Wystawa Bogumiły i Jana Pręgowskich - grafika i rysunek

Ktoś, kto nie znał wcześniej twórczości Bogumiły i Jana Pręgowskich, a przybył 12 maja na wernisaż ich wystawy do Galerii Uniwersyteckiej, mógł poczuć się przyjemnie zaskoczony. Powodem tego zaskoczenia jest swoiste wykorzystanie obu technik przez artystów - rysunek prof. Pręgowskiego to właściwie malarstwo, z kolei rysunki tuszem Bogumiły Pręgowskiej do złudzenia

Bogumiła Pręgowska
sugerują graficzne techniki wypukłe. Jednakże to przekraczanie granic przez obojga artystów nie sprowadza się tylko do wychodzenia poza tradycyjne, formalne ograniczenia danej dyscypliny. Dotyczy ono także sfery klasyfikacji tej sztuki w obrębie trendu, kierunku, który reprezentuje.

Co to w praktyce oznacza? Wystarczy spojrzeć na rysunki Jana Pręgowskiego. Wykonane są one zwykłymi kredkami szkolnymi, w stonowanym, wysmakowanym kolorycie, gdzieniegdzie dochodzi ołówkowy grafit i kolaż w postaci srebrnej folii czy innej fakturalnie powierzchni. Z pewnej odległości uznalibyśmy je za malarstwo i to nie tylko z powodu zastosowanego koloru, ale także z powodu ich sfery intencjonalnej. Przy pobieżnym oglądzie sytuują się one w nurcie szeroko pojętej abstrakcji geometrycznej. Wynika to z bardzo konsekwentnie przeprowadzonych podziałów płaszczyzny, która jest elementem organizującym całą kompozycję. To właśnie podział płaszczyzny, energicznie kreślone linie, o najczęściej diagonalnym przebiegu, determinują formalny wyraz tych prac.

Geometria zawsze kojarzyła się z porządkiem, poszukiwaniem ładu i to szeroko rozumianego. Taki był

Bogumiła Pręgowska
właśnie język geometrii konstruktywistów rosyjskich. Miał w esencjonalny sposób oddawać istotę bytu. Był areligijny, a jednak do głębi metafizyczny, mimo swej rewolucyjności formalnej. Poszukiwaniem ładu i elementarnej zasady w otaczającym świecie przedmiotów była także geometria kubistów czy Mondriana. Wszystkie te działania wymagały od artystów ograniczenia emocji, oddzielenia sfery subiektywnych doznań od rzeczowej analizy, które apogeum osiągnęło w jakże geometrycznej sztuce minimal artu.

To zaś, co dostrzec możemy w rysunkach Jana Pręgowskiego, wydaje się być z gruntu subiektywne, mimo pozorów analitycznego podejścia do kompozycji. Ono niewątpliwie się pojawia i objawia w konsekwentnych podziałach płaszczyzny, stosowaniu środków formalnych niejako przypisanych do języka geometrii. Jednakże jest to konstatacja pierwsza. Analizując dalej, zauważamy, że ten pozornie beznamiętny podział płaszczyzny wyznacza pewne sfery uprzywilejowane. Formy te wyróżnione są linią, kolorem lub materiałem kolażowym włączonym w obręb dzieła. Kto zna malarstwo artysty, zwłaszcza to wcześniejsze, wie, że występował tam, obok form geometrycznych, abstrakcyjnych, silny element figuracji. Postać ludzka, zredukowana do samego tylko kształtu, nadawała sens interpretacyjny temu malarstwu i lokowała je w obrębie sztuki jednak figuratywnej, o silnym zabarwieniu lirycznym. W rysunkach przedmiotowość znika. Jednak wyodrębnione podziałem płaszczyzny partie kompozycji zdają się być substytutem tej, chciałoby się rzec, utraconej figuracji. Taką rolę pełnią.

Wreszcie kolor. Jego subtelne tonacje chromatyczne nieodparcie przywołują liryczne, subiektywne interpretacje. Jeśli można sformułować definicję tej sztuki, to brzmiałaby ona - liryczna abstrakcja geometryczna. Twórczość Pręgowskiego jest zatem w pewnym sensie badaniem możliwości wyrazowych geometrii, jest polemiką z ustaloną procedurą kompozycyjną tego języka, jest wreszcie próbą połączenia czegoś, co wydaje się być zaklęte w pewien uniwersalizm, z subiektywną i liryczną wypowiedzią.

Z tej samej potrzeby poszerzania granic wypowiedzi, czy nawet polemiki z utrwalonymi przyzwyczajeniami, zdają się wyrastać,

Jan Pręgowski
sugerujące linoryt bądź drzeworyt, rysunki Bogumiły Pręgowskiej. Tematem przewodnim jest tu postać ludzka i twarz, ale i one zostają poddane próbie eksperymentu. Figury, to znane wizerunki średniowiecznych rzeźb, zobaczone jak gdyby w krzywym zwierciadle, śmiało i trafnie zarysowane grubą kreską, sprowadzone do najważniejszych swych desygnatów. Twarze zaś zostają do maksimum zbliżone do widza, przecięte niekonwencjonalnym kadrażem i na skutek tego przestają mieć swoje znaczenie dosłowne. To nie są już łatwo rozpoznawalne fizjonomie. Stają się układem linii, ale linii zaburzonych, gdyż skonfrontowane one zostały z równo pokrywającą wszystko powierzchnią drobnych plamek, kresek lub innych elementów przywołanych tu jako czysto dekoracyjna płaszczyzna. Sprowadzony do tych ekspresyjnych form dekoracyjnych portret teraz może być na nowo odczytany. I objawia nam się już nie jako twarz, ale wnętrze wyrażone przez strukturę twarzy. Można to porównać do zabiegów malarskich Van Gogha, który malując swe autoportrety także poprzez strukturę twarzy wyrażał swe wnętrze.

Ponieważ obydwoje artyści są związani z uczelnią toruńską wypadało by w tym miejscu odnieść ich twórczość do środowiska, które reprezentują. Wydział Artystyczny Uniwersytetu Mikołaja Kopernika w Toruniu w naturalny sposób stał się tuż po wojnie kontynuatorem tradycji Uniwersytetu Wileńskiego, przejmując potencjał ludzki i wypracowany przez wileńskie środowisko model kształcenia artystycznego. Model ów opierał się na respektowaniu pluralizmu, przy jednoczesnym stawianiu wysokiej poprzeczki kompetencjom intelektualnym przyszłym artystom. Na tle ówczesnych polskich uczelni artystycznych taki typ edukowania był z różnych przyczyn odosobniony, choć nawiązywał on do polskiej, oświeceniowej tradycji istnienia szkół artystycznych przy uniwersytetach. Nie można mówić o prostym przeniesieniu tamtej rzeczywistości na współczesne realia, bo byłoby to nadużyciem, jednak uczelnia toruńska jawi się jako otwarta na różnorodne poszukiwania twórcze, ale także jako pielęgnująca pewien model kształcenia, gdzie wciąż istotną role odgrywa nie tyle spektakularny eksperyment, co intelektualne dociekania wpisane w proces tworzenia. I w takich kategoriach można postrzegać sztukę Państwa Pręgowskich.

Autorzy: Aleksandra Giełdoń-Paszek, Foto: Aleksandra Giełdoń-Paszek