Jak przechytrzyć ministerstwo?

 

 

To pytanie zadają sobie często uczeni, administratorzy i studenci. Zdaje się, że ci ostatni – nie posiadając ani przygotowania, ani nadzwyczajnej wiedzy, ani nawet nie imponując mądrością – znaleźli intuicyjnie sposób na panią minister, która wszystkim nam utrudnia życie. Otóż gdy tylko pani minister ogłosiła, że wkrótce ma zamiar zlikwidować możliwość studiowania na dwóch kierunkach nieodpłatnie, młodzież zareagowała natychmiast. Tłumnie ruszyła studiować na drugich kierunkach. Nieoczekiwanie nawet na tak mało popularnych specjalnościach jak fizyka czy matematyka pojawili się studenci, zupełnie egzotyczni. Nie mam tu na myśli egzotyki kojarzonej z morzami południowymi, ale na przykład politolog i teolog jako studenci matematyki, to nieco zaskakujące.

Studenci odkryli (nareszcie, chciałoby się dodać), że póki można pogłębiać wiedzę, to trzeba to robić. W końcu człowiek jest dodatkiem do swojego CV, a im bardziej pękate będzie to CV, tym łatwiej będzie można znaleźć pracę. Choć znane mi są także postawy odwrotne: pracodawcy z nieufnością traktują kandydatów, którzy chlubią się bogatym doświadczeniem. Wybierając się na rozmowę kwalifikacyjną trzeba sobie przemyśleć, czy epatować pracodawcę swoimi osiągnięciami, czy też raczej przemilczeć niektóre z nich, bo przecież nikt nie lubi, gdy kandydat na małżonka epatuje swoją przeszłością. Mimo to, najazd studentów na drugie kierunki jest faktem obserwowalnym i rozwojowym. Temu rozwojowi może położyć kres ministerstwo decyzją wprowadzenia opłat za dodatkowy kierunek lub przeciwnie: decyzją o odstąpieniu od decyzji – brać studencka jest bowiem dość przekorna.

Swoją drogą zachowanie młodzieży jest bardzo racjonalne i obala kilka mitów naraz. Na przykład mit o powszechnej awersji do przedmiotów ścisłych. Nie jest ona aż tak powszechna jakby się mogło wydawać, skoro pedagodzy i filozofowie podejmują studia na ,,matmie”. Natomiast pokazuje to, że wystarczy podjąć pewne decyzje polityczne i poprzeć je zwiększonym strumieniem środków, żeby akty strzeliste zamienić w apele trafiające do serc i umysłów młodych ludzi. Ponieważ teraz czarno na białym widać, że opłaca się studiować fizykę, chemię lub biologię, bo są to dziedziny wiedzy mile widziane w UE (i – co ważniejsze – dotowane ze środków Unii), od razu liczba kandydatów na te kierunki wzrosła. Przypuszczam, że niektórzy z nich kierują się dodatkowo perspektywami stypendiów doktoranckich, naprawdę wysokich. Aby odbyć studia doktoranckie z fizyki, trzeba jednak najpierw tej fizyki się nauczyć: stąd stosunkowo liczni kandydaci na fizykę spośród absolwentów innych kierunków.

W tym wszystkim jest jednak coś, co budzi pewien niepokój. Otóż ,,wszyscy” twierdzą, że młodzież jest coraz gorzej przygotowana do podejmowania studiów w ogóle. Tymczasem mamy do czynienia z rzeszą młodych ludzi, którzy radzą sobie na dwóch kierunkach bez specjalnych kłopotów. Jak to możliwe? Po pierwsze, część przedmiotów zalicza się tylko raz (języki, wuef, filozofię itp.). Po drugie, w pogoni za innowacyjnością mnoży się kierunki i rodzaje studiów, nie dokładając starań do zapewnienia odpowiedniego poziomu. Owoce już widać, a będą one coraz bardziej widoczne w miarę postępu procesu bolońskiego.