Czasami trzeba pokazać czerwoną kartkę

Sędziowanie to fajna zabawa i prawdziwa przygoda

Zazwyczaj Dariusza Kosińskiego można spotkać w Dziale Inwentaryzacji UŚ, gdzie pracuje jako starszy referent. Jednak w weekendy nie siedzi przed telewizorem. Wtedy najczęściej biega po boisku, jednak nie jako piłkarz, a sędzia.

- Sportem interesowałem się zawsze - zwierza się Dariusz Kosiński. - Zaczęło się od podglądania najlepszych, głównie w telewizji, a moimi idolami byli Grzegorz Lato i Dino Zoff. Potem sam zacząłem kopać piłkę. Grałem jako "trampkarz" w klubie Górnik Wojkowice i z klubem tym jestem związany do dzisiaj.

Później pan Dariusz był spikerem na stadionie oraz kierownikiem zespołu. Drugą sekcją, która działała w tym klubie i w zasadzie bardziej się z nią zawodniczo związał, była sekcja piłki ręcznej.

W sędziowaniu był dobry już w szkole, w której specjalnością były piłka ręczna i siatkówka. W jednych meczach pan Dariusz występował jako zawodnik, w innych jako sędzia. Wielu chłopców w tym wieku ma swoich idoli i marzy, aby zostać jednym z nich. Zazwyczaj chcą być napastnikami, rzadko kiedy bramkarzami. Niespotykane jest, że chłopak chce zostać sędzią, a jego wzorem jest np. Pierluigi Colina. Jednak Dariusz Kosiński podkreśla, że praca sędziowska fascynowała go od zawsze. Na początku, jako najmłodszy z zawodników, rzadko brał udział w grze. Siedział na ławce i obserwował. Zwracał uwagę nie tylko na samą grę, ale także na pracę sędziego.

Przejście na sędziowanie w piłce nożnej nastąpiło 11 lat temu. Pan Dariusz miał wówczas pracę siedzącą w biurze turystycznym, brakowało mu ruchu. Jego koledzy, którzy byli już w organizacji sędziowskiej, namawiali go na kurs.

Dariusz Kosiński

- W końcu się zdecydowałem i nie żałuję tego, bo do dzisiaj ruszam się, jestem aktywny, a poza tym jest to fajna zabawa i prawdziwa przygoda - śmieje się pan Dariusz i dodaje, że sędziowanie to nie tylko 90 minut biegania po boisku. Czasami jest to wycieczka w ciekawe miejsca, spotyka się wtedy ze swoimi kolegami, poznaje wiele nowych osób.

W 1996 roku pan Dariusz ukończył kurs sędziowski i od tamtego czasu jest w podokręgu Bytom. Podczas kursu odbywały się zajęcia przede wszystkim z teorii, niektóre polegały np. na ocenie spornych sytuacji przedstawianych na specjalnych makietach. Oczywiście każdy kursant musiał także zaliczyć testy sprawnościowe, tzw. test Coopera. Na koniec odbywały się egzaminy, po których można było zacząć karierę sędziowską. Dużym przeżyciem dla każdego jest pierwszy mecz. Pan Dariusz zdradził, że niektórzy świeżo upieczeni sędziowie, potrafią z wrażenia zgubić gwizdek na murawie. Na początku rozpoczynający pracę na stadionie, prowadzony jest przez obserwatora, czyli kolegę o większym doświadczeniu, który po każdym meczu wskazuje błędy, analizuje poszczególne sytuacje, zwłaszcza te trudniejsze.

Na pewno największym zaszczytem dla każdego sędziego jest udział w meczu międzynarodowym, ekstraklasie, nie wspominając o mistrzostwach świata, jednak pan Dariusz podkreśla, że aby zostać sędzią międzynarodowym trzeba rozpocząć karierę znacznie wcześniej niż on.

Podczas zawodów sportowych czasami zdarzają się sytuacje sporne czy brutalne faule, ale również momenty śmieszne. Z jednej strony trzeba być odpornym na niewybredne wyzwiska padające zarówno z widowni, jak i od samych piłkarzy, a z drugiej trzeba odpowiednio reagować na sytuacje nietypowe. Takim przykładem może być zdarzenie, gdy podczas meczu na boisko wyskoczył pies, któremu bardzo nie podobała się praca bramkarza i gonił go po murawie. Innego typu przeżyciem było sędziowanie w meczu pierwszej ligi kobiet. Pan Dariusz przyznaje, że czasami trudno było skupić uwagę na grze.

Na zakończenie warto dodać, że pan Dariusz Kosiński ma także inną pasje - masaże lecznicze i jako wolontariusz pracuje w Szpitalu Powiatowym w Czeladzi na oddziale rehabilitacji.

AGNIESZKA SIKORA

Autorzy: Agnieszka Sikora
Fotografie: Agnieszka Sikora