OKULARNICY

Od pewnego czasu, druk: "Skierowanie na badania profilaktyczne" opatrywany jest odręczną adnotacją (w rubryce: "Rodzaj szkodliwości na stanowisku pracy") informującą o ilości godzin przepracowanych przy komputerze. Mając na względzie owo signum temporis, możemy domniemywać, iż bezpowrotnie minęły czasy, gdy tzw. wywiad lekarski ograniczał się do zadawania niedyskretnych pytań o przebyte w dzieciństwie choroby, o ilość wypijanego alkoholu i wypalanych papierosów. Teraz badania będą miały o wiele bardziej urozmaicony przebieg: - Na choroby weneryczne pan zapadał? - A pentium jakie? - Stolec w normie? - Ilu calowy monitorek?

Nie ukrywam, że bardzo mnie to cieszy.

Rys. Marek Rojek
Rys. Marek Rojek
Czuję w tym rękę opatrzności i zapowiedź satysfakcji za krzywdy poniesione przeze mnie w dzieciństwie. Nie, nie, wcale nie chodzi o to, że dzięki powszechnemu dostępowi do informacji wyrównują się teraz szanse na awans społeczny. Gdzie tam! O ile jest to naciągana teoria można się przekonać, czytając internetowe "Waszym zdaniem", gdzie autorami większości komentarzy są niewątpliwie troglodyci, którym komputer wcale nie rozwija horyzontów, ale pozwala bezkarnie - bez żadnej odpowiedzialności za słowo - wypisywać bzdury, przy których pochrząkiwania szympansa brzmią jak 13-zgłoskowiec. Pomimo tego uważam, że komputer to szalenie demokratyczne urządzenie, jako że bez względu na podziały polityczne, płeć i wykształcenie jednakowo wszystkim psuje wzrok, ku nieukrywanej radości optyków, okulistów i... mojej własnej.

Obarczony krótkowzrocznością, w dzieciństwie okularów jednak nie nosiłem. Dlaczego? Po prostu był to dla mnie smarkacza prawdziwy wstyd i dyshonor, wcale nie mniejszy od paradowania po szkolnym korytarzu z rozpiętym rozporkiem. Jeśli ktoś pamięta jak wyglądały oprawki dla dzieci produkowane (według jednej sztampy) 30, 40 lat temu, ten nie będzie miał wątpliwości, że nieszczęsna ta dzieciarnia przypominała do złudzenia efekty nieudanych badań genetycznych. Nawet inwalidzi ustępowali im miejsca w tramwajach. Ale była ważniejsza przyczyna mojego okularowego wstrętu. Czyż bohaterowie zaludniający wyobraźnię kilkuletniego smarkacza nosili okulary? Czy kapitan Blood skaczący po rejach mógł przytrzymywać jedną ręką spadające okulary? Czy Zorro fechtujący się z przebiegłym Monastario przerywał pojedynek by przetrzeć sobie szkła? Czy szeryf Will Kane (Gary Cooper) wychodząc w samo południe na decydujący pojedynek wracał się do domu po zapomniane okulary? Później też nie było lepiej. Czy Papa Stamm zabierał przed walką okulary Kulejowi tłumacząc - lej tego w krótkich majtkach, bo ten w długich to sędzia? Czy Wójtowicz, Skorek, Gawłowski trafialiby "podwójną krótką" mając w każdym oku po -5 dioptrii? Czy Lubański, Gadocha, Lato... a zresztą wiecie o co chodzi.

Co ciekawe - dziecięca niechęć do okularów, to wcale nie przywilej wieku. To samo odczuwali ci, którym radość z pobrzękiwania szabelką nie mijała wraz z upływem lat - czyli żołnierze (wliczając w to najgorszych tyranów i dyktatorów). Może nasza historia wyglądałaby inaczej, gdyby pewien malarz-amator musiał (a powinien) do swego kretyńskiego wąsika i ulizanej grzywki dorzucić grube cylindryczne szkła w rogowej oprawie, stając się niewymuszoną karykaturą samego siebie. To o generale de Gaulle`u powstał ów słynny dowcip, pojawiający się do dzisiaj w różnych mutacjach, a przedstawiający prezydenta Francji podczas zwiedzania muzeum. - Czy to Cézanne? - Nie, to van Gogh generale. - A to Gauguin? - Nie, to Utrillo generale. - To Picasso? - Nie, lustro! Bohaterowie okularów nie noszą! To atrybut fajtłapy, niezguły, niezaradnego pechowca, albo... albo wyjątkowo wyrafinowanej kanalii o sadystycznych zapędach (patrz: Ławrientij Pawłowicz Beria). O dziwo, okularników - wbrew swoim intencjom - dobiła właśnie Okularnikami Agnieszka Osiecka. Słuchacze interpretowali ten tekst jednoznacznie: śmieszne, nieprzystosowane niedojdy (Taki dzieckiem się nie zajmie / tylko gada o Einsteinie), frajerzy za głupie 2 tysiące, co to; ani me, ani be, ani me. Dobroduszną, ciepłą sympatią poetki nikt sobie nie zawracał głowy. Dlatego pewnie w marcu 1968 roku zdrowy trzon klasy robotniczo-chłopskiej krzyczał "Studenci do nauki", nie wierząc, że i okularników na coś stać. (Lechu nie otrząsnął się jeszcze był po służbie wojskowej).

