Członkowie Koła Naukowego Zoologów „Faunatycy” działającego na Wydziale Biologii i Ochrony Środowiska UŚ mogą pochwalić się licznymi osiągnięciami naukowymi

Pracownia to ich drugi dom

Czasami zapędzają się w teren w poszukiwaniu ciał martwych zwierząt. W laboratorium, z którego nie wychodzą do późnych godzin wieczornych, poddają je licznym procesom, sprawiając, że „prezent”, jaki dała im natura, jako preparat przeznaczony do celów dydaktycznych znajduje zastosowanie przez kilka następnych lat. W zaciszu pracowni hodują węże, pająki, skorpiony, pijawki, kraby, pustelniki czy ropuchy agi.

Przewodniczący KN Zoologów Faunatycy Arkadiusz Imiela pokazuje jedną z gablot znajdujących się w katedralnej pracowni
Przewodniczący KN Zoologów Faunatycy Arkadiusz Imiela pokazuje jedną z gablot znajdujących się w katedralnej pracowni

Ich działalność ma szerokie spektrum. Faunatycy pracują nowocześnie, łącząc wiedzę teoretyczną uzyskaną w murach uczelni z praktycznymi doświadczeniami, których nabywają w terenie. Najchętniej wyprawiają się w góry. Ze zorganizowanymi, kilkudniowymi wyjazdami wiążą się ich dwa duże, autorskie projekty. Nazwę jednego z nich potrafią jednak wymienić chyba tylko bohaterowie tego artykułu, na czele z przewodniczącym Koła Arkadiuszem Imielą.

– Mowa o przedsięwzięciu pod nazwą „Tafofauna inkluzji w żywicach drzew szpilkowych i jej związek ze strukturą zeocenoz owadów lasów nemoralnych” – śmieje się „sternik” Faunatyków i objaśnia jego ideę:

– Na miejsce badań wybraliśmy Beskid Niski, który jest słabo eksploatowany przez naukowców. Wiedzieliśmy, że na tym terenie mogło zajść zjawisko migracji gatunków z południa. Metoda naszej pracy opierała się na zbiorze żywicy z drzew iglastych i obserwacji zatopionych w niej owadów. Odnaleźliśmy około czterystu osobników różnych bezkręgowców, głównie owadów i pajęczaków, ale także jednego ślimaka. Naszym celem było zbadanie, na ile okazy, które były zatopione w żywicy, są reprezentatywne dla ogółu owadów występujących w tym regionie – wyjaśnia student czwartego roku biologii.

Jak podkreśla, badanie to śmiało można nazwać innowacyjnym. – Może okazać się cennym źródłem wiedzy o polskiej faunie, a nawet rozszerzyć jej ramy o nowe gatunki, których istnienie w Beskidzie Niskim nie zostało wcześniej potwierdzone – przyznaje, dodając, że zwieńczeniem całego przedsięwzięcia jest artykuł, który czeka na recenzję.

Faunatycy nabrali ostatnio ochoty na jeszcze ambitniejsze projekty.

– Tym razem zastosujemy analizę markerów molekularnych, która jest jedną z najnowocześniejszych metod, jeśli chodzi o badania zoologiczne. Skupimy się na podobieństwie gatunków prostoskrzydłych, mrówek i pluskwiaków. Dla przykładu: samice niektórych gatunków koników polnych są niemal identyczne, samce z kolei różnią się wyglądem oraz budową ciała.

Naszym głównym zadaniem będzie przeanalizowanie podobieństwa na poziomie genetycznym, dzięki czemu będziemy mogli odpowiedzieć na pytanie, czy gatunki te są rzeczywiście odrębne oraz jak duże są różnice między nimi – wyjawia przewodniczący, dodając, że pomoże im w tym funkcjonująca na Wydziale Biologii i Ochrony Środowiska Uniwersytetu Śląskiego pracownia molekularna.

Prócz badań jednym z głównych motywów działalności Faunatyków jest wykonywanie preparatów, które albo trafiają do katedralnej gabloty, albo służą młodszym studentom jako pomoce naukowe. Członkowie Koła przygotowują zarówno preparaty mokre, jak i szkielety. Proces oraz metoda ich tworzenia są uzależnione od indywidualnych cech każdego z osobników.

– W przypadku owadów wystarczy nabić je na szpilkę lub nakleić na kartonik i odpowiednio wysuszyć. Jeśli chodzi o preparaty mokre, przygotowane ciała umieszcza się w odpowiedniej pozycji w płynie konserwującym, którym może być alkohol czy formalina – opisuje Arkadiusz Imiela, wskazując na fiolki i słoje wypełnione cieczą.

Kolejnym sposobem preparacji jest oczyszczenie, a następnie poskładanie szkieletu.

Ostatnim etapem jest zawsze skrupulatne opisanie danego okazu, czyli informacja zawierająca nazwę gatunku, datę, miejsce i osobę, która dokonała znaleziska.

– W kolekcji mamy na przykład wypreparowanego młodego kajmana, który padł w katedralnej hodowli, stopę i kręgi szyjne hipopotama ze śląskiego zoo oraz niedokończonego, 3,5 metrowego pytona tygrysiego – wymienia.

Arkadiusz zwraca uwagę na bogaty dorobek naukowy swoich kolegów. Przekonuje, że czas, jaki spędzają w pracowni czy na spotkaniach Koła, które trwają nieraz nawet kilka godzin, nie idzie na marne. Wielu byłych Faunatyków swoją ścieżkę zawodową związało z pracą na uczelni.

– Na pewno wyróżniamy się wśród innych tego typu organizacji ogromną liczbą publikacji w prestiżowych czasopismach, udziałem w wielu dużych konferencjach oraz prowadzeniem unikatowych projektów badawczych – twierdzi Arkadiusz Imiela, dodając, że kreatywnej pracy sprzyja merytoryczna pomoc wielu świetnych wykładowców, między innymi dr. Łukasza Depy, który jest opiekunem Koła.

Autorzy: Wojciech Kowalczyk
Fotografie: Wojciech Kowalczyk