Dlaczego roboty nigdy nie będą ludźmi?

Metafora komputerowa jest obecnie najsilniej oddziałującym na wyobraźnię porównaniem człowieka. Wyobrażenie człowieka jako komputera ma w sobie w mniejszym, czy większym stopniu każdy z nas. I faktycznie, jeśli przyjmiemy, że działaniem człowieka nie kierują żadne siły nadprzyrodzone, a tylko prawa i siły przyrody, to musimy uznać, że jesteśmy jedynie skomplikowanym mechanizmem, który funkcjonuje sprawnie w środowisku, automatem wyposażonym w świadomość, rozum, uczucia, ale pozbawionym wolnej woli i całkowitej niezależności zachowania od obecności bodźców. Jeżeli to założymy, to możemy nasze funkcjonowanie opisać na poziomie przyczyn i skutków, a cel staje się przenośnią, służącą opisowi zachowania motywowanego. W takim układzie mała trafność metafory komputerowej wiąże się jedynie ze zbyt wąską definicją komputera. Po prostu człowieka nie da się w 100% porównać do obecnych komputerów, co nie wiąże się z ich mocą obliczeniową.

Zastanówmy się, co właściwie robi nasz komputer? Odpowiedź mogłaby brzmieć: pobiera informacje z otoczenia, koduje na zrozumiały dla siebie język, przechowuje w określonych strukturach, przetwarza te informacje według określonych reguł, dokonuje złożonych operacji, przy użyciu tych informacji, wykonuje pewne zadania według posiadanego programu (jego częściami są właśnie powyższe operacje) i komunikuje o ich przebiegu za pomocą posiadanych przez siebie środków wyrazu. No, i tu zaczyna nam się trochę rozjaśniać, bo te pojęcia i zjawiska są jakby żywcem wyjęte ze słownika psychologii poznawczej i doskonale opisują funkcjonowanie człowieka. Mogłoby się więc wydawać, że jeśli robota, który wygląda jak my, wyposażymy w komputer o odpowiednim programie, to nie będzie się on niczym od nas różnił. I rzeczywiście, wiele z konstruowanych obecnie robotów zaskakuje spektakularnością swoich spontanicznych zachowań. Twórcy takich filmów jak "Matrix" czy "Terminator", pisarze s-f, a nawet naukowcy z dziedziny cybernetyki straszą nas apokaliptycznymi wizjami świata opanowanego przez roboty sprawniejsze od nas pod każdym względem. Można więc sądzić, że roboty są w stanie zrobić wszystko to, do czego zdolni są ludzie, a nawet więcej. A jednak tego nie robią. I nic nie wskazuje na to, że tak się stanie w przyszłości. Dlaczego? Odpowiedź wydaje się prosta. Maszyny nie są wcale budowane na kształt i podobieństwo człowieka. Większość ich konstruktorów nie ma takiego celu, a ci, którzy mają, źle zabierają się do jego realizacji. Po prostu żywy organizm działa zupełnie inaczej niż robot oparty na obwodach elektrycznych. Jest kilka fundamentalnych różnic między budową układu biologicznego, a budową układu elektronicznego, które powodują, że idąc w tym kierunku rozwoju, jaki obecnie panuje, technicy nigdy nie stworzą mechanizmu funkcjonującego tak, jak człowiek. Wydaje się, że część z tych powodów może wynikać nawzajem z siebie, ale ja spróbuję przedstawić mój zestaw.

Po pierwsze, integralną częścią ludzkiego działania jest jego motoryka. Myślenie, a zwłaszcza jego rozwój, jest nierozerwalnie związane z działaniem w przestrzeni fizycznej. A obecnym robotom bardzo daleko do sprawności motorycznej człowieka. Chodzi mi tu oczywiście nie o sprawność np. na taśmie produkcyjnej, gdzie robot potrafi bez końca i z ogromną szybkością powtarzać określoną sekwencję ruchów, lecz o sprawność w środowisku takim, jak ludzkie - zmiennym, różnorodnym i nieprzewidywalnym. Niełatwo jest odpowiedzieć na pytanie, na czym polegają problemy ze skonstruowaniem aparatu ruchowego robota, ale są ogromne i bardzo trudno będzie je przeskoczyć. Ten aspekt sprawy nie jest jednak najistotniejszy.

