Paweł Czado, dziennikarz, szef działu sportowego katowickiej „Gazety Wyborczej”, autor książek o tematyce sportowej, jest absolwentem Wydziału Nauk Społecznych Uniwersytetu Śląskiego

Co pamiętają żony piłkarzy?

Paweł Czado, przygotowując książkę o złotych latach klubu piłkarskiego Górnik Zabrze, przejechał pół Europy, aby porozmawiać ze świadkami opisywanych przez siebie wydarzeń. Przeprowadził wywiady z piłkarzami i ich rodzinami, choć, jak sam przyznaje, najbarwniejsze szczegóły zdradzały… żony sportowców. Publikacja została doceniona w plebiscycie na Sportową Książkę Roku 2017 w kategoriach najlepsza książka piłkarska oraz historyczna.

Paweł Czado, absolwent historii na Wydziale Nauk Społecznych UŚ
Paweł Czado, absolwent historii na Wydziale Nauk Społecznych UŚ

Pamiętam pewną historię bramkarza Górnika Zabrze, który w 1959 roku został wyrzucony z klubu. Uznano, że pochwalał zachodnią politykę, spędził więc sporo czasu w więzieniu, załamał się, potem nigdy już nie wrócił do piłki nożnej. Chciałem poznać szczegóły jego życiorysu. W archiwach IPN-u zapoznałem się z aktami przesłuchania, znalazłem także jego dawny adres, pojechałem tam, chociaż na miejscu zobaczyłem już zupełnie inną infrastrukturę mieszkaniową. Przez kilka godzin pytałem przechodniów niczym wariat, czy ktokolwiek może coś pamiętać o żyjącym tu przed laty człowieku. Dostałem w końcu wskazówkę: ktoś przypomniał sobie, w którym bloku mieszka wdowa po piłkarzu. Postanowiłem ją odwiedzić, przekonałem do rozmowy, usiedliśmy i wysłuchałem niezwykłej historii jej cierpienia wynikającego z trudnej sytuacji, w której znalazł się jej mąż. Gdybym się wówczas poddał, nie poznałbym pewnie tej wersji wydarzeń. Cierpliwości, pewnej dociekliwości i uporu w poszukiwaniu brakujących części układanki nauczyłem się na studiach historycznych. Tam dowiedziałem się również, że warto szukać wielu źródeł, aby móc porównywać zgromadzone informacje, nawet jeśli rozmawiamy o historii sportu.

Gdy studiowałem na Uniwersytecie Śląskim, zajęcia najczęściej zaczynaliśmy o godz. 8.00 i kończyliśmy około 15.00, dlatego bez problemu mogłem łączyć naukę z pracą w redakcji sportowej i z bywaniem na meczach piłki nożnej. Gdyby zajęcia kolidowały z ważnymi rozgrywkami, nie zawahałbym się zrezygnować z ćwiczeń czy wykładu (śmiech). Zaczynałem jeździć po całym Śląsku na mecze już jako trzynastolatek, oczywiście rodzice o niczym nie wiedzieli… Sport mnie fascynuje. Myślę, że uczestniczyłem w ponad 100 sportowych spotkaniach w ciągu każdego roku, a to całkiem sporo.

Nienawidziłem się uczyć, ale uwielbiałem czytać książki, nadal pochłaniam je zresztą w ogromnych ilościach, dlatego studia historyczne okazały się dla mnie idealnym wyborem. Podczas egzaminów polegałem głównie na mojej pamięci. Jeśli zapamiętałem wystarczająco dużo z wykładów, zdawałem egzamin, jeśli nie – czekała mnie poprawka. Podczas studiów założyłem również drużynę piłkarską o wdzięcznej nazwie „Skorupy”. Graliśmy na boisku, na którym dziś znajduje się… uniwersytecki parking!

Będąc na drugim roku studiów, zacząłem pracę w redakcji sportowej „Gazety Wyborczej”, z którą zresztą jestem związany do dzisiaj. Dziennikarz nie musi skończyć studiów dziennikarskich. O wiele istotniejsze jest w moim przekonaniu łączenie praktyki z opieką doświadczonego redaktora, który potrafi młodego człowieka sensownie poprowadzić. Ja kończyłem przecież historię. Z jednej strony miałem szczęście spotkać na swojej zawodowej drodze odpowiednich ludzi, z drugiej – staram się wykorzystywać zdobyty podczas studiów warsztat historyka. Pisząc książki o tematyce sportowej, wiem, że muszę szukać różnych źródeł, aby weryfikować usłyszane opowieści, odpowiednio je zinterpretować i nie poddawać się w poszukiwaniach kolejnych informacji, o czym wspominałem już wcześniej. Z przygotowywaniem materiału do książek jest trochę tak, jak z czytaniem obszernych książek na studiach: nawet jeśli lektura się wydłuża, nie poddaję się i czytam dalej. Kto wie, co jeszcze kryją kolejne strony…

Przygotowując ostatnio wydaną książkę o złotych latach Górnika Zabrze, zwiedziłem pół Europy, aby porozmawiać z uczestnikami tamtych wydarzeń, przedzierałem się przez archiwa IPN i inne materiały. Od razu dodam, że nieocenionym źródłem informacji były przede wszystkim… żony piłkarzy, które wiele wydarzeń z tamtych lat zapamiętały zupełnie inaczej! Ich komentarze wniosły do mojej opowieści mnóstwo zaskakujących, barwnych szczegółów. Na przykład jedna z kobiet opowiedziała o nietypowym powrocie uczestników wesela, które odbywało się w Sośnicy. Otóż panowie po udanym świętowaniu postanowili skorzystać z koparki i do Zabrza wracali schowani w ogromnej łyżce. Operator sprzętu, dojechawszy na miejsce, dosłownie ich wysypał. Czy któryś z panów pamięta to zdarzenie? Mało prawdopodobne (śmiech).

Autorzy: Małgorzata Kłoskowicz
Fotografie: Małgorzata Kłoskowicz