O DOKTORACIE PRAWIE WSZYSTKO

Na niektórych wydziałach Uniwersytetu Śląskiego
działają studia doktoranckie;
doktorat można robić z biologii, filologii, prawa i administracji, nauk społecznych, matematyki i fizyki.


Rozmowa z Kierownikiem Studium Doktoranckiego na Wydziale Filologicznym UŚ. prof. dr hab. Stefanem Zabierowskim


Panie Profesorze, jakie jest miejsce studium doktoranckiego w systemie edukacyjnym?

Studium doktoranckie jest drogą do szybkiego zdobywania stopni naukowych. W tej chwili jest to instytucja, która działa w całej Polsce przy wielu wyższych uczelniach. Jest wielką szansą dla młodych ludzi, żeby w dobrym ośrodku, przy pomocy wysoko kwalifikowanej kadry mogli się rozwijać.

Jest to nowa koncepcja kształcenia na studiach wyższych: pierwszy etap to licencjat po trzyletnich studiach, po następnych 2 lub 3 latach magisterium i wreszcie po 4 latach doktorat. Czyli mówiąc inaczej, jest to taka nadbudówka nad dotychczasową strukturą studiów. Cele istnienia Studium są różne: po pierwsze wydobycie młodych, zdolnych jednostek i stworzenie im szansy awansu naukowego; a w perspektywie również zdobycie zdolnych pracowników naukowych. Cel drugi: podniesienie ich kwalifikacji. Cel trzeci polega na tym, że w nowej strukturze szkolnictwa wyższego doktorat jest tym pierwszym stopniem, który jest charakterystyczny dla pracownika naukowego. Tradycyjni dawniej asystenci naukowo-dydaktyczni znikają i są "usuwani" na rzecz doktorantów. Proces ten pozwala odmłodzić kadrę naukową i zapełnić lukę pokoleniową, która w strukturze uniwersytetu się pojawiła.

Studium jest dość młodą instytucją, ale pewne doświadczenia już zostały zebrane. Czy można je jakoś scharakteryzować?

W tej chwili zbliżamy się do piątego roku działalności, dopuszczamy do obrony pierwszych naszych absolwentów. Przeżyło ono w tych latach bardzo burzliwy rozwój, bo zaczęto od 12 doktorantów, obecnie jest blisko 300 (dokładniej 270). W trakcie tych studiów oczywiście niektórzy odeszli, ale w sumie jest to duża jednostka kształcąca na studiach dziennych, czyli stypendialnych i zaocznych, czyli niestypendialnych, sporą liczbę adeptów do pracy naukowej. W ostatnich dniach pojawiły się pierwsze obrony i można powiedzieć, że kilkuletnią pracę zaczynają wieńczyć pierwsze sukcesy.

Studium doktoranckie na Wydziale Filologicznych ma dwie specjalizacje : literaturoznawczą i językoznawczą. Językoznawcza dzieli się wedle pewnych etapów rozwoju języka i dziedzin badań, natomiast literaturoznawcza kryje pod swoim "płaszczykiem" kulturoznawstwo, filmoznawsto, teatrologię i od tego roku bibliologię.

Czy można scharakteryzować jakoś problematykę podejmowaną w pracach?

Podejmowane są bardzo różnorodne tematy, w zakres tej specjalizacji wchodzą wszakże wszystkie filologie obce. Bardzo modne są tematy z pogranicza literatury i filozofii, literatury i socjologii, a także szeroko pojęta literatura współczesna.

Skąd i z jaką motywacją napływają kandydaci? Największym i najpoważniejszym źródłem naszych doktorantów są przede wszystkim nasi wychowankowie; bardzo często najzdolniejsi absolwenci naszej uczelni wstępują na studium bezpośrednio po studiach. Są też licznie reprezentowani od paru lat absolwenci innych uczelni w tym Uniwersytetu Jagiellońskiego. Wrocławskiego, Poznańskiego lub z Opola. Mamy też doktorantów - cudzoziemców ze Słowenii, Czech, Słowacji, Austrii. Obok tej kategorii istnieje dosyć duża liczba doktorantów, którzy są, zwłaszcza na studiach zaocznych, czynnymi nauczycielami często pracującymi kilka lat. Chcą oni swoje zainteresowania czy pasje naukowe, często kosztem wielu wyrzeczeń i poświęceń, uwieńczyć doktoratem robionym na naszej uczelni. Na studium dominuje, jak to na Wydziale Filologicznym, płeć piękna, choć panów też jest trochę.

Czy w momencie egzaminów wstępnych kandydaci wiedzą już, o czym będą pisać?