Drugi z powodów, które mogą być odpowiedzią na pytanie zadane w temacie, to fakt, że żaden układ elektroniczny nie jest w stanie przetwarzać takich ilości informacji, jak układ biologiczny. Niektórzy, widząc te słowa, mogą się zdziwić i natychmiast stwierdzić, że to nieprawda, że Internet jest takim układem. Spotkałem się z takim stwierdzeniem, ale uważam go za odrobinę naciągany. Każdy, kto korzysta z Internetu, wie, jak w praktyce wygląda realizacja idei globalnego przetwarzania informacji. Ciągłe zastoje, problemy z kompatybilnością programów, wyszukiwaniem danych i dostępem do nich. Komputery połączone w sieć nigdy nie będą w stanie przetwarzać informacji tak, jak jeden. Obliczenia i inne procesy, jakie zachodzą w pojedynczym komputerze, są innym dostępne w bardzo niewielkim stopniu. Udostępniają one sobie nawzajem dane mocno przetworzone, jak ludzie podczas rozmowy. Nie mają one bezpośredniego i nieograniczonego dostępu do informacji na najniższym poziomie przetwarzania. Tak, jak ludzie nie mają bezpośredniego dostępu do cudzych myśli. Pamięć nie jest wspólna, a możliwości sprzętowe nie sumują się. Mnóstwo jest wąskich gardeł uniemożliwiających integrację.

Jeśli więc chcielibyśmy traktować Internet jak jeden układ, to również jako jeden układ musimy traktować całą ludzkość. Wtedy oczywiste jest chyba, że taki "układ" bije swoją sprawnością Internet na głowę. Może więc poprowadzę swoje rozważania na poziomie pojedynczych jednostek. W jednym z amerykańskich instytutów badawczych usiłuje się napisać program, który mógłby porozmawiać z człowiekiem tak, jak drugi człowiek. Przez pierwszych 16 lat intensywnej pracy wprowadzono do niego 1 mln prostych informacji. Czy to dużo? Niech przykładem będzie ilość wszystkich informacji, jakie program posiadł po tym czasie o słodyczach. Było ich 30. Czy to dużo? Łatwo odpowiedzieć na to pytanie przysłuchując się rozmowie dwóch cukierników. Przez kolejne 10 lat badacze mieli wprowadzić kolejne 10 mln informacji. Czy im się to uda i czy to będzie dużo? Wydaje się to wątpliwe w odniesieniu do obu pytań. Z kolei ilość modalności zmysłowych, w jakie wyposażony jest organizm człowieka jest ogromna. Receptory światła, dźwięku, chemiczne, oddziaływań mechanicznych, pozycji w przestrzeni. Trudno byłoby wyliczać wszystkie rodzaje. A do tego ich zagęszczenie na powierzchni i we wnętrzu każdego organizmu jest przecież ogromne. Razem daje to istną nawałnicę informacji, która musi zostać w jakiś sposób przetworzona i zapamiętana. Nic nie pomogłaby tu ogromna pojemność pamięci komputerów, gdyby dane te trzeba było przetwarzać w stanie surowym. Są one najczęściej, już we wstępnej fazie obróbki redukowane tylko do tych naprawdę istotnych i tylko takie są zapamiętywane. Jedną z podstaw tego procesu wydają się być zjawiska warunkowania na przykład habituacja, czy wygaszanie reakcji. Inną podstawą jest budowa pola spostrzeżeniowego, która promuje rejestrację informacji nowych, kontrastowych, posiadających pewne określone właściwości, a przez to potencjalnie istotnych. Zapamiętywanie ma charakter aktywny. Jest ono oparte fizjologicznie między innymi o efekt długotrwałego wzmocnienia synaptycznego, nabywania (względnie aktywacji) nowych lub odwrotnie, przerywania istniejących połączeń między neuronami. Informacje w ludzkim mózgu przechodzą przez gęste sito, którego swoista logika nie jest nam do końca znana i są bardzo ekonomicznie zapisywane (na ogół jedne częściowo na drugich). Komputera nie potrafimy tak skonstruować i zaprogramować.

