UNIWERSYTET I DOBRE OBYCZAJE

Czas biegnie szybko - kto dziś pamięta, że jeszcze kilkadziesiąt lat temu mówiąc o dobrych obyczajach można było być posądzonym o krzewienie zgubnych burżuazyjnych obyczajów. Coś w tym było bo faktycznie dobre obyczaje, zwłaszcza w XIX wieku kwitły dzięki silnemu mieszczaństwu, a dla realnego socjalizmu, jak wówczas mówiono, faktycznie mogły być zgubne. "Władza robotników i chłopów" ceniła bezkompromisowego ducha rewolucyjnego a nie dobre obyczaje. Kłopot w tym, że ta sama władza powoływała do życia także uniwersytety( i chwała jej za to). Jeśli powstawały one w miastach nie mających silnych mieszczańskich tradycji poszanowania dobrych obyczajów to niby skąd miały czerpać podstawy dla tych dobrych obyczajów? Były jednak młodymi uniwersytetami i jak to zwykle bywa z młodymi, wiele im wybaczano.

Taki też los spotkał i nasz Uniwersytet. Ale, jako się rzekło, czas biegnie szybko, Uniwersytet Śląski nie jest już młodym uniwersytetem a czasy się zmieniły i coraz częściej oceniani jesteśmy nie tylko za poziom badań czy za poziom dydaktyki ale także za to jakie panują u nas obyczaje. I tutaj widzę problem. Braki w dobrych obyczajach uniwersyteckich mogą bardzo mocno obniżać ocenę naszej uczelni w licznych rankingach czy porównaniach czynionych tak przez środowiska uniwersyteckie jak i przez dziennikarzy. Mówiąc wprost, może to być przesłanka do degradacji tak uniwersytetu jak i środowiska uniwersyteckiego a w takiej sytuacji sprawa ta nie jest już fanaberią profesorską a problemem dla całej uczelni.

Cóż to takiego - owe uniwersyteckie dobre obyczaje? Czyżby miały być czymś innym niźli dobre obyczaje obowiązujące każdego człowieka? I tak i nie. Oczywiste, że na uniwersytecie, jak i zawsze i wszędzie w życiu trzeba przestrzegać proste normy przyzwoitości. Nie kraść, nie oszukiwać itd. Ale dobre obyczaje, najpierw wytwór dworski, potem charakterystyczna cecha mieszczaństwa, tworzą zespół norm pozwalających na unikanie konfliktów w środowiskach, w których specyficzne napięcia, bez tego "kulturowego kaftana bezpieczeństwa", mogłyby prowadzić do destrukcji. Dlatego właśnie owe dobre obyczaje, z pozoru norma ogólna, w konkretnym swym zastosowaniu posiadają elementy szczegółowe, cenne właśnie dla danego środowiska. Nie idzie tu więc o dobre obyczaje jako wyraz specyficznej etykiety (zresztą etykieta to tylko drobny i zewnętrzny wyraz dobrych obyczajów) a o zespół norm kulturowych powszechnie akceptowanych w danym środowisku i często postrzeganych jako wyróżnik tegoż środowiska. I w tym właśnie sensie można mówić o specyficznych dobrych obyczajach na uniwersytecie. Znajdują w nich wyraz te wartości, które nas samych wyróżniają, czynią z nas środowisko a nie przypadkowy zbiór osób o określonych walorach intelektualnych. Cóż więc nas wyróżnia w tym względzie? Najpierw poszanowanie dla wartości intelektualnej naszej pracy. Winno to znajdować praktyczny wymiar tak w samej pracowitości (i potępieniu zwykłego lenistwa intelektualnego) jak i w dbałości o intelektualną treść naszej pracy dydaktycznej. Przede wszystkim jednak musi się to i to w bezwzględny sposób odbijać w poszanowaniu pracy badawczej i poszanowaniu własności intelektualnej. Gdzie indziej jak w naszym środowisku winny być niezwykle rygorystycznie przestrzegane normy poszanowania autorstwa badań, pomysłów, koncepcji badawczych itd. ? Nieposzanowanie takich norm dobrych obyczajów winno (i tak jest w prawdziwych uniwersytetach) powodować ostracyzm środowiskowy by nie mówić już o konsekwencjach prawnych. Jeśli nie szanujemy tych wartości to trudno mówić o dobrych obyczajach na uniwersytecie. Wyróżnia nas też pewien szczególny układ społeczny; jesteśmy zbiorowością hierarchicznie ustrukturyzowaną według formalnie uznanych kompetencji intelektualnych ale jednocześnie jesteśmy środowiskiem samorządnym (swoistą korporacją intelektualną). Trzeba więc z jednej strony przestrzegać norm płynących z owej hierarchii a z drugiej bezwzględnie szanować postanowienia ciał korporacyjnych (takimi są rady wydziałów i senat).