Takich doktorantów, którzy od początku mają już sprecyzowany temat nie jest zbyt wielu, ale to nie jest żadne nieszczęście, ponieważ studium trwa 4 lata i zwyczajnie na pierwszym roku dokonuje się już prezyzacja tematu, natomiast ogromna większość ma już ściśle określone zainteresowania naukowe i pole tematyczne. Nowy regulamin, wchodzący w życie tym roku wprowadza zmiany: pojawiły się pewne progi w stypendiach doktoranckich; poprzednio u nas przyznawano maksymalne stypendium doktoranckie już na pierwszym roku, kiedy kandydat jeszcze nic nie zrobił. Nie zawsze rezultaty były takie, jak się spodziewano, bo po roku niektórzy dochodzili do wniosku, że właściwie to nie jest dla nich odpowiednia droga - praca naukowa i te pieniądze, które pobrali, przepadały. Uczelnia nie jest zbyt bogata i nie może sobie na taka rozrzutność pozwolić, tym bardziej, że nie jest ona jakoś głębiej umotywowana. Wobec tego wprowadzono progi - na początku jest stawka niższa - 670 złotych, a później dochodzi wyższa - w miarę kolejnych kroków, np. otwarcia przewodu itp. W tym momencie stypendium ma również pewna rolę motywacyjną.

Nie są to duże kwoty!

Wysokość stypendium nie jest oszałamiająca, tak samo jak zarobki całej sfery pracowników naukowych, która mieści się w sferze budżetowej. Jeśli ktoś chce robić wielkie pieniądze, to raczej w tej chwili droga naukowa dla niego nie jest droga najbardziej atrakcyjną. Taka jest prawda i nie ma co tego ukrywać.

Jaka jest pozycja prawna doktoranta?

To jest pewna ciemniejsza strona studiów doktoranckich. Mianowicie od lat pozycja prawna doktoranta nie jest najlepsza. Nie jest on studentem, nie jest on pracownikiem, jest kimś pomiędzy. Pewne niedopracowania legislacyjne sprawiają, że na przykład ci, którzy idą na studium doktoranckie nie mają zapewnionej ciągłości pracy, co w późniejszym wieku może mieć negatywne skutki w postaci mniejszej emerytury. Jest to oczywiście pewna forma dyskryminacji i nie jest to wina władz uniwersyteckich tylko władz centralnych i może być to zmienione dopiero w drodze ustawy. Co oby jak najszybciej nastąpiło!

Co ukończenie studium zmieni w życiu młodego człowieka?

Niewątpliwie jest to szansa w ciągu tych 4 lat zrobienia szybko porządnej pracy doktorskiej, pewnego rozwoju intelektualnego. I są to, powiedzmy szczerze, raczej korzyści natury moralnej czy intelektualnej. Dla niektórych doktorat jest maksimum ambicji życiowych. Jeśli nauczyciel zrobi doktorat z zamiarem, że nadal chce uczyć w tej szkole, tylko posiadając wyższe kwalifikacje, to jest w porządku. Natomiast istnieje duża grupa ludzi, dla których doktorat jest tylko szczeblem i w planach mają robienie habilitacji i dalszej kariery naukowej to jest tu sytuacja wręcz dramatyczna. Uniwersytet ma bardzo niewielkie możliwości zatrudnienia tych osób, można przy pomocy różnych zabiegów wygospodarować pojedyncze etaty, ale jest to niewspółmierne do potrzeb, po wtóre, bez gwarancji powtórzenia tej operacji w roku następnym. Pewnym rozwiązaniem tej sytuacji wydaje się możliwość powstania nowych wyższych uczelni.
Planowane jest powołanie nowego uniwersytetu np. w Nowym Sączu, mówi się o Sandomierzu itd. Mogłyby one wchłonąć tych znakomicie przygotowanych specjalistów, podobnie jak licznie powstające wyższe szkoły zawodowe. Jest to tym bardziej konieczne, że do 2010 roku państwo chce podwoić liczbę studentów. Ktoś ich przecież musi kształcić. A istniejące ośrodki wydają się być wypełnione już maksymalnie. Generalnie rzecz biorąc jest tu jednak jakaś luka w koncepcji kształcenia. Jeśli bowiem państwo przeznacza niemałe środki na doktorantów, to należało jakoś wykorzystać ich wysiłki, pracę oraz zdobytą wiedzę i umiejętności dla potrzeb edukacji, inaczej będzie to marnotrawstwo.

Jak czuje się naukowiec na stanowisku kierownika studium?

Moje własne doświadczenia, sam takie studia doktoranckie kończyłem, trochę mi pomagają w tej pracy. To spore obciążenie administracyjne, ale także satysfakcja z rozwoju naukowego tych młodych ludzi, którzy przechodzą przez nasze studium.

