Rozmowa z Dyrektorem Szkoły Języka i Kultury Polskiej dr. hab. Romualdem Cudakiem i jej Wicedyrektor dr Jolantą Tambor

Uczymy się świata

OLGA GUSZCZEWA: Zacznijmy od samego początku: jaki cel przyświecał założycielom pierwszej Letniej Szkoły?

DR JOLANTA TAMBOR: Szkoła została założona w takim celu, w jakim zakładane są wszystkie szkoły językowe na całym świecie. Jest grupa ludzi, którzy potrafią uczyć swojego języka jako obcego i chcą to robić: chcą nauczyć tych, którzy pragnęliby poznać język polski i chcą robić to w sposób specyficzny, ciekawy. Chętnych do uczenia się języków obcych, w tym polskiego, jest coraz więcej. Ponieważ zainteresowanie językiem jest coraz większe, następuje taki moment, w którym znajdują się jeszcze ludzie, którzy myślą: "A dlaczego nie my? Przecież dla nas byłoby to nadzwyczaj ciekawe, inaczej nigdy w życiu nie poznalibyśmy tak różnorodnych grup cudzoziemców o tak różnorodnych zainteresowaniach z tak niesłychanie wielkiej ilości krajów".

Co jest najciekawsze w nauczaniu języków obcych, co Państwa najbardziej fascynuje?

JT: Dla mnie, i myślę, że dla większości nauczycieli, najbardziej fascynujące jest uczenie na poziomie zupełnie progowym, kiedy pojawiają się osoby, przy których trzeba zaczynać od pokazywania, od języka gestów i mimiki, żeby przekazać najprostszą informację i nagle po dwóch-trzech tygodniach okazuje się, że możemy przeprowadzić prawdziwą, ciekawą rozmowę. Nagle ten ktoś zaczyna mówić i mówi bardzo ciekawe rzeczy o sobie, o swoim kraju. Jest rzecz, która mnie zawsze fascynuje w nauczaniu języków obcych, w tym polskiego: człowiek, który się uczy języka polskiego zawsze chce powiedzieć prawdę. Jeżeli dajemy zadanie "Opowiedz o swoim mieście" albo "Opowiedz o swoich wakacjach" to bardzo rzadko studenci dążą do tego, żeby zmyślać i pisać nieprawdę, byleby tylko użyć struktur i słów, których się nauczyli, wszyscy się zawsze bardzo wysilają, żeby powiedzieć prawdę i to jest nadzwyczaj ciekawe.

DR HAB. ROMUALD CUDAK: A ja mam doświadczenie uczenia języka w grupach zaawansowanych i to doświadczenie bardzo cenię. Cenię sobie te zajęcia dlatego, że jestem literaturoznawcą i moją pasją jest nauczanie języka na przykładzie tekstów poetyckich. W grupach zaawansowanych można już robić tak skomplikowane zadania, jak słowotwórstwo polskie na przykładzie tekstów poetyckich. Bardzo często bawię się wierszami Tuwima, poezją lingwistyczną. Ale również te zajęcia dają mnie jako nauczycielowi szansę spostrzeżenia tego, jak cudzoziemcy czytają literaturę polską, ponieważ rzecz jest nie tylko w tym, żeby powiedzieć cudzoziemcom, jak my, Polacy, czytamy poszczególne teksty poetyckie, ale w gruncie rzeczy - jak potrafią to robić cudzoziemcy.

Holger Thors z Finlandii - Cudzoziemski Mistrz Języka Polskiego 2005
Holger Thors z Finlandii - Cudzoziemski Mistrz
Języka Polskiego 2005

Czy ma Pan jakieś ciekawe obserwacje wynikające z tego, w jaki sposób obcokrajowcy czytają literaturę polską?

RC: Tak, bardzo często interpretacje bywają diametralnie różne od tego, co proponują studenci polonistyki. To są właśnie teksty z zakresu poezji lingwistycznej. Gotowe interpretacje wierszy Białoszewkiego upadają w momencie, kiedy czytają to cudzoziemcy.

Czy są autorzy, którzy Polakom wydają są ciekawsi niż obcokrajowcom albo odwrotnie?