Jeśli my sami nie będziemy przestrzegać tych reguł to nikt inny za nas tego nie zrobi, bo to są właśnie owe nasze "wyróżniki". Uniwersytet to wspólnota uczonych i studentów. I z tego faktu płyną też swoiste normy dobrych obyczajów. Nie będę tu mówił o zachowaniu studentów, bo koniec końców zależy ono właśnie od naszej postawy. A ta nasza postawa musi być jednocześnie w nowoczesny sposób partnerska i stanowić wyraz naszej misji nauczycielskiej i wychowawczej. To trudne, ale przecież właśnie w ramach uniwersytetu elita intelektualna winna umieć wykonywać trudne zadania. Podałem trzy przykłady owych specyficznych cech dobrych obyczajów uniwersyteckich, jest ich oczywiście o wiele więcej. Idzie mi tu jednak tylko o wskazanie, że choćby te o których wspomniałem wyżej, przy ich zachowaniu, wyróżniają nas jako grupę zawodową. Ale i ich niezachowanie widziane jest z zewnątrz jako nasza wspólna degradacja.

Dobrych obyczajów uczy się poprzez naśladowanie dobrych przykładów. To profesura winna przede wszystkim dostarczać owych dobrych przykładów. I to profesura winna przede wszystkim reagować, gdy inni, zwłaszcza asystenci nie przestrzegają tych dobrych obyczajów; to należy do wychowawczych obowiązków profesury w stosunku do asystentów. Niestety czasem źle pojęta równość i źle pojęta demokracja uniwersytecka powodują, że profesorowie sami nie reagują dostatecznie jednoznacznie na łamanie przez asystentów dobrych obyczajów. A wiadomo, że złe obyczaje rozpowszechniają się szybko. Obserwując nasze środowisko akademickie coraz to napotykam się właśnie na przykłady złych obyczajów. Dotyczy to, o zgrozo, równie dobrze profesury jak i asystentów. Nagminne jest niedotrzymywanie terminów. Nie ma poszanowania dla przyjmowanych zobowiązań, nawet tych które dotyczą pracy badawczej. Uwaga ta nie dotyczy żadnego konkretnego wypadku, bo to się zdarza nagminnie. Podaję ją po to by wskazać na prostą prawdę - jeśli sami się nie szanujemy nie oczekujmy, że inni będą nas szanować. Ale są i zmiany na lepsze. Dużą otuchą napawa mnie fakt, że coraz więcej młodych ludzi (asystentów ale i studentów) stara się doceniać możliwość wzbogacenia swej wiedzy poprzez kontakty z uczonymi z innych ośrodków krajowych i z zagranicy. Jest to wyraz dobrego obyczaju dyskusji uniwersyteckiej. Jeszcze kilka lat temu, gdy przyjechał jakiś profesor z zagranicy i wygłaszał wykład po angielsku czy po francusku, "uniwersytecką publikę" trzeba było ciągnąć wołami na taki wykład. Dziś wystarczy ogłoszenie i sala jest przeważnie pełna. Popularyzuje się więc dobry obyczaj uniwersytecki. Ale to niestety często jaskółki, które jak wiadomo nie czynią wiosny.

Ile kosztuje nas brak dobrych obyczajów?

Wróćmy do początkowego stwierdzenia. Uniwersytet Śląski powstał w warunkach w których trudno było o natychmiastowe przestrzeganie dobrych obyczajów. Ale był Uniwersytetem młodym i w ówczesnych warunkach wiele mu wybaczano. Dziś jest to już Uniwersytet o własnej (choć nadal krótkiej) historii, Uniwersytet dostatecznie duży by na wszystkich płaszczyznach traktować go na serio. W tej sytuacji poprzednia nienajlepsza sława może być przezwyciężona tylko poprzez nadzwyczaj sumienne przestrzeganie owych dobrych obyczajów uniwersyteckich. Nasi konkurenci, a mamy ich wielu, nie omieszkają wytknąć nam zawsze także i takich braków jeśli tylko poprawi to ich pozycję w rywalizacji z nami. Można się na to oburzać, podawać przykłady z innych środowisk, gdzie też czasem nie przestrzega się dobrych obyczajów, ale to nic nie da. Takie są zasady rywalizacji. Wydaje mi się, że właśnie pod tym względem znaleźliśmy się w wyjątkowo niekorzystnej sytuacji - musimy płacić czasem wyższą cenę niż inni po to tylko by nie dać konkurentom pretekstu do ataku. Poszczególne środowiska w uniwersyteckich dyscyplinach są na tyle dobrze zorganizowane, że obieg informacji w skali kraju jest dość łatwy. Pamiętajmy więc, że o wiele łatwiej ludzie opowiadają o niepowodzeniach konkurenta niźli o jego sukcesach. Czy się nam to podoba czy nie. Nasze "potknięcia" i przewiny znajdą się prędzej czy później w obiegu środowiskowym, bo przy okazji jakiejś konferencji, jakiegoś spotkania ktoś komuś o tym opowie. I nikt nie będzie dochodził detali, wszyscy uznają, że to "pasuje" do opinii o Uniwersytecie. W rezultacie cierpieć będziemy wszyscy.

Wydawałoby się, że dobre obyczaje to sprawa czysto kulturowa, bez znaczenia dla efektów pracy Uniwersytetu. A jednak nie, to sprawa ważna, nawet bardzo ważna tak dla uczelni jak i dla środowiska uniwersyteckiego. Sądzę więc, że wśród wielu innych spraw, jakimi zająć się będzie musiał nowy rektor ta właśnie nie powinna znaleźć się na dalekim miejscu.

Autorzy: Jacek Wódz