Dziękuję za rozmowę.

O swoich wrażeniach z pierwszych kroków po naukowej drodze Gazecie Uniwersyteckiej opowiedziały: Mgr Katarzyna Tałuć, II rok Studium Doktoranckiego, specjalność bibliologiczna

Kończyłam filologię polską na studiach zaocznych, równocześnie kontynuowałam studia dzienne na filologii słowiańskiej, ale pracę magisterską pisałam czysto literacką, o badaczce literatury śląskiej - Jadwidze Kuciance. Temat pracy magisterskiej bardzo mnie wciągnął i chociaż nie jestem rodowitą Ślązaczką, to zagadnienie mnie bardzo zainteresowało. Praca doktorska jest kontynuacją tych zainteresowań, dlatego że będę kroczyła drogą badaczy literatury śląskiej, ale od początku wieku dwudziestego. Wprawdzie temat nie jest jeszcze skonkretyzowany w takiej formie, że można go już wydrukować na karcie tytułowej, ale mam wyznaczony konkretny zakres trzy postacie (ksiądz Emil Szramek, ks. Jan Kudera i Konstanty Prus). Stąd zmiana kierunku, bo jestem teraz na bibliotekoznawstwie, ponieważ tu znalazłam promotora pracy doktorskiej.

Po skończeniu studiów miałam dwie drogi wyjścia - skończyłam filologię polską ze specjalnością nauczycielską, mogłam więc pracować w szkole. Jednak w szkole nie jest aż tak łatwo znaleźć pracę, nie wiem też, czy dawałoby mi to pełną satysfakcję uczenie dzieci np. w szkole podstawowej.

Studium znacznie odbiega od studiów czy dziennych zaocznych, człowiek cały czas jest teraz skazany (w dobrym tego słowa znaczeniu) na samodzielną pracę. To jest zarysowana konkretna droga badawcza, która trzeba kroczyć, pomoc z zewnątrz , innych słuchaczy studium jest niemożliwa. Dużo mi dały wykłady z metodologii, takie spojrzenie na kierunki w pracy krytycznoliterackiej, z którymi w ogóle na studiach się nie zetknęłam. Bardzo rzetelnie są prowadzone wykłady z filozofii, ale brakuje mi dyskusji w mniejszych grupach, tym bardziej, że przedmiot kończy się przecież egzaminem.

Znalezienie się po drugiej stronie katedry, choć jestem po praktyce nauczycielskiej, było nowością. Świadomość, że trzeba wymagać, że to inna pozycja, że trzeba inaczej podchodzić do ludzi i przedmiotu była stresująca. Nie jestem jeszcze tak długo po studiach, żeby nie rozumieć jak studenci podchodzą do nauki. Z drugiej strony przysłuchując się im, jestem czasem zdziwiona, że nie wiedzą tych rzeczy, które ja znałam jeszcze w szkole średniej, ale są też tacy, którzy wiedzą o wiele więcej. Trzeba jednak wymagać, bo pewien zasób wiedzy obowiązuje. Wciągnęło mnie życie naukowe, to jest już wybór drogi życiowej. Sukcesów finansowych się tu nie odniesie, ale jest jakaś satysfakcja innego rodzaju. Jakbym poszła gdzieś na 8 godzin pracy i potem wracała do domu, to chyba by mnie to nie satysfakcjonowało. Tu nie ma rozdziału praca/dom. Moja mama była bardzo zadowolona, że nie będę musiała chodzić na spotkania o pracę, szukać, prosić. Nie miałam tego stresu związanego z szukaniem pracy. Rodzice mówią jednak, że dopiero wtedy mi pogratulują gdy już napiszę tę pracę.

Beata Gontarz, jeszcze magister, kilka dni przed obroną, specjalność literaturoznawcza

Na pewno każdy student po obronie swojej pracy dyplomowej ma takie poczucie niedosytu. Z jednej strony "dosytu" , że udało mu się skończyć jeden etap w swoim życiu, z drugiej niedosytu, że może jeszcze czegoś nie spróbował, że może warto coś dokończyć, co kiedyś zaczął. Kiedy rozmawiam nawet z moimi najbliższymi, to mówią, że koniec studiów to koniec takiego jakiegoś etapu edukacji, ale zawsze jest myśl, że może warto się jeszcze kształcić, cos robić z sobą. I taka właśnie motywacja mną kierowała. Kiedy kończyłam studia nie planowałam dalszego etapu, myślałam o poszerzeniu moich zainteresowań, wiedzy, ale nie o pracy naukowej.