Więc nawet, jeżeli wyposażymy robota w gigantyczną ilość różnych receptorów i gigantyczną pamięć, to jedyne, co otrzymamy, to gigantyczny chaos. Trudno bowiem oczekiwać od obwodu elektrycznego, że w trakcie pracy będą mu wyrastać lub urywać się jakieś kabelki czy inne połączenia. Do tego wszystkiego dane w komputerze nie są dostatecznie sprawnie integrowane. W przypadku wyżej przedstawionego programu do konwersacji programiści musieli każdą informację osobno powiązywać z innymi. A w ludzkim umyśle tworzone są reprezentacje poznawcze o ogromnej złożoności. Wszystkie posiadane przez nas informacje łączą się w różny sposób ze sobą, tworząc niewyobrażalnie wprost wielką sieć. Ludzki mózg po prostu tak działa, że spontanicznie łączy wchodzące do niego informacje z tymi, które już ma. Dzieje się tak dzięki skojarzeniom wynikającym ze styczności w czasie, przestrzeni, czy bardzo szeroko pojmowanego podobieństwa. Taka wydaje się być istota ludzkiego zapamiętywania. Komputer tego nie potrafi. Człowiek musi robić to za niego.

Z tym wiąże się powód trzeci - brak plastyczności układów elektronicznych. Układ biologiczny nie tylko płynnie modyfikuje swoją strukturę pod wpływem bodźców z zewnątrz, ale też zwrotnie reaguje na wyniki własnych działań. I to nie tylko dlatego, że jego działanie modyfikuje zewnętrzne środowisko bodźcowe. Żywy organizm płynnie dostosowuje się do zmian sytuacji zachodzących w nim samym. Układy nieożywione nie są do tego zdolne, a jeśli nawet to w bardzo znikomym zakresie. Żywy organizm (akurat UN w najmniejszym zakresie) podlega też i to bez angażowania świadomości, regeneracji, czego nie można powiedzieć o układach mechanicznych. To zmniejsza znacznie ich sprawność działania w środowisku.

Czwarty powód to oderwanie w mechanizmach sztucznych sfery kontroli od sfery napędu. Tak jak w organizmach żywych sfera emocji, potrzeb, popędów jest nierozerwalnie związana ze sferą poznania, tak w układach niebiologicznych połączenie takie, po prosu nie istnieje. Współczesnym robotom jest całkowicie obojętne, że istnieją. Wyklucza to możliwość istnienia u robotów prawdziwej świadomości, uczuć, twórczości, poczucia sprawstwa, motywacji, które współdecydują o sposobie i efektywności ludzkiego działania. Komputery nie są układami dynamicznymi w takim znaczeniu jak ludzie. Brak im empatii i agresji, fundamentalnych elementów człowieczeństwa.

Piąty powód niemożliwości upodobnienia się dzisiejszych komputerów do człowieka, wynika już ściśle z różnic w sposobie przetwarzania danych na najniższym poziomie elementarnych przekształceń. I on jest według mnie istotą różnicy pomiędzy maszyną zwaną człowiekiem, a maszyną zwaną komputerem. Po prostu w układach elektronicznych mamy do czynienia z całkowicie odmienną ideą przetwarzania informacji. To prawda, że reakcja aksonu na bodźce jest zgodna z zasadą "wszystko, albo nic". Z pozoru podobnie ma się sprawa w komputerowych obwodach elektronicznych. Prąd może tylko płynąć, albo właśnie mieć przerwę. Okładki kondensatora mogą być naładowane, albo nie. Ale to nie ma nic wspólnego z cyfrowym przetwarzaniem informacji. Takie wyładowanie lub jego brak nie jest bitem - nie niesie sam w sobie żadnej informacji. Informacja jest kodowana w postaci rozkładu przestrzenno-czasowego pobudzeń nerwowych i częstotliwości depolaryzacji włókna. Zmienne te mogą przyjmować każdą wartość z ograniczającego je przedziału (np. 100Hz, 100,01 ale też 100,009Hz). To nie jest kod dyskretny. A poza tym zmielinizowane wypustki nerwowe to jeszcze nie cały układ nerwowy. Są jeszcze nagie dendryty, nagie ciała neuronów i nagie zakończenia synaptyczne. Tam depolaryzacja nie zachodzi zgodnie z zasadą "wszystko, albo nic". A przecież cała kora mózgowa jest zbudowana z takiej właśnie istoty szarej. Przetwarzanie danych ma w UN charakter analogowy. Ciało neuronu i jego dendryty mogą zostać pobudzone lub zahamowane (różne neurotransmitery na różnych synapsach), w różnym stopniu, przez tysiące synaps, pochodzących z setek niezależnych neuronów. Pobudzenia te ulegają ilościowemu sumowaniu, na którego wynik ma również wpływ odległość synapsy od początku aksonu. A każde z tych cząstkowych pobudzeń utrzymuje się w czasie ze zmiennym natężeniem (zwrotny wychwyt, degradacja przekaźnika). Razem daje to dopiero odpowiedź aksonu, a biorąc pod uwagę jeszcze zmiany pobudliwości w kolbkach synaptycznych dostajemy tak skomplikowany, analogowy sposób przetwarzania informacji, że układy elektroniczne nie mogą się z nim równać. Bowiem kwantowość pobudzenia w sieciach nerwowych narzucana jest niemalże tylko przez molekularną budowę materii. A do tego w układach elektronicznych odpada jeszcze sumowanie się reakcji w czasie. Każdy mediator ma swój okres rozkładu i czas przebywania w szczelinie synaptycznej zależne od wielu czynników. Wiele pobudzeń nakłada się na siebie z różną siłą zależnie od wzajemnego usytuowania w czasie, a to dodatkowo zwiększa ilość możliwych reakcji. Ponadto przetwarzanie informacji w UN ma charakter rozproszony - równoległy. Rożne jego części pobudzane są w tym samym czasie i dokonują jednoczesnych przekształceń równolegle, tworząc moduły i inne subsystemy funkcjonalne. Komputer natomiast dokonuje przekształceń sekwencyjnie. Tylko najnowsze układy dysponując kilkoma procesorami potrafią przetwarzać kilka informacji jednocześnie. Widać więc chyba wyraźnie, że sposoby przetwarzania informacji w obecnych typach komputerów i w ludzkim układzie nerwowym, dzieli prawdziwa przepaść. To jest poważna jakościowa różnica.

