Tomasz Olszewski, absolwent Instytutu Sztuki Uniwersytetu Śląskiego

A Pan już tu?

Tomasz Olszewski łączy w swojej pracy artystycznej prostotę, geometryczne kształty oraz minimalizm. Potrafi także przełamywać konwencje, a jego projekty bywają wyzwaniem dla drukarni. Czerpie inspiracje z otaczających go przestrzeni. W rozmowie okazuje się człowiekiem mającym rzadki dar godzenia dwóch cech – pokory oraz poczucia własnej wartości. W jego opowieści niemalże bez przerwy towarzyszy mu także starszy o dwie sekundy brat bliźniak, Marek. Obaj pracują obecnie w instytucjach kultury. Jeden z nich jest malarzem-modelatorem w pracowni plastyczno-scenograficznej Teatru Rozrywki, drugi – od dziesięciu lat zajmuje się wizualizacją pracy artystycznej Filharmonii Śląskiej.

Tomasz Olszewski, absolwent Wydziału Artystycznego UŚ
Tomasz Olszewski, absolwent Wydziału Artystycznego UŚ

Pierwszy afisz przygotowałem samodzielnie w 2002 roku na potrzeby Festiwalu Kultury Studenckiej Cieszynalia. Pomyślałem wtedy, że skoro mam możliwość zaprojektowania profesjonalnej pracy, umieszczę zdjęcia moich znajomych ze studiów, z akademika czy z rodzinnego miasta Chorzowa. W centralnej części znajdował się więc program festiwalu, natomiast na obrzeżach – między innymi twarze moich sąsiadów, Arka i Grześka, kolegi z podstawówki Dawida, przyjaciół z roku, Pauliny Poczętej (pracującej obecnie na Wydziale Artystycznym UŚ w Cieszynie) czy Tymoteusza Ciastko, znajomego z zespołu Eternal Deformity. Był to rodzaj niespodzianki, oni oczywiście nie wiedzieli, że swoje twarze zobaczą na rozwieszonych w mieście afiszach. Co więcej, nie wszyscy siebie rozpoznali i zdarzało się, że musiałem palcem wskazywać, kto gdzie się znajdował. Zaskoczenie było ogromne.

W 2000 roku rozpoczęliśmy studia razem z Markiem, moim bratem bliźniakiem, na Wydziale Artystycznym UŚ, z tym, że na dwóch różnych kierunkach. Ja studiowałem malarstwo dziennie, mój brat natomiast grafikę w trybie zaocznym. Wydarzyło się wiele zabawnych historii. Ja uczęszczałem na przykład na zajęcia z grafiki artystycznej, prowadzone przez pana prof. Józefa Knopka. Przychodziłem wieczorami do pracowni, by tworzyć monotypie, i dużo rozmawiałem z panem profesorem. W weekend i w tej samej pracowni Marek przygotowywał zupełnie inny projekt. Pewnego razu wszedł pan profesor, długo się przyglądał, podchodził do Marka kilka razy, w końcu zapytał: Dlaczego pan zrezygnował z projektu, o którym tyle rozmawialiśmy? Takie sytuacje trzeba było od razu wyjaśniać (śmiech).

Potem Marek rozpoczął pracę w Teatrze Rozrywki, a ja w Filharmonii Śląskiej. Przytoczę może jeszcze jedną anegdotę. Pewnego dnia przyjechał do filharmonii nieżyjący już aktor chorzowskiego teatru, Jacenty Jędrusik. Gdy mnie ujrzał, zapytał, co ja tutaj robię, myśląc, że spotkał Marka dorabiającego po godzinach w innej instytucji kultury. Zacząłem oczywiście tłumaczyć, że mam brata bliźniaka. On jednak w to nie uwierzył, kwitując: Wszyscy tak mówią! Tego samego dnia wrócił do teatru na próbę i w windzie natknął się oczywiście na Marka. – A Pan już tu? – pytał znowu z niedowierzaniem... Łatwo można sobie wyobrazić jego zdziwienie.

Ja i mój brat byliśmy samoukami. W jednej ławce spędziliśmy 13 lat, wliczając okres szkoły podstawowej oraz czasy technikum mechaniczno-elektrycznego. I pomimo wielu opinii na temat niepraktyczności kierunków plastycznych obaj wiedzieliśmy, że chcemy zająć się malarstwem i grafiką. Jeszcze w technikum przygotowaliśmy wspólnie logotyp zespołu Boom Box, w którym w 1998 roku debiutował Andrzej Lampert.

Pod koniec studiów udało nam się również wspólnie przygotować wystawę prac w cieszyńskim Domu Narodowym. Wykorzystaliśmy ramy naszego taty, który wykonywał kopie obrazów na zamówienie, głównie na potrzeby kościołów. Angażował nas zresztą w swoje prace. Pamiętam, jak zabrał mnie i Marka do świętochłowickiej kaplicy przy ul. Ks. Kubiny. Pozłacał ołtarz, a myśmy mu pomagali. Mieliśmy wtedy po 12 lat, Marek zajął się lewą stroną, ja – prawą, tata – centralną częścią, a siostry zakonne przychodziły codziennie z tacką ciastek. Tata malował także Chrystusa na ścianie oraz klęczące aniołki. Pamiętam, jak mówił, że jeden z nich to Marek. A skoro Marek, to przecież i ja! (śmiech).

Staram się śledzić bieżące trendy w projektowaniu graficznym i włączać je w swoje obecne prace. Inspiruje mnie nowoczesna forma odnowionego budynku Filharmonii Śląskiej. Jednym z jej najbardziej charakterystycznych elementów jest motyw graficzny korony przebudowanego gmachu. Gdy pada przez szyby światło słoneczne, na podłodze można zobaczyć niekończący się ciąg rombów, i to one stały się motywem przewodnim nowej szaty graficznej filharmonii.

W wolnych chwilach zajmuję się również projektowaniem okładek płyt zespołów, takich jak projektu Piotra Schmidta i Michała Wierby „Black Monolith”. W 2007 roku opracowałem serię promującą dla NOSPR-u zapowiadającą „Dzień Kilara” z okazji 75. urodzin wielkiego kompozytora. Afisz podzielony był na dwie części, czarną i białą, a po środku Wojciech Kilar obejmował rękoma swoją głowę. W ubiegłym roku ukazała się również nowa jazzowa płyta Generation Next z moim projektem okładki.

Autorzy: Małgorzata Kłoskowicz
Fotografie: Małgorzata Kłoskowicz