Z perspektywy czasu sądzę, że warto było podjąć ten wysiłek. 4 lata działalności naukowej i dydaktycznej na uczelni dawało mi uczucie satysfakcji, przynajmniej w małej mierze.

Kiedy rozpoczynałam studia doktoranckie, konkretnie kiedy przyszłam na egzamin wiedziałam, że jednym z tematów egzaminacyjnych będzie rozmowa dotycząca pracy naukowej, więc musiałam mieć jakąś koncepcję. I ona się podczas całego studium nie zmieniła. Miałam to szczęście, że to z czym przyszłam na studia doktoranckie udało mi się rozwinąć i zrealizować. Teraz na egzaminach wstępnych to się zmieniło. Myśmy jednak musieli przygotować dosyć szczegółowy temat.

Studium ma oczywiście swoje wady i zalety, sama formuła wydaje się właściwa, natomiast nie wiem czy właściwe jest to, żeby przyjmowano aż tylu kandydatów. Jednak ludzie mają poczucie, że nie są wybrańcami, tylko są jednymi z wielu, których można potem zweryfikować, odrzucić, przesiać.

Stanie w roli wykładowcy przed studentami było stresem. Mówiłam do ludzi niewiele młodszych od siebie stosując formuły grzecznościowe przyjęte na uczelni - zwracałam się do nich per pan, pani co było dla mnie bardzo śmieszne, ponieważ normalnie stosuję zwroty bardziej koleżeńskie. Musiałam być bardzo ułożoną panią magister, która przyszła na zajęcia. Stres mniej był spowodowany tym, że będę prowadziła zajęcia ze studentami, ile taką odpowiedzialnością za sprawy merytoryczne. Nie wydawało mi się, że wszystko wiem, miałam świadomość tego, że muszę dużo przeczytać, przygotować do zajęć.

Chciałabym, żeby doktorat zmienił coś w moim życiu, niemniej jednak muszę to uczciwie przyznać, że przez najbliższe pół roku lub rok nie zmieni to nic w moim życiu. Uczelnie mają pozamykane etaty dla doktorów i ja wiem, że nie mam na razie żadnej perspektyw pracy na swoim macierzystym uniwersytecie, nie interesowałam się jeszcze innymi uczelniami. To jest minus wszystkich uczelni, które prowadzą studia doktoranckie.

Większość z nas przeszła taką sama drogę tutaj: wszyscy byliśmy świeżo upieczonymi magistrami, niektórzy z nas pracowali przez rok w szkole. Na moim roku przeważali więc ludzie młodzi, ale już po roku było widać taką determinację, żeby zostać na uczelni, na drodze naukowej. Te studia pomagają zdobyć taką świadomość. W czasach, kiedy promuje się osoby przedsiębiorcze, rozkręcające jakieś interesy, jest obciążeniem psychicznym fakt, że na drodze naukowej materialnych korzyści nie będzie, na humanistach ciąży to szczególnie, Czasy nie sprzyjają pracy naukowej. Wszystko jednak zależy od tego, co się przyjmie za wyznacznik sukcesu, za cel w życiu. Jeśli jest to pewna pozycja społeczna, to myślę, że nie warto obierać takiej drogi. Podejrzewam, że nikt taki nawet nie decyduje się na studia doktoranckie, na pracę naukową. Myślę, ż jednak jest to powód do takiej satysfakcji własnej, zauważyłam że jest to też powód do dumy wśród najbliższych, znajomych, przyjaciół. Nowo poznane osoby, kiedy pytają mnie, co robię w życiu są zaskoczone wyraźnie moją odpowiedzią, kiedy mówię, że pracuję nad doktoratem. To są takie chwile w moim życiu, które dają powód do satysfakcji.

Moi rodzice przyjęli naprawdę świetną zasadę - nie wtrącali się w życie swoich dzieci, mogliśmy sami decydować, kim chcemy być, chociaż oczywiście sugerowali, że miło by im było, gdybyśmy zdecydowali się studiować. I jest to dla nich powód do jakieś osobistej dumy. Kolejny więc szczebelek w drabinie naukowej przyjęli naturalnie.

Wszystkim doktorantom, promotorom i recenzentom przypominamy

Z folkloru doktorskiego:

Przed lasem zajączek gra na skrzypcach. Przechodzi lis i mówi: " Oj, zajączku, ty fałszujesz". I lis znika. Zajączek gra dalej. Zjawia się wilk mówiąc: "Oj, zajączku, ty fałszujesz" - wilk znika. Przechodzi niedźwiedź pomrukując "Oj, zajączku, ty fałszujesz. Niedźwiedź znika. Z lasu wychodzi lew i pyta : Komu się jeszcze nie podoba gra mojego doktoranta !