Może jednak za kilkaset albo kilka tysięcy lat technologia posunie się naprzód tak bardzo, że ludzie będą mogli konstruować maszyny działające tak, jak oni sami. Stworzą maszynę identyczną z człowiekiem. Tylko po co? Przecież ludzie rodzą się sami. Szybko, sprawnie, w dużych ilościach i do tego za darmo. Proces ich przystosowania się do życia dzieje się w zasadzie mimochodem. Metody edukacji są już wymyślone i sprawdzone. Ale ludzie mają jedną słabość w stosunku do maszyn. Popełniają błędy. Maszyny natomiast są niesamowicie szybkie, precyzyjne, bezbłędne (oczywiście pod warunkiem, że program jest poprawnie napisany i prawidłowo wykorzystywany) i niemal niezawodne. Chcielibyśmy, aby do tego były one tak twórcze, jak my. Żeby potrafiły nas zastąpić. Zupełnie nie wiem, z czego to wynika. Może z lenistwa, ale nie sądzę. Chyba raczej z naszych kompleksów. Ciąży nam nasza zawodność i omylność. Kultura narzuca nam wszystkim jakieś standardy doskonałości. Cywilizacja chce z nas jak najwięcej wycisnąć. A my nigdy nie będziemy tak niesamowicie szybcy, precyzyjni i niezawodni jak maszyny, więc może chcemy to sobie skompensować, tworząc coś, co nas przewyższy pod tym względem. Tylko o jednym zapominamy. Że źródło naszej siły leży w tej naszej słabości. Rodzimy się w bólach i przez całe życie uczymy się żyć. Cały czas metodą prób i błędów. Popełniamy ich niezliczone ilości zanim osiągamy przyzwoity poziom i popełniamy je dalej dążąc do perfekcji. Na tym opierają się wszystkie prawa rozwojowe i prawa uczenia się. Jesteśmy tacy wielcy i mądrzy, dzięki temu, że możemy czasem zrobić coś małego i głupiego. A maszyny budujemy tak, aby nie popełniały błędów. Tak, że nie mają do tego prawa. Bez jednoznacznych danych lub poleceń nie potrafią sprawnie funkcjonować. Nie mogą sobie pozwolić na przypadkowość i spontaniczność wraz z ich konsekwencjami. Bo tak każe im jakiś program. Bo coś musi im kazać. Ale najlepszy nawet program do produkowania przystosowawczych zachowań nie zastąpi czterech miliardów lat ewolucji. Jesteśmy efektem i zarazem produktem zbiegu okoliczności, którego już nigdy nie będzie dało się powtórzyć. I dlatego maszyny nigdy nam nie dorównają. Nawet pomimo tego, że to My je tworzymy.

PAWEŁ PRZYBYLSKI
autor jest studentem II roku psychologii na Wydziale Pedagogiki i Psychologii UŚ