Wiadomości dobre i złe, wcale nie fejkniusy

 

Będzie kwiecień… Piszę te słowa w drugiej połowie marca, gdy zima przypuściła kolejny atak, strasząc mrozem, zamieciami i gołoledzią. Toteż wydaje się, że słowo „będzie” jest kluczowe. Kwiecień ma przyszłość, podobnie jak piłka nożna w USA, o której mówiono, że ma przyszłość i zawsze będzie miała. Może jednak trochę mniej defetyzmu; jakkolwiek jestem sceptyczny co do skutków ocieplenia klimatu, to jednak raptowny atak zlodowacenia wydaje mi się zbyt gwałtowną reakcją i niezasłużenie surową. Mam nadzieję, że jeszcze przynajmniej w tym roku będziemy się cieszyć wiosną i warto było przeżyć zimę. Co do kolejnych lat, to już nie możemy mieć pewności, bo straszą nas ciągle i niepokoją: a to za chwilę trafi w Ziemię meteor – potem okazuje się, że jeszcze go nie widzą, ale już wkrótce zobaczą i zorganizują wyprawę niszczycielską, taki mały Armagedon. Wątpliwe tylko, czy Bruce Willis będzie jeszcze sprawny, bo zbliżenie trzeciego stopnia jest spodziewane około roku 2150. Prawdziwą wiadomością okazało się niestety doniesienie o śmierci Stephena Hawkinga, specjalisty od czarnych dziur, które dzięki jego teorii można było odkryć (więc nie są aż tak czarne, jak by się mogło wydawać). Interesujące, że umarł w dniu urodzin Alberta Einsteina, do którego był tak często porównywany.

Teraz już zna odpowiedzi na nurtujące go pytania, choć za życia deklarował się jako ateista i nie wierzył w żadne „życie po życiu”.

Wróćmy jednak na nasze podwórko. Na naszym podwórku coraz częściej pojawiają się wysłannicy firm z branż rozmaitych, poszukując pracowników – oczywiście nie wśród pracowników, lecz wśród studentów. Słowo ciałem się stało, jednym słowem. Bo oto parę lat temu wszyscyśmy się martwili, jak by tu partnerstwo nauki z gospodarką zręcznie zadzierzgnąć, ponieważ Unia stwierdziła, że tylko na takie partnerstwo da pieniądze i sfinansuje projekty zawierające wspólne przedsięwzięcia. No i pochylaliśmy się nad pozyskaniem partnerów z otoczenia. Ostatnio wszakże coraz częściej słychać, że to, co jeszcze niedawno było udziałem naszych kolegów z innych uniwersytetów (Oxford, Cambridge, Uniwersytet Harvarda czy UW albo UJ), staje się rzeczywistością również nad Rawą. Oto firmy przychodzą na wydziały i proszą o umożliwienie im spotkania ze studentami, których wabią praktykami, stażami oraz interesującymi ofertami. A studenci, rozkapryszeni, wcale się nie garną, bo już mają lepsze i bardziej atrakcyjne oferty na oku. I to wcale nie są oferty z zagranicy, tylko stąd, najdalej – zza miedzy. Na naszych oczach uczelnia zmienia się w atrakcyjnego partnera biznesu. I nie trzeba już używać okrągłych słów o prestiżu, jaki wiąże się ze współpracą z uczonymi. (Prawdę mówiąc, nigdy za bardzo nie rozumiałem, jakiż interes mają firmy z tego „prestiżu”). A teraz jest tak jak w przyrodzie: jeśli mróz nie zwarzy kwiatów, to w odpowiednim czasie pokażą się na krzewach i owocowych drzewach, a później będzie czas owocowania, po którym nastąpi czas zbiorów i konsumpcji.

Chyba że jednak nadejdzie nagłe zlodowacenie klimatu, ale traktujmy to jako „fejknius”.