RC: Myślę, że trzeba bardzo dobrze znać historię Polski, tradycję polską, żeby móc odczytać naszych polskich romantyków, i to może być lektura zniechęcająca, przyznam szczerze: czytanie "Dziadów" przez cudzoziemców może być męczące. Nam w historii szkoły raz nie udał się Turniej tłumaczy, w zasadzie nie mieliśmy żadnych przekładów. Proponowaliśmy dwa wiersze Baczyńskiego, wspaniałą poezję i okazało się, że dla cudzoziemców jest absolutnie hermetyczna, nie dali sobie rady z tym tekstem.

W przeciągu miesiąca, bo tyle trwa każda Letnia Szkoła, mogą Państwo pokazać tylko mały fragment polskiej kultury. Na jakiej zasadzie Państwo dokonują wyboru tekstów na zajęcia, wierszy do Turnieju tłumaczy, filmów?

RC: Kanon musi być. W ramach tych czterech tygodni cudzoziemiec powinien stąd wynieść wiedzę na temat Polski, więc tę kanoniczną porcję staramy się corocznie zabezpieczyć, natomiast w zasadzie każda edycja Letniej Szkoły jest taką prowokacją i próbą zainteresowania się jakimś innym aspektem, który - jak nam się wydaje - może być nośny, zaciekawić cudzoziemców: choćby właśnie Górny Śląsk, region wielokulturowy, który posiada swoje ekwiwalenty światowe, i w związku z tym może fascynować.

JT: Staramy się proponować, co roku program w troszeczkę zmienionej wersji, ponieważ myślę, że nie da się wyznaczyć superkanonu, który dokładnie musi być zrealizowany. Są takie pojedyncze punkty, wynikające z tego, czym dysponujemy, gdzie jesteśmy, np. na pewno nie będziemy wozić naszych uczestników do Warszawy.

RC: Natomiast Kraków jest osiągalny, więc co roku jedziemy do Krakowa.

JT: Staramy się bardzo pokazać Górny Śląsk i Śląsk Cieszyński, żeby uczestnicy Letniej Szkoły wiedzieli, gdzie są - naprzemiennie staramy się pokazać albo Pszczynę albo Oświęcim. To wszystko zależy od tego, na co starcza czasu: 20 dni to zbyt mało, nie można pokazać wszystkiego, nawet tego, co - jak uważamy - cudzoziemiec o Polsce wiedzieć powinien. Każdego roku jest taki element, który musi się pojawić: muszą być zajęcia o początkach państwa polskiego: raz bardziej uhistorycznione, raz bardziej pokazane przez literaturę, ale muszą być. No i z tej reszty, która nie jest mniej ważna, co roku mamy jakąś działeczkę: a to troszkę romantyzmu więcej, a to współczesności, ponieważ jest akurat rok jakiegoś pisarza albo Szymborska dostała Nobla, więc warto skupić uwagę na współczesnej poezji. Kiedy była 13. Szkoła, zwróciliśmy się do naszej najlepszej spuścizny historycznej, literackiej i kulturowej, żeby powybierać takie elementy, które miałyby coś wspólnego z przesądami, odczynianiem uroków.

Magdalena Piekorz gość tegorocznej letniej szkoły
Magdalena Piekorz gość tegorocznej letniej szkoły

RC: Na Letniej Szkole prowadzimy dwa typy seminariów i wykładów: dla polonistów i dla osób, które nie są polonistami. Dla tych drugich są wykłady po angielsku i po polsku, ten cykl nazywa się "Wiedza o Polsce". Jest to pigułka podstawowej wiedzy o Polsce: wykłady o podstawowych wydarzeniach historycznych, Polska a Unia, wykład o polskich noblistach w literaturze.

A coś o problemach współczesnej Polski?

RC: Jest taki wykład, który zmienia się w tytule. Zaczynał się "5 lat demokracji w Polsce", w następnym roku "6 lat demokracji", "7 lat demokracji". Dotarliśmy do "15 lat..." Wykłada osoba, która nie jest polonistą, żywo zainteresowana właśnie taką problematyką.

Czy zdarzało się tak, że uczestnicy przed przyjazdem na letnią szkołę mieli jakieś stereotypy o Polsce, które potem przełamali?

RC: 10 lat temu na kurs polskiego języka biznesu przyjechał chłopak z któregoś z krajów Beneluksu i przywiózł ze sobą żywność, ponieważ był przekonany, że w Polsce po ulicach chodzą białe niedźwiedzie, że nie mamy, co jeść, więc on przyjechał z prowiantem.

JT: Jak wyjeżdżał to powiedzieliśmy: "No to wracaj do swojej Belgii i powiedz znajomym, że Polska to taki sam kraj jak Belgia". Powiedział, że i tak mu nie uwierzą. Takie stereotypy funkcjonują do dziś dnia.

