Radosny sport czyli bliżej de Coubertina

Wielu twierdziło, że Zakopane nie da rady, że dystans dzielący nas od świetnie wyposażonych innych stacji narciarskich jest zbyt wielki, że jeszcze za wcześnie...

Po Uniwersjadzie nikt z nich nie mógł do znać dzikiej rozkoszy czarnego proroka. Zdaliście egzamin na piątkę - mówił przewodniczący FIS Primo Nebiolo - Zakopane wypadło zdecydowanie lepiej niż japońska Morioka organizująca w tym samym czasie mistrzostwa świata alpejczyków".

Kiedy na dzień przed rozpoczęciem imprezy wspaniale przygotowane obiekty nie budziły zastrzeżeń, problemem stał się topniejący śnieg. Martwili się o to także uczestniczący w konferencji prasowej dziennikarze. Okazało się, że nawet zmiana pogody leży w zasięgu możliwości pana Nebiolo. "Jak państwo wiedzą jestem Włochem, mieszkam w Rzymie powiedział - zadzwoniłem do papieża z prośba, żeby sypnęło śniegiem, uważam sprawę za załatwiona". Niejedna szczęka opadła (w tym niżej podpisanego) kiedy tuż przed oficjalnym otwarciem Uniwersjady nad Zakopane nadciągnęły ciemne chmury i sypiący śnieg stał się scenerią uroczystego otwarcia.

Niezbyt mroźna aura sprzyjała długim przygotowaniom plenerowego widowiska. Mieszkałem niedaleko wielkiej Krokwi i chcąc nie chcąc słyszałem próby przeciągające się nawet do 1.00 w nocy. Godna podziwu była cierpliwość reżysera spektaklu, Krzysztofa Jasińskiego z Teatru Stu, który wyznał, iż się tego dzieła podjął z dwóch powodów: "bo jest to coś co mogę dać od siebie góralom i dlatego, że będę mógł pracować z góralami". Właśnie oni byli aktorami widowiska składającego się z trzech części: "Witojcie w Zakopanem", "Jak Janosik tańcował z cesarzową" i "Jak święci górale szli do nieba". Niezwykłe wrażenie robił dostojny zjazd Janosika (4-metrowej kukły) z Wielkiej Krokwi i spotkanie z cesarzową. Wszystko okraszone wspaniałymi światłami i rewelacyjną muzyką Janusza Grzywacza, który na podstawie swoich uniwersjadowych motywów mógłby napisać musical. No i oczywiście efekty pirotechniczne, jakich pod Tatrami jeszcze nie widziano. Zdecydowanie popsuło mi humor oglądanie zapisu telewizyjnej transmisji widowiska. Wstyd! 11 kamer nie potrafiło pokazać tego, co w danym momencie jest najważniejsze na niewielkim przecież stadionie pod Wielką Krokwią, mimo wcześniejszego filmowania na próbie generalnej. W efekcie telewidzowie z Polski i za pośrednictwem 60 stacji całego świata mieli wrażenie takiej właśnie próby. Będzie miała co wspominać 50tysięczna publiczność, której później nie brakowała nawet w czasie zawodów mało widowiskowych dyscyplin.

Pierwsze emocje związane z udziałem polskich studentów - sportowców czekały już następnego dnia w konkursie skoków na Średniej Skoczni. Bartka Gąsienicę-Sieczkę typowała do medalu tylko grupa jego fanów przyjaciół i rodziny z Kościeliska, którzy przybyli z wielkim transparentem: "Jako orze! nad Tatrami lata Sieczka ponad nami". Po treningach nie brakowało opinii, że Japończycy mogą zgarnąć wszystkie medale. Studiujący na katowickim AWF-ie Bartłomiej wcisnął się pomiędzy japońską koalicję medalową i dobrymi skokami uzyskał 2 pozycję. Następne polskie srebro było we wtorek, choć tu apetyty były znacznie większe. Stanisławowi Ustupskiemu w biegu pod Reglami, do złota zabrakło 15 sekund. Następny dzień przyniósł mu kolejny medal, tym ,razem w drużynowym konkursie skoków na Średniej Krokwi. Do ostatniej chwili nie było wiadomym, czy wystartuje polska drużyna - wskutek kontuzji Marka Tucznio brakowało czwartego zawodnika. "Nie mogłem zawieść kolegów - powiedział 23-letni katowicki "awuefista" - Choć przy każdym mocniejszym ruchu czułem ból w kontuzjowanym barku, postanowiłem wystartować. Skacząc w próbnej serii miał twarz wykrzywioną bólem. W szatni zaaplikowano mu jeszcze zastrzyk. Dzięki udanym skokom Marek Tucznio zdobył wraz z kolegami (Ustupski, Gąsienica-Sieczka i Całka) brązowy medal. Dla wielu jego występ był bohaterstwem, dla innych ryzykowaniem zdrowiem młodego człowieka jest po prostu głupotą.

