"SZAJBUS"

foto: P. Bławicki

Co robi student w wolnym czasie? Pije (często spotykana odpowiedź), czyta (rzadziej spotykana odpowiedź), uczy się (najrzadziej spotykana odpowiedź). Statystycznie rzecz ujmując - raz na sto trafia się jednak student posiadający ciekawe hobby, czyli tzw. "szajbus".

Swego czasu kolega opowiedział mi o kumplu, który robi żołnierzyki.
Spragniona nowinek pognałam w te pędy na "siódemkę", do pokoju, w którym miał mieszkać ów ciekawy osobnik. To był strzał w dziesiątkę. Owszem, mieszkał i oprócz żołnierzyków robił czołgi, domki, a wszystko w skali 1 : 72. Piotr, student trzeciego roku Akademii Ekonomicznej - kierunek zarządzanie, zgodził się opowiedzieć o swojej pasjii. Po zapoznaniu się, usiedliśmy wygodnie, on ściągnął z szafy pudło pełne równo stojących figurek i zaczął opowiadać.

- Zajmuję się mikromodelarstwem wojskowym - jest to związane z tworzeniem i malowaniem figurek i modeli w skali 1 : 72. Jak to robię? Najpierw figurkę odlewam z plastyku, później przycinam nadlewy żyletką. Aby farbka nie odpadła od żołnierza, smaruję go podkładem i przyklejam "wikolem" do stabilnej podstawki. Jeszcze raz oblewam "wikolem", posypuję wiórkami drewnianymi, a potem maluję już kolorami - od ogółu, do szczegółu - detale tego typu jak np. oczy, usta. Wertuję książki, żeby zobaczyć oryginalne barwy umundurowania. "Produkcja" żołnierzyka trwa około 10 godzin, jest to żmudne, ale nie nudne. Przynajmniej dla mnie.

Oglądam te figurki. Wielkością odpowiadają połowie najmniejszego palca u dłoni. Ich stroje, uzbrojenie pochodzą z różnych epok historycznych. Najciekawsza wydała mi się husaria. Piotr widząc moje zainteresowanie, opisał mi poszczególne elementy uzbrojenia.

- Husaria to ciężkozbrojna jazda, ubrana w półzbroje ze skrzydłami. W czasie ataku wydawały one potworny szum, płosząc w ten sposób konie nieprzyjaciela. Na głowach żołnierze mieli szyszaki - rodzaj hełmu bojowego. Husarz oprócz tego był uzbrojony w: kopię (broń drzewcowa, długości około trzy i pół metra z grotem i proporcem), broń białą sieczną, w późniejszym czasie wyposażono go także w krótką broń palną.

Zarówno konie jak i jeźdźcy są starannie dopracowani; sierść końska lśniła w blasku słońca, na siodłach widoczne były misterne wzorki. Pióra przy zbroi i szyszakach sterczały tak dumnie, jakby zapomniały, że zrobione są z papieru toaletowego. Wzięłam do ręki żołnierzyka (z innej już epoki historycznej), w czerwonym mundurze, z szablą i karabinem. Niestety, model ten okazał się bardzo delikatny. Przez nieuwagę utrąciłam bagnet. Na szczęście mój rozmówca był wyrozumiały i ostrożnie odstawił żołnierzyka na półkę. Zapytany o to, skąd wzięła się w nim ta pasja, odrzekł:

- Zaczęło się od pierwszej paczki żołnierzyków, którą dostałem w szóstej klasie szkoły podstawowej. Bardzo lubiłem się nimi bawić. Później kolega zaprowadził mnie do klubu mikromodelarskiego i tam rozwinęła się moja pasja. Tego typu klubów w Polsce jest raczej niewiele, za to działają prężnie. Co jakiś czas organizowane są przez mikromodelarzy wystawy krajowe. Na ostatniej razem z przyjaciółmi z klubu zajęliśmy pierwsze miejsce.

Piotr zna się na tym co robi i umie swoja pasją zainteresować. Chce się nie tylko patrzeć na modele, ale także dowiedzieć się z jakiej epoki pochodzą, co jest charakterystycznego w ich mundurach, uzbrojeniu. To co zrobi, znajduje konkretne zastosowanie.

- Jak już mówiłem, bardzo lubię bawić się żołnierzykami. Teraz te zabawy są bardzo wyrafinowane. Wraz z kolegami organizujemy sobie bitwy. Na czym to polega? Umawiamy się przykładowo na Bitwę "pod Mokrą" (bitwa ta miała miejsce 01. 09. 1939, na polu bitwy spotkały się: Wołyńska Brygada Kawalerii (dow. płk. J. Filipowicz) z niemiecką 4 dyw. pancerną - przyp. autorki). Szperamy w materiałach dotyczących: sprzętu, umundurowania, przebiegu bitwy, topografii terenu. Później robimy wszystkie potrzebne modele, m. in. domki, górki, czołgi. I rozpoczynamy zabawę.

Mogłam obejrzeć sobie zdjęcia z tych "gier wojennych". Tym, co mnie najbardziej zafascynowało, był maleńki czołg, z włazu którego wyglądał żołnierz trzymający w dłoniach lornetkę. Nie zapomniano też o takich szczegółach jak nadpalone domki, stodoły. Zapytany o to, jak długo trwała ta bitwa, Piotr odrzekł:

- Prowadziliśmy ją dwie doby. W końcu jednak morale upadło i zakończyliśmy rzecz remisem.

Jak widać w każdym z nas jest coś z dziecka. Rzadko zdarza się, żeby "duzi chłopcy", opowiadali ze swobodą o swoich "szajbach", które zostały im z dzieciństwa. Piotr otwarcie przyznaje się do swoich zainteresowań, pochodzących z "lat szczenięcych". Student, który w wolnym czasie klasycznie się "zalewa", uważając to za coś wyjątkowego, musi się jeszcze wiele nauczyć, aby dorosnąć.