GNIEW LUDZI Z PÓŁNOCY

Pewnego dnia, stojąc nad brzegiem oceanu, Karol Wielki patrzył bezsilnie, jak statki Wikingów płynęły w szyku, niby czarne ptaki na horyzoncie... Kronikarz zapisał, że monarcha płakał. Być może też kazał zbudować flotę. Ale jakie łodzie ówczesnego kontynentu europejskiego mogły zmierzyć się z tymi, które miały zwalczać?

Już po pierwszym najeździe Wikingów na Anglię, naoczny świadek pisał do władcy: "Któż mógł przypuszczać, że taka wyprawa jest możliwa". A przecież chodziło tylko o przeprawę przez Morze Północne, zwykłą wycieczkę dla "królów fiordu" jakimi byli Wikingowie...

Pliniusz Starszy wspomina o Scandii na północ od kontynentu; łacińskie określenie przekształciło się w Skandynawię. Mieszkali tam ludzie jasnowłosi i rośli, rolnicy i drwale i hodowcy. Hartowały ich surowe zimy, nie straszne im były sztormy. Ich fantazja i płodność ich kobiet były bodźcem do pirackich wypraw przez ocean. Już od VI wieku podejmowali wyprawy rozpoznawcze. Potem osiedlali się tam, gdzie udało im się dotrzeć. Ich forty rozrastały się w miasta, Kijów stał się kolebką pierwszego państwa rosyjskiego.

Wychowywali młodzież w żelaznej dyscyplinie. Ich zwyczajowe prawo było okrutne i bezwzględne. Podpalacz ginął na stosie. Ojcobójcę wieszano za nogi razem z żywym wilkiem. Odwaga była cnotą. "Burza wspomaga naszych wioślarzy, huragan nam służy i wiedzie nas tam, gdzie chcielibyśmy się dostać" notują kroniki.

Tak kończyli czasem morscy rozbójnicy...
Tak kończyli czasem morscy rozbójnicy...

A dokąd chcieli się udać? Tam, gdzie ludzie zgromadzili jakieś dobra, a nie potrafili ich strzec i bronić.

Wikingowie umieli to, co powinni byli umieć. Ich najazdy były niemal zawsze zaskoczeniem. Nie były im obce wszystkie fortele. Pisze historyk Andrieu - Guitrancourt: "Wiking maskuje swe statki zielonymi liśćmi, czy wręcz całymi konarami drzew. Tarcze i zbroje pokrywa błotem. Nie cofa się przed przebraniem się za mnicha, czy nawet za kobietę, udaje chrześcijanina, aby tylko uzyskać wstęp za mury miasta które chce zdobyć".

Jego najgroźniejszą bronią jest strach, który wzbudza. Saga opowiada nam o pewnym Islandczyku, przeżywanym złośliwie "dzieciolubem", jako, że odmawiał nadziewania dzieci na swój oszczep jak to było w zwyczaju innych uczestników zbójeckich wypraw.

Zachował się opis zdobycia przez Wikingów miasta Luna we Włoszech, które już nigdy nie podniosło się po najeździe.

Statek Wikingów na pełnym morzu
Statek Wikingów na pełnym morzu

Wikingowie zjawili się w pobliżu w czasie świąt Bożego Narodzenia. Było to dawne osiedle Etrusków, otoczone murami, które szef Wikingów, Hastings, uznał za wzbudzające respekt. Wysłał więc parlamentariuszy, aby poinformowali biskupa, że on, Hastings, ma już dość swego wędrownego bytowania. Chciałby osiąść na stałe, a to pogodzony z Bogiem... Czy mógłby więc prosić o chrzest? Biskup zgodził się na spełnienie tej prośby skruszonego przybysza, ochrzcił Hastingsa, ale za murami miasta... W niedługim czasie, z obozowiska Wikingów dobiegł głośny płacz i jęki! Hastings umiera! Znowu pojawiają się jego wysłannicy: konający, aby uzyskać odpuszczenie swych grzechów, zgadza się na przekazanie miastu wszystkich skarbów, jakie znajdują się na pokładzie jego d r a k k a r s jeżeli tylko przyzna mu się przywilej spoczywania na poświęconej ziemi. Mieszkańcy Luny zgadzają się na przyjęcie skarbów i zwłok wodza. Kondukt żałobny Wikingów dostojnym krokiem zmierza do katedry, gdzie przy śpiewie chórów kościelnych stawia na katafalku ciało swego przywódcy. Ten nagle wraca do życia, zabija mieczem biskupa, a "żałobnicy" mordują, palą, rabują mienie kościelne i plądrują domy mieszczan, by następnie wycofać się na swe statki, pędząc przed sobą młodzieńców zdatnych do ciężkiej pracy i dziewczęta, za które dostaną sowitą zapłatę na targach niewolników...

