Zobaczyć wieloryby

W podróż do Nowej Zelandii udałem się w marcu 2006 roku. Głównym celem mojego wyjazdu było zbieranie materiałów do pracy doktorskiej, którą piszę na Wydziale Prawa i Administracji UŚ u prof. Ryszarda M. Małajnego. W związku z tym przez tydzień przebywałem w New Zealand Institute of Economic Research w Wellington, gdzie gromadziłem książki i odbitki ksero. Ponadto przeprowadzałem wywiady z politykami, którzy uczestniczyli we wdrażaniu tu od 1984 roku wolnorynkowych reform. Jednak nie można być w Nowej Zelandii i nie zobaczyć, choć odrobiny tego pięknego, a zarazem przyrodniczo dzikiego kraju. Udało mi się odwiedzić kilka regionów i zobaczyć wiele prawdziwych cudów natury, w tym sporo egzotycznych zwierząt w ich naturalnym środowisku. Ta opowieść poświęcona jest jednej z moich wypraw nowozelandzkich, której celem było zobaczenie wielorybów. Dlatego dotarłem do Kaikoura, małej, trzytysięcznej miejscowości na wschodnim wybrzeżu Wyspy Południowej. Kaikoura znana jest z organizowanych tu morskich wycieczek, których celem jest właśnie zobaczenie jednej z odmian waleni - kaszalotów.

- Czy są jeszcze wolne miejsca na jeden z dzisiejszych Whale watching? - pytam rano w zatłoczonym biurze turystycznym w Kaikoura (nazwa miasteczka oznacza "jedzący raki" i wywodzi się z faktu, iż połów raków to jedna z ważniejszych gałęzi przemysłu w okolicy) i pokazuję bilet wykupiony dzień wcześniej za 125 dolarów nowozelandzkich (czyli około 250 zł), ale na rejs dopiero na dzień następny.

Takim katamaranem można udać się w miejsca przebywania wielorybów
Takim katamaranem można udać się
w miejsca przebywania wielorybów

- Na najbliższy rejs już nie ma miejsca, ale za godzinę może pan płynąć - usłyszałem odpowiedź. - Ale ostrzegam, że będzie kołysało, bo dzisiaj morze jest trochę wzburzone. Płynie pan?

- Tak, proszę rezerwować - szybko się decyduję.

- W takim razie proszę przyjść za godzinę do sali, gdzie obejrzy pan film o wielorybach. Stamtąd autobus zabierze wszystkie osoby do portu - miłym głosem poinformowała Nowozelandka.

Wychodzę z biura, aby kupić coś do jedzenia. Przyglądam się Oceanowi Spokojnemu - rzeczywiście jest wzburzony. Duże fale groźnie uderzają o kamieniste wybrzeże. Pogoda pochmurna i w każdej chwili może zacząć padać deszcz. Po godzinie wracam do biura. W małym pomieszczeniu, gdzie wyświetlany jest film o wielorybach na wygodnych krzesełkach siedzi kilkadziesiąt osób, inni stoją. Film opowiada o życiu tych największych na świecie ssaków. W XX wieku nowozelandzkie kaszaloty były na wymarciu. Jednak w 1964 roku zamknięto ostatnią stację wielorybniczą w tym kraju i od tamtego czasu populacja tych wielkich ssaków bardzo wzrosła. Aktualnie populację kaszalotów na wodach nowozelandzkich szacuje się na 400 tys. osobników. Obecnie na wieloryby poluje się jeszcze w Japonii, Norwegii i Islandii. Po kilkunastu minutach w sali wchodzi Maorys, który okazuje się być kierowcą autobusu i zaprasza żądnych mocnych wrażeń turystów do swojego pojazdu. Po chwili już jedziemy w kierunku portu na półwyspie Kaikoura. Przejażdżka zabiera kilka minut, wchodzimy na pokład nowoczesnego katamaranu pomalowanego w niebiesko-żółte batwy. W środku mieści się dokładnie tyle osób, co w naszym autokarze - około 50. Siadamy na szerokich i wygodnych fotelach. Ruszamy.