Owszem, owszem, były i wyjątki. Cybulski! Tak, ale przyćmione okulary, to nie zwykłe szkła korekcyjne. To sztafaż, kostium pozwalający zachować tajemniczość, skrywać prawdziwe uczucia, słabości etc.. To estetyka filmowej przyszłości, o czym wiedzą najlepiej miłośnicy Matrixów. Pod koniec lat 60. furorę robiły "lennonki". Okrągłe małe okularki wzorowane na tych noszonych przez Johna Lennona, często wyposażone w zwykłe zerowe szkła, miały głównie prowokować swoją ekscentrycznością, jako że obowiązywał wówczas klasyczny model dwóch grubych prostokątów, pod ciężarem których pękały nosy. Ten typ przechował do dzisiaj Woody Allen - esencja i sól ziemi światowego okularnictwa ze wszystkimi jego konsekwencjami, tylko przez niedopatrzenie (jak to u krótkowidzów) pozostający jeszcze poza Sévres. Nie wiemy dokładnie, kiedy to się stało, wiadomo tylko, że 23 lutego 1306 roku Giordano da Rivalto z Pizy wygłosił we florenckim kościele Santa Maria Novella kazanie,w którym przypomniał wiernym, że okulary "jeden z najbardziej użytecznych przyrządów pod słońcem", wynaleziono już dwadzieścia lat temu. "Poznałem człowieka, który zrobił pierwszą partię okularów i rozmawiałem z nim" - dodał. (Alberto Manguel, Moja historia czytania, Muza S.A. 2003).

Czy zdajesz sobie sprawę Drogi Czytelniku z doniosłości tej informacji?! Gdybyż wówczas ten wynalazek został upowszechniony, dziś żylibyśmy w innej rzeczywistości. Oto najsłynniejsze wpadki krótkowidzów, którym nie dane było spojrzeć wyraźnie na świat:

  • Rok 1410. Władysław Jagiełło ledwie dostrzegając dwa nagie miecze mylnie mniema, iż to początek składania broni przez kapitulujących Krzyżaków. Ci osłupiali przegrywają bitwę, którą król z kolei bierze za humanitarne dobijanie jeńców.
  • Rok 1492. Krzysztof Kolumb nie zauważa lądu - ani tym bardziej machających doń Hindusów - płynie dalej aż do rozbicia się o brzegi (też nie zauważył) Ameryki.
  • Rok 1547. Ze sromoty umiera wycieńczony Henryk VIII. Mściwi dworzanie podsuwają niedowidzącemu królowi pięć kolejnych małżonek, przekonując władcę, że to ciągle ta sama Katarzyna Aragońska nazywana przez dworską kamarylę - "Niewyżytą".
  • Rok 1794. Oślepiony głodem i nienawiścią lud Paryża gilotynuje Dantona myląc go z aktorem Gérardem Depardieu.
  • Rok 1832. "Ciemność! Widzę ciemność" (niem. Mehr Licht) woła Johann Wolfgang Goethe podczas prezentacji prototypu (nieudanego) okularów słonecznych.
  • Rok 1844. Aleksander Dumas kończy szkic powieści "Trzej muszkieterowie czyli Atos, Portos, Astygmatyzm.

Drodzy okularnicy! Teraz, kiedy komputerowe niszczenie wzroku przywróciło nam należne miejsce w społeczeństwie, nie pozwolimy już sobie więcej dmuchać w szkła! Z wyrozumiałością spójrzmy (z lekka tylko mrużąc oczy) na tych braci i siostry, którzy dopiero niedawno poznali tajemnicę bytu, a dokładnie zaś właściwe przeznaczenie uszu i nosa. Teraz my stanowimy (bądź wkrótce będziemy) większość. Plwajmy na szkła kontaktowe, tę prezerwatywę dla oczu. Niech żyje Pan Hilary!!

Ten artykuł pochodzi z wydania:
Spis treści wydania
Kronika UŚNiesklasyfikowaneOgłoszeniaStopnie i tytuły naukoweW sosie własnymWydawnictwo Uniwersytetu ŚląskiegoZ Cieszyna
Zobacz stronę wydania...