Trudno się dziwić, że starofrancuskie modlitwy kończyły się błaganiem "A furore Normanorum, libera nos, Domine", czyli w wolnym przekładzie "przed gniewem ludzi z Północy zbaw nas, Panie!".

W jednym stuleciu Francja przeżyła 47 najazdów Wikingów. Norwegowie kilkukrotnie zaatakowali Irlandię, w roku 839 ich wódz Torgisl mianował się królem Ulsteru. Duńczycy napadli na dwa główne porty imperium Karolingów Duurstede i Quentovic, które też już nigdy nie podźwignęły się z upadku. 24 czerwca 843 roku 67 statków Wikingów rzuca kotwicę koło miasta Nantes we Francji, "ludzie z Północy" wdzierają się do katedry w czasie mszy, zabijają biskupa i księży, katedrę podpalają, a miasto zostaje obrabowane. W 845 roku dostają się Sekwaną do Paryża... Miasto Tours zostaje splądrowane siedem razy...

Ozdobna brosza z Gotlandii
Ozdobna brosza z Gotlandii

Wyprawiają się do Afryki Północnej, przywożąc ludzi "o granatowej skórze", których sprzedają na targach niewolników. Ludzie na kontynencie europejskim, ogarnięci przerażeniem, uważają, że wszelki opór jest bezcelowy. Duchowni skłonni są przypuszczać, że najazdy są karą za grzechy...

Jak to się stało, że przodkowie narodów, które dziś są nam znane ze swego spokojnego bytowania - byli takim postrachem swych współczesnych?

Być może odpowiedź znajdziemy w "Królewskim Zwierciadle" wywodzącym się z XIII wieku podręczniku, opracowanym dla kształcenia książęcej młodzieży: "Ludzie, którzy badają lądy i morza, czynią to pod wpływem trzech czynników. Zamiłowanie do walki i sławy. Żądza wiedzy. Przynęta zysku".

Czy "ludzie z Północy" mają zaistnieć w naszej wyobraźni tylko jako bezlitośni rabusie? Otóż trzeba uznać ich pionierskie wyprawy, które doprowadziły do trwałego zasiedlenia dalekich i słabo znanych rejonów. Z ich szlaków Zachodnich wymienię tu choćby Islandię. Pierwsi byli jednak Irlandczycy. Adamman, opat Iony, opowiada o wyprawie mnicha irlandzkiego imieniem Cormac, który "wypłynął w poszukiwaniu samotności". W IX wieku pustelnicy irlandzcy upodobali sobie tę wyspę mgieł na siedlisko. W "Landnamabok", czyli "Księdze Rozumu" Islandii zanotowano, że około roku 980 w lasach Islandii żyli świętobliwi mężowie, przybyli z Irlandii.

Potem już jednak pojawia się Duńczyk Gardar, z lękiem patrzący na spowitą mgłą wyspę. W 865 roku ląduje tam Naddad, zostawia fascynujący opis wodospadów i gejzerów. Chyba w tym samym roku Norweg Floki Vilgerdharson zwiedza wyspę już bardziej dogłębnie. On też napotyka ludzi "którzy zjawili się, aby zanosić modły w spokoju".

Floki daje wyspie nazwę "ziemia lodu", czyli Island, która jest już nazwą ostateczną. Inny Norweg Ingolf Arnarson lokuje się na stałe nieopodal miejsca, gdzie teraz znajduje się Reykjavik, czyli stolica wyspy. W pół wieku osiedla się na wyspie 30 tysięcy imigrantów. Przybysze to szlachta, około czterysta osób, ich dworzanie i niewolnicy, przeważnie pochodzenia irlandzkiego.

Z dala od skandynawskiej ojczyzny, powstaje nowe społeczeństwo. Nie ma króla, ale są lokalni wodzowie, czyli g o d h i , będący równocześnie kapłanami i władcami. Raz w roku, gdy ciepłe promienie zaczynają topić lody, a wody w rzekach przybierają wolni osadnicy zbierają się, aby omawiać bieżące sprawy wyspy. Obyczaje są barbarzyńskie. Zrzuca się niewolników z wysoka w nurty wodospadów, aby zabawić tłumy przybyłe z różnych stron wyspy.

Dopiero w końcu X wieku misjonarze odważają się na przybycie na wyspę. Muszą jednak szukać kompromisu z pogańskimi tradycjami. Powstaje przedziwna religia, kiedy bożkowi Thor oddaje się hołd w kościołach chrześcijańskich.

Tak to mijały lata, mijała pasja odkrywcza i zbójecka Wikingów. Zostały po nich sagi, opowiadające o ludziach, którzy dawno już odeszli. Zostały wykopaliska, ich łodzie, które dały im kilka wieków przewagi nad resztą Europy. Nie tylko w sprzęcie, ale i umiejętnościach nawigacyjnych tych "ludzi z Północy".