Kapitan sonarem nasłuchuje, gdzie znajdują się wieloryby
Kapitan sonarem nasłuchuje,
gdzie znajdują się wieloryby

- Witam wszystkich, dzisiaj będzie trochę kołysało - ostrzega przewodniczka. - Proszę zapiąć pasy.

Wyświetlając prezentację multimedialną na dużym ekranie, zaczyna opowiadać o ukształtowaniu dna oceanu w tym miejscu:

- Teraz widzą państwo, gdzie znajduje się nasz statek. Płaskie dno przy brzegu szybko zamienia się w głęboki klif. Znajduje się tutaj Rów Hikurangi, podwodny kanion, który dochodzi do półki kontynentalnej i kończy się przy samym wybrzeżu Kaikoura. Mieszkańcy miasta są wielkimi szczęściarzami, bo właśnie dzięki takiemu ukształtowaniu dna oceanu w tym miejscu mogą żyć kaszaloty, które nurkują na wielkie głębokości, nawet do 2,5 kilometra.

Katamaran gwałtownie przyspieszył. Przewodniczka pokazuje kolejne obrazy, zdjęcia, schematy i wykresy. Opowiada o życiu miejscowych wielorybów, jak wyglądają, czym się żywią, jak się zachowują i porozumiewają. Samce kaszalotów mają do 20 metrów długości i ważą do 45 ton. Ich głowa ma długość 1/3 całości ciała i waży 1/3 wagi zwierzęcia. Mają największy mózg ze wszystkich stworzeń żyjących na Ziemi. Żywią się kałamarnicami, ośmiornicami, płaszczkami. Kaszaloty używają dźwięków o wysokiej częstotliwości, aby za pomocą echolokacji określać położenie potencjalnych ofiar.

Prezentacja multimedialna na statku
Prezentacja multimedialna na statku

- To, co państwo zobaczą, to będzie jedynie czubek ciała wieloryba - wskazuje myszką na ekranie kształt organizmu największego ssaka. - Kaszalot nas nie będzie widział. Nie wie o naszym istnieniu.

Nagle statek zaczyna mocno uderzać dnem o fale. Gwałtownie kołysze się przy dużej prędkości. Pasażerowie zaczynają wydawać okrzyki strachu.

- Właśnie przekroczyliśmy granicę klifu - usłyszeliśmy wyjaśnienie przewodniczki. - Pod nami prawie tysiąc metrów oceanicznej wody.

Autor w Auckland
Autor w Auckland

Patrzę za okno, za którym nadal widać na horyzoncie wybrzeże nowozelandzkiej Wyspy Południowej. Nie odpłynęliśmy daleko. Nagle statek zwolnił i zaczynamy dryfować. Przewodniczka mówi, że znaleźliśmy pierwszego wieloryba i zaprasza wszystkich na górny pokład widokowy. Ludzie odpinają pasy bezpieczeństwa i wychodzą. Statek lekko kiwa się na falach. Na szczęście nie pada deszcz, choć słońca też niestety nie widać - jest zasłonięte przez ciężkie chmury. Z jednej strony kilkadziesiąt metrów od statku widzimy pływającego w wodzie gigantycznego, ciemnoszarego ssaka. Fale opluskują jego olbrzymie cielsko. Waleń przez około dwadzieścia minut będzie nabierał powietrze, by potem móc nurkować w głębokim rowie oceanicznym przez około czterdzieści minut do godziny. Z nozdrzy co chwilę wypuszcza fontanny wody. Obok naszego katamaranu kołyszą się na falach jeszcze dwa inne statki. Z kolei nad nami lata w kółko helikopter, a także mały, kilkuosobowy samolot z turystami. Jednak podobno z góry gorzej widać olbrzyma, a poza tym lot jest o wiele droższy niż wyprawa morska. Dookoła naszego statku fruwa też wiele mew i kilka albatrosów królewskich, największe ptaki świata, których rozpiętość skrzydeł dochodzi do 3,5 metra. Potrafią latać z prędkością do 110 km/h.

- Uwaga! - mówi nagle przewodniczka. - Kaszlot zaraz będzie nurkował.