Dwukrotnie bliska medalu była Agata Suszka z "Dynamitu" Chorzów. "To strzelanie śnić mi się będzie po nocach"- powiedziała po biegu na 7,5 km, kiedy osiągnęła znakomity czas, lecz w pozycji stojącej trzykrotnie spudłowała. Wcześniej nie powiodło się jej także w czasie sztafety 3 x 7,5 km. Udało się dopiero za trzecim razem - srebro w biegu na 15 km. "Jest to mój największy sukces w dotychczasowej karierze"- wyznała pochodząca z Istebnej Agata, która już drugi rok ma kłopoty z przebrnięciem I semestru, bowiem rektor katowickiej AWF nie chciał się zgodzić na indywidualny tok studiów, ponoć nawet dziwił się, że w ubiegłym roku była na olimpiadzie...

Poczet polskich medalistów studenckiej olimpiady zamyka Andrzej Piotrowski. Do jego brązu w biegu na 30 km przyczynił się... ks. Tadeusz Łotowski. Andrzej pochodzi z Supraśla w województwie białostockim, gdzie warunki do narciarstwa biegowego raczej mierne. Przeniósł się więc do Zakopanego, tu mieszka na farze w Olczy, właśnie u ks. Łotowskiego a studiuje w Krakowie.

Trzy srebrne i dwa brązowe uplasowały nas na 16 pozycji klasyfikacji medalowej. Na miejscu pierwszym - rzecz jasna Japończycy 16 złotych, 8 srebrnych i 4 brązowe!, którzy byli ponoć najbardziej pracowitymi uczestnikami Uniwersjady. Bardziej luźni byli Amerykanie, którzy przyjechali z mapami i przewodnikami, od razu pytając o najszybsze połączenie do Krakowa i Oświęcimia. Sportowcy zza Atlantyku byli też częstymi gośćmi uniwersjadowych dyskotek, a zwłaszcza uniwersjadowego klubu "Hyrny". Najtłoczniej było tam podczas wyborów Miss Uniwersjady, którą została słodka alpejka z Korei Kim Na Mi.

Niektórzy twierdzą, że Uniwersjada to impreza bardziej towarzyska niż sportowa. Rzeczywiście, nie czuło się tu tak wyraźnie komercyjnej machiny otaczającej wielki sport, nie słychać było o żadnej aferze z dopingiem. Wszędzie zaś wyczuwało się atmosferę święta i radość ze spotkania. Czy czasem taki radosny sport nie jest bliższy idei barona de Coubertin?

Cieszy fakt, że właśnie Zakopane doświadczyło takiej atmosfery. Oprócz wspomnień pozostało oczywiście sporo gotówki, choć "ceprów z dutkami" było znacznie mniej niż przewidywano. Pozostała także nowa centrala telefoniczna i ciekawy budynek banku PKO. Najważniejsze jest jednak to, że zimowa stolica Polski wyzbyła się kompleksów peryferii i mogła choć na kilka dni stać się zimową stolicą świata, przynajmniej tego studenckiego. Przypominając się światu Zakopane dobrze zdało egzamin z gościnności i organizacji. "W wielu wypadkach były to zadania pionierskie" stwierdził dyrektor Biura Organizacyjnego Adam Bachleda-Curuś - "Oparliśmy się zwłaszcza na młodych i stworzyliśmy grupy ludzi, na których będzie się można oprzeć w przyszłości".

"Powinniście pójść za ciosem - powiedział przewodniczący FIS - Zakopane mogłoby się starać o organizację zimowych igrzysk olimpijskich po 2000 roku".

Na razie myśli się poważnie o organizowaniu mistrzostw świata (np. w biathlonie) a co do "prawdziwej" olimpiady, to zdaniem niektórych powinniśmy się w tej sprawie dogadać ze Słowakami, którzy także o tym myślą. W ubiegłym roku Francuzi udowodnili, że nie tylko jedna miejscowość ale cały region może sprawnie zorganizować igrzyska.

Na zakopiańską olimpiadę dzisiejsi studenci być może przyjadą jako trenerzy...