reżysera, ale też dla całej ekipy.

Rozmiar:   2565 bajtów

Na pytanie, jakie szanse osoba taka jak pan, ma na zagranie w moim filmie, odpowiadam: na ogół małe. To zależy od sytuacji, od filmu. Gdy reżyser kręci film, są tam poszczególne postaci i szuka do nich aktorów. Jeśli film się kręci w języku polskim, albo jest w nim postać niemego, który wygląda tak, jak pan, to będę szukał oczywiście wśród młodych aktorów i wtedy będę robił próbne zdjęcia, również z takim aktorem, jak pan. Ponieważ jednak na ogół nie kręcę w Polsce, ponieważ filmy, które robię, są przeważnie w języku angielskim, więc, jak powiedziałem, szanse są niewielkie.

Ale ponieważ w tym filmie [w "Pianiście". M. K. ] będę potrzebował rozmaitych aktorów, może takich jak pan, z wyglądu chociaż, to może pan jakąś, przynajmniej małą rolę tam obejmie. [do studenta III roku]

Rozmiar:   2565 bajtów

Na pytanie o stosunek do scen erotycznych w moich filmach odpowiadam: rżnięcie na ekranie jest zawsze jakoś żenujące. I nie wiem dlaczego, jak ktoś u nas na ekranie umiera, to ja nie mam wątpliwości, że on umiera. Nie zastanawiam się nad tym, czy on naprawdę umarł.

Natomiast, jak się pieprzą na ekranie, to ja zawsze jakoś tak myślę, czy oni naprawdę tak...

(zapis i oprac. M. K. )

Autorzy: Mariusz Kubik