Wszyscy pasażerowie przeciskają się, by zdobyć najlepsze miejsce widokowe i nastawiają swoje aparaty i kamery. To jest kulminacyjny moment całego rejsu. Płynie się po to, by zobaczyć, jak wieloryb podnosi i macha swoją wielką płetwą ogonową, której rozpiętość sięga do 6 metrów, by zanurkować w przestworza oceanu. Migają lampy błyskowe. Całość przedstawienia trwa zaledwie pięć-sześć sekund. Jednak jest to niesamowite przeżycie i przepiękny spektakl natury. Mi również udało się uchwycić moment, kiedy waleń pomachał swoim wielkim ogonem. Po chwili przewodniczka nakazuje powrót na dolny pokład. Płyniemy dalej. Znowu czuję, jak dno katamaranu mocno uderza o fale. Nagle się zatrzymujemy. Nasz kapitan - Maorys, ubrany w śmieszną żółtą czapeczkę, bierze sonar i zanurza go w oceanie. Na uszy nakłada słuchawki. Nasłuchuje, gdzie na powierzchni wody nabierają powietrza kolejne wieloryby. Po kilku minutach wraca za stery i płyniemy dalej. Wkrótce jesteśmy przy drugim waleniu i znów wychodzimy na pokład. Spektakl powtarza się trzy razy. W ciągu dwóch godzin na morzu widzieliśmy trzy wieloryby.

Ogon kaszalota
Ogon kaszalota

- Mamy jeszcze trochę czasu - mówi przewodniczka - czy chcą państwo popłynąć, aby zobaczyć delfiny?

To było retoryczne pytanie. Oczywiście, że wszyscy chcą. Nikt już się nie przejmuje, że statkiem bardzo trzęsie i kołysze na wzburzonym oceanie. Każdy się przyzwyczaił i głodny jest kolejnych atrakcji dzikiej przyrody. Płyniemy i po kilku minutach znowu zatrzymujemy się, by dryfować na morzu. Wszyscy odpinają pasy bezpieczeństwa i wychodzą na górny pokład statku. Stoimy na dziobie statku. Pod wodą widzimy delfiny ciemne, których grzbiety są czarne, a podbrzusze - białe. Mnóstwo delfinów. Chyba z kilkaset. Zaczynają skakać przed statkiem, coraz wyżej i wyżej. Pływają tam i z powrotem, skacząc przez fale, pojedynczo i w grupach. Niektóre z nich w oddali wykonują wspaniałe salta i powietrzne akrobacje, by rozpryskując fontanny wody wpaść z powrotem do ciemnej wody. Tak jakby chciały popisać się przed ludźmi. Delfiny ciemne nazywane są klownami morza. Wszyscy są zachwyceni. Robią zdjęcia i kręcą filmy. Znowu pojawiły się albatrosy, które również stały się obiektem zainteresowania fotoamatorów. Niestety, po kilkunastu minutach upajania się dziką przyrodą oceanu przewodniczka nakazuje wszystkim powrót na dolny pokład. Kapitan katamaranu dodaje gazu i płyniemy z powrotem do portu w Kaikoura.

Wyprawa statkiem po przybrzeżnych wodach Oceanu Spokojnego dostarczyła fantastycznych doznań i niezapomnianych przeżyć. Dzika morska przyroda Nowej Zelandii okazała się niezwykle bogata i potrafiąca swym pięknem zaskoczyć niejednego turystę. Pragnę dodać, że na półwyspie Kaikoura można podziwiać również foki wygrzewające się na skałach (kiedy jest ładna pogoda), które mają tutaj trzy kolonie lęgowe oraz rzadziej pingwiny niebieskookie.

tomcuk@poczta.onet.pl


Autor jest absolwentem i zarazem doktorantem Wydziału Prawa i Administracji Uniwersytetu Śląskiego. Publikuje w tygodniku "Najwyższy CZAS!" i miesięczniku "Opcja na Prawo". Ponadto jest redaktorem wydawnictwa Fijorr Publishing. Jego pasją są podróże, chętnie dzieli się swoimi przeżyciami. Wielokrotnie brał udział w różnego rodzaju pokazach i spotkaniach. 18 maja br. o Nowej Zelandii opowiadał w Instytucie Fizyki UŚ.

Autorzy: Tomasz Cukiernik, Foto: Tomasz Cukiernik