Obyśmy tylko zdrowi byli

Od pewnego czasu, głównie za sprawą jednego z posłów do naszego parlamentu, natrętnie powraca kwestia stanu zdrowia głowy państwa. Ponieważ inni politycy czuliby się niedopieszczeni, pojawiają się pytania również o ich stan zdrowia. Swawolny Dyzio polskiej debaty publicznej szybko znalazł naśladowców, a ponieważ przykład idzie z góry nie zdziwi mnie, gdy wkrótce stan majątkowy nie będzie tak interesujący jak stan serca wojewody, stan wątroby sołtysa czy podatność posterunkowego na alergie. Czyż nie powtarzamy przy okazji każdych życzeń, że zdrowie najważniejsze? Ni srebro, ni złoto, to nic - chodzi o to, by zdrowym być. No chyba, że komuś grozi odpowiedzialność karna lub dymisja - wtedy za każde pieniądze gotów jest nabyć zaświadczenie o chorobach dziesiątkujących resztki zdrowych komórek w jego organizmie. Nasz odziedziczony po przodkach humanitaryzm, niezależnie od przekonań religijnych, nie pozwala ani na wyrzucanie chorych na bruk, ani na ich zatrzymywanie w miejscu odosobnienia.

Jak tak dalej pójdzie i oświadczenia sanitarne staną się bardziej interesujące od oświadczeń o złożeniu oświadczenia lustracyjnego, które stanowią integralną część tegorocznej kampanii wyborczej, to w przyszłości możemy oczekiwać nowych wyzwań przed uniwersytecką kadrą, jej rezerwami oraz narybkiem, czyli studentami. Gdyby poseł Palikot, zamiast marnować swoje zdolności na Wiejskiej, zechciał częściej odwiedzać placówki edukacji wyższej, to służba zdrowia nie nadążyłaby z realizacją jego postulatów. Uczelnie wyższe obfitują bowiem nadzwyczajnie w potencjalnych pacjentów wszystkich klinik uniwersytetów medycznych - a ponieważ te ostatnie są również placówkami edukacyjnymi, to musiałyby wcielić w życie starożytną zasadę "lekarzu ulecz się sam". "Ucz się ucz, a garb ci sam wyrośnie" - mówi inna, bardziej nowożytna mądrość, sugerując wezwanie ortopedy. Wraz z nastaniem komputerów wyszło na jaw, że wiedza oślepia, czego widomą oznaką są wydatki na dopłaty do pracowniczych okularów. Co do wątrób, to trudno stwierdzić nie naruszając tajemnicy lekarskiej, ale barwa niektórych nosów pozwala mieć niejakie przypuszczenia, iż dorosłe napoje nie są obce naszej społeczności. Prasa rozpowszechnia też informacje, jakoby niektórzy studenci wspomagali się środkami niedopuszczonymi do legalnego obrotu; pogłoski te wszelako są dementowane przez egzaminatorów, którzy nie stwierdzają nagłych iluminacji podczas egzaminów. Na koniec powiedzmy coś o stanie umysłów. Dla prostolinijnych osobników w rodzaju posła Palikota, nawet pobieżna obserwacja musi być szokiem. Ale roztargnienie, nawiedzenie, oderwanie od rzeczywistości, kompleksy wyższości i niższości oraz inne oznaki wskazujące na potrzebę pilnej interwencji psychiatrycznej są tutaj normą, więc możemy się tylko cieszyć, że na razie nie grozi nam nic poza badaniami okresowymi. Jest jeszcze kwestia zdrowia duszy, ale niech to już raczej osądzą koledzy z Wydziału Teologicznego.