Czy można było inaczej

Myśli rocznicowe

Czas miniony Uniwersytet można dzielić na różne okresy, wedle różnych kryteriów. W sposób, oczywisty nasuwa się podział 25-lecia UŚ w wyniku zdarzeń zewnętrznych (w stosunku do Uniwersytetu), zdarzeń historycznych dla naszego państwa. Można więc mówić, z grubsza, o pierwszych 21 latach i o ostatnich czterech latach, należących właściwie ciągle do czasu teraźniejszego.

Pierwsze dwudziestolecie, głównie pierwsze dziesięciolecie, postrzegam przede wszystkim jako budowanie materialnych podstaw istnienia Uniwerstytetu. To wydaje się oczywiste. Proces dydaktyczny (traktuję go jako najważniejszy aspekt istnienia wyższej uczelni) w pierwszych dwudziestu latach podporządkowany był bardzo określonym oczekiwaniom naszego otoczenia, politycznego ośrodka decyzyjnego i ówczesnym potrzebom społecznym i gospodarczym. Kształcenie na poziomie wyższym i zatrudnienie absolwentów było wtedy centralnie planowane i sterowane. Nie posiadaliśmy więc - jako uczelnia - swobody w ustalaniu kierunków i limitów przyjęć i w dostosowywaniu do tego struktury uczelni. I nie bardzo przejmowaliśmy się losem absolwentów, którzy tak czy owak zawsze znajdowali jakąś pracę; to, że część z nich pozostawała (mimo formalnie posiadanej pracy i płacy) w obszarze ukrytego bezrobocia - dziś dobrze wiemy i po wielokroć zostało to opisane.

Przy okazji spojrzeń wstecz nasuwa się naturalne pytanie czy można było w tych 21 latach zrobić więcej, lepiej? Zapewne tak. Przypominam sobie jednak z różnych zestawień obrazujących materialny stan posiadania polskich uniwersytetów, że porównując naszą sytuację z sytuacją o rok czy dwa później powstałego Uniwersytetu Gdańskiego (a więc praktycznie naszego rówieśnika) na ogół znajdowaliśmy się w nieco lepszej sytuacji. Czemu lub komu to zawdzięczamy? Po części (odkreślam: po części) był to zapewne efekt realizacji ambicji ówczesnych regionalnych, potem krajowych, stąd się wywodzących polityków. To fakt. Pozostając dostatecznie długo we władzach Uniwersytetu odczuwam jednak nie słabnącą potrzebę świadczenia, iż powyższa wersja genezy powstania US oraz jego stosunkowo szybkiego umocnienia materialnego jest mocno niekompletna. Uniwersytet był potrzebny społeczeństwu tego regionu. A jeszcze ważniejsze, że potrzeba ta była dobrze uświadamiana i artykułowana. Toteż gdy Uniwersytet powołano, wielu było tym faktem naprawdę uradowanych i gotowych wspierać uczelnię w sposób w tamtych czasach uchodzący za normalny. Dlatego, upatrywanie przyczyn powstania i rozwoju US wyłącznie w przeroście ambicji polityków jest w moim przekonaniu niesprawiedliwe - bo krzywdzące tych, którzy bez żadnych poleceń "z góry" dołożyli swoją cegiełkę do budowy naszej uczelni. Było ich wielu. Przy okazji jubileuszu trzeba wyrazić im wdzięczność.

Relacje uczelni z otoczeniem podsuwają w tym miejscu kwestię, którą czas miniony mocno nam obrzydził wskutek propagandowego nadużycia. Mam na myśli hasło "więzi nauki z przemysłem" (ewentualnie - "z gospodarką"). Należę do tych parających się nauką, którzy bardzo boleją, że się tak stało. Hasło jako slogan - miejmy nadzieję - nie wróci. Ale samo zagadnienie wróci bardzo szybko. Doświadczenia krajów najwyżej notowanych naukowo i gospodarczo pokazują, że nawet w badaniach podstawowych jest (w innym horyzoncie czasowym) refleksja nad ich użytecznością. Obecnie gospodarka jest w stanie przebudowy swych zrębów i w tym momencie jej zainteresowanie badaniami prowadzonymi w Uniwersytecie jest mniejsze.

Sądzę, że właśnie teraz ze strony uczelni powinna wychodzić inicjatywa pomocy dla jak najszybszego przebrnięcia gospodarki przez ten okres zapaści. Jedną z form tej pomocy jest podejmowanie badań i konsultacji w aktualnie najbardziej gospodarce potrzebnych zagadnieniach. Utrzymanie więzi z gospodarką, w tym trudnym dla niej okresie, może po jej rekonstrukcji mieć dla uczelni istotne znaczenie jako źródło naszego rozwoju.

Przycichła ale nie poszła w zapomnienie sprawa przestrzennego rozlokowania Uniwersytetu. To z pewnością sprawa, którą należało wykonać inaczej. Nie doczekaliśmy się wymarzonego kampusu; wymarzonego przez pierwszego rektora prof. Kazimierza Popiołka, który dla takiej wizji miał sojuszników w ówczesnych politycznych i administracyjnych ośrodkach decyzyjnych. Także jego następca, prof. Henryk Rechowicz miał, plany rozbudowy zespołu dydaktycznego UŚ wzdłuż Rawy, w kierunku Akademii Ekonomicznej przy pozostawieniu części socjalnej w Ligocie. Rzecznicy budowy hotelu "Warszawa" okazali się wtedy silniejsi. Trudno mi odpowiedzieć czy to lęk władzy (po doświadczeniach marca’68) przed skonsolidowaną i skoncentrowaną społecznością akademicką czy też inne dodatkowe względy sprawiły, iż dziś borykamy się z przestrzeniami dzielącymi poszczególne jednostki organizacyjne uczelni. Ale nie sposób też zaprzeczyć, iż po 25 latach niektóre z tych jednostek silnie wrosły w swe środowiska i przypuszczalnie dziś środowiska te niezbyt chętnie zgodziłyby się na rozstanie z nimi.

Ostatnie cztery lata nazywam czasem teraźniejszym. trudnym z powodów materialnych, ale jeszcze bardziej, moim zdaniem z powodu wielkiej pracy jaką musimy wykonać w poszukiwaniu nowych form zaistnienia Uniwersytetu w zmienionych warunkach zewnętrznych. Zaczynamy coraz lepiej zdawać sobie sprawę z tego w jak inny sposób musimy kształcić młodych ludzi wstępujących w nasze mury, przygotować ich do czasów, które nadchodzą. Ot, choćby "informatyczne przygotowanie do życia" studentów każdego wydziału, każdej specjalności. Myślę, że nie wszyscy uświadamiamy sobie, że w tym zakresie niepostrzeżenie dokonuje się w naszej uczelni prawdziwa rewolucja. Podobnie zresztą jak w innych uczelniach. Nie musimy odczuwać pod tym względem żadnych kompleksów, a to dzięki temu, iż byli i są w naszej społeczności ludzie, którzy to wyzwanie zawczasu dostrzegli i podjęli. Informatyka to tylko fragment większej całości wyeksponowany przeze mnie przykładowo. W gruncie rzeczy chodzi o coraz pełniejszą "uniwersyteckość" naszego kształcenia, którego efektem będzie życiowa dojrzałość i samodzielność naszych absolwentów, zawierająca w sobie łatwość adaptacyjną do różnych ról zawodowych i życiowych. Pod tym względem Uniwersytet ma w stosunku do młodzieży wstępującej w jego progi bardzo poważne i zarazem trudne do spełnienia obowiązki.