RC: Może teraz mniej, bo dzięki całemu procesowi integracji z Unią Europejską przyjeżdżają do nas coraz częściej ludzie, którzy cokolwiek już o Polsce już wiedzą.

Czy były jakieś - wywołane różnicami kulturowymi - problemy w porozumiewaniu się?

RC: W tym przypadku najistotniejszą rzeczą bywają kulinaria. Nasza stołówka przeszła w związku z tym ogromną ewolucję. Dla osób z Europy Południowej szokiem były śniadania, gdzie pojawiały się np. sardynki. Zdziwienie wywoływał też kompot, którego nigdzie na świecie się nie pije.

Andrzej Wajda po wykładzie inauguracyjnym w dniu otwarcia XV Letniej Szkoły Języka, Literatury i Kultury Polskiej w Cieszynie
Andrzej Wajda po wykładzie inauguracyjnym w dniu
otwarcia XV Letniej Szkoły Języka, Literatury
i Kultury Polskiej w Cieszynie

Kiedy zakładano szkolę, czy mieli Państwo ambicję uczyć inaczej niż jest w innych letnich szkołach?

RC: Częściowo tak, sam program powstawał w opozycji do tego, co robią inni. To była jedyna nasza szansa, żeby - mając za konkurencję Kraków i Warszawę, Wrocław i Łódź - wystartować jeszcze w Katowicach, ponieważ nazwa Cieszyn niewiele ludziom mówi, a Katowice mówią wszystko, co najgorsze: jest to miasto, o którym się myśli, że nad nim nigdy słońce nie wstaje i ciągle jest zakopcone. Więc trzeba było stworzyć program atrakcyjny na tyle, żeby ktoś zechciał w nim uczestniczyć, i spokojnie czekać, żeby dobre wieści rozeszły się po świecie. Tutaj wszystko troszeczkę inaczej się dzieje, chociażby dzięki temu, że i lektorzy i osoby, które prowadzą seminaria i wykłady są 24 godziny na dobę do dyspozycji. Mając jakiś problem wystarczy przyjść i zapytać. Nie jest to sytuacja, kiedy po zajęciach wszyscy się rozjeżdżają do swoich domów, a studenci jadą do akademika. Ten kampus dawał nam szansę, którą postanowiliśmy wykorzystać.

JT: To chyba jest to podstawowa odmienność: my jedziemy na letnią szkołę razem ze studentami. Wszyscy razem, zajęcia toczą się od rana do wieczora i nikt nie idzie do domu gotować obiadu, załatwiać swoich spraw, bo ten dom jest tak daleko, że do niego nie jeździmy, siedzimy tutaj i to jest właśnie to, czego nie ma w żadnej innej szkole.

Co jest najważniejsze w nauczaniu języków obcych?

JT: Myślę, że trzeba bardzo dobrze samemu znać własny język, jego gramatykę i trzeba jak najwięcej przekazać studentom. Nie pokazywać siebie, tylko za każdym razem dopasowywać się w jakiś sposób do grupy, żeby dać im to, czego ta właśnie grupa potrzebuje.

Czy sam nauczyciel przy tym czegoś się uczy?

JT: Ciągle się douczamy gramatyki, bo po 15 latach uczenia nagle wychodzi problem, na który do tej pory się nie zwróciło uwagi, jakiś drobiazg. Po 9 latach odkrywaliśmy, dlaczego po polsku funkcjonuje opozycja "jest" - "nie ma", ale przy tym również "jest" - "nie jest". Uczymy się też tolerancji, innych sposobów docierania do różnych osób, nie obrażania się o jakieś tam wypowiedziane zdanie, o ton głosu, o słowo, użyte w tym zdaniu, bo przecież bardzo często coś, co nas nagle może urazić, wynika z niewiedzy, z tego, że ktoś nie umie tego do końca bardzo dobrze po polsku sformułować, no i uczymy się świata. Ci ludzie, którzy tu przyjeżdżają są tak ciekawi, mają tak dużo rzeczy do opowiedzenia, że chce się ich jak najszybciej nauczyć polskiego, żeby oni to wszystko mogli opowiedzieć.

Dziękuję za rozmowę.

OLGA GUSZCZEWA

Autorzy: Olga Guszczewa, Foto: Archiwum Szkoły Języka i Kultury Polskiej