Rozmowa z prof. dr. hab. Krzysztofem Rostańskim

W CIENIU WIESIOŁKA

Jest Pan Profesor szefem Katedry Botaniki Systematycznej. Czym zajmuje się ta dziedzina wiedzy ?

Kieruję Katedrą Botaniki Systematycznej od roku 1977, czyli już 22 lata.

Botanika systematyczna stawia sobie za cel uporządkowanie całego świata roślinnego, ujęcie go w grupy sobie wzajemnie podporządkowane, uporządkowanie różnorodnych form roślin istniejących aktualnie na kuli ziemskiej, a paleobotanika zajmuje się tymi roślinami, które kiedyś żyły, przed milionami lat, i których szczątki wskazują nam na kierunki ewolucyjnych przemian, jakim podlegały poszczególne grupy roślinne.

Czy trzeba być systematycznym, by pracować jako botanik ?

Raczej tak, wymaga to systematyczności w tym znaczeniu, że wyróżniane przez nas jednostki muszą być bardzo ściśle określone, nie można wyrażać się pojęciami ogólnikowymi, dotyczącymi roślin jak: trawa, las. Trzeba zaraz powiedzieć, jaki to las, jaki to gatunek trawy. W tym specjalizują się ludzie zajmujący się systematyką.

Ale to jest zderzenie sztucznego porządku nadanego przez człowieka z naturą.

To nie jest porządek nadany przez człowieka, to jest porządek istniejący w świecie roślin czy w świecie zwierząt. Jest rzeczą zadziwiającą, że istnieją pewne kierunki rozwojowe, które prowadzą do ukształtowania się form współczesnych.

Jednak to człowiek buduje systematykę?

Tak, oczywiście, człowiek wprowadza pewne kategorie jednostek wzajemnie sobie podporządkowanych, wśród których, z systematycznego punktu widzenia, gatunek jest realnie istniejąca jednostką, posiadającą charakterystyczne cechy, ilościowe i jakościowe. Jednostką, która powstała w czasie i współcześnie charakteryzuje się swoim własnym zasięgiem, zakresem swego występowania na kuli ziemskiej, w Europie, Azji, w wysokich górach, itd.

Od początku swojej edukacji był Pan Profesor zainteresowany biologią ?

Muszę się przyznać, że biologia fascynowała mnie od początku, jeszcze od lat nauki w liceum ogólnokształcącym. Kończyłem kierunek przyrodniczy w Liceum im. A. Mickiewicza w Katowicach; w tej chwili obchodzimy z kolegami 50 - lecie naszej matury.

Kiedy zdecydował się Pan Profesor na wybór kierunku studiów ?

Ja biologię bardzo lubiłem, interesowała mnie znacznie wcześniej. W domu były "klucze" do oznaczania roślin, czasami to i owo sobie zasuszyłem. Chętnie też uczyłem się botaniki. Wybrałem biologię na Uniwersytecie Mikołaja Kopernika w Toruniu.

To daleko od domu...

Czasem przypadek rządzi naszym wyborem. I takim przypadkiem było to, że ja uczyłem się w gimnazjum w Bydgoszczy. Z Bydgoszczy pojechaliśmy kiedyś do Torunia do teatru i z tej wyprawy odniosłem wrażenie, że Toruń należy do najpiękniejszych miast Polski. Te wspaniałe średniowieczne mury, ta czerwona cegła i te strzeliste wieże kościołów, ta panorama Torunia z drugiego brzegu Wisły, to było coś, co mnie urzekło. Kiedy deklarowaliśmy się gdzie chcielibyśmy studiować, to ja oczywiście powiedziałem. : chciałbym studiować w Uniwersytecie Mikołaja Kopernika w Toruniu, nie w Krakowie, nie we Wrocławiu. I nigdy tego kroku nie żałowałem.

Dobrze Pan Profesor wspomina lata studiów?

Bardzo dobrze wspominam czas studiów w Toruniu, aczkolwiek działy się wówczas takie rzeczy, które pozostawiły po sobie także przykre wrażenia czesnego upolitycznienia studiów. Uniwersytet Toruński był uczelnią bardzo młodą, część kadry pochodziła z Uniwersytetu Wileńskiego Stefana Batorego, trochę z Uniwersytetu Jana Kazimierza we Lwowie, inni z Uniwersytetu Jagiellońskiego. Utworzyła się jakaś społeczność uniwersytecka, powiedziałbym nawet jednolita, ale równocześnie organizacje młodzieżowe, które tam wówczas działały za bardzo się interesowały życiem studenckim. Włączały studentów do rozmaitych organizacji młodzieżowych, do czynów społecznych. Ja ze względu na moje przekonania do organizacji młodzieżowej - Związku Młodzieży Polskiej nie wstąpiłem. Powstała wówczas na uczelni organizacja o charakterze związku zawodowego, jakim było Zrzeszenie Studentów Polskich. W ramach ZSP zostałem wybrany starostą roku. "Wisiałem" nawet w gablocie zasłużonych studentów.

Byłem też delegatem do Rady Wydziału. Przeżyliśmy tam różne chwile, ponieważ program nauki był bardzo obszerny, niesprawdzony i po prostu fizycznie nie podołaliśmy zdawaniu tej liczby egzaminów, która była przewidziana na roku. Po drugim roku pojawiła się komisja ministerialna, która część studentów relegowała ze studiów ze względu na niezdanie egzaminów. To są te przykre wspomnienia.

Czy rozczarowały Pana Profesora studia ?

Nie, studia mnie nie rozczarowały. Ja studiami byłem zachwycony, wszystkimi przedmiotami, nawet tymi tak zwanymi społecznymi. One były wykładane interesująco. Bardzo lubiłem na przykład wykłady z pedagogiki czy nauk politycznych.

Kiedy podjął Pan Profesor decyzję o wyborze kariery naukowej ?

Studia skłaniały mnie do tego. Poznawałem różne laboratoria z dziedziny botaniki, zoologii, ekologii. Zainteresowała mnie wtedy właśnie systematyka roślin i Katedra Systematyki Roślin w Uniwersytecie prowadzona przez profesora Jana Walasa pochodzącego z Krakowa. Mieliśmy bardzo ciekawe wycieczki botaniczne w miesiącach kwiecień - maj, zbieraliśmy rośliny do zielników, oznaczaliśmy, poznawaliśmy arcyciekawą kserotermiczną roślinność nad dolną Wisłą. Zawsze w soboty wyjeżdżaliśmy w teren z profesorem, z asystentami. To mnie skłoniło do tego, że pokochałem tę dziedzinę wiedzy.

W jaki sposób został Pan Profesor pracownikiem naukowym ?

Wiesiołek czerwonołodygowy
Skończyłem toruńską Uczelnię, ale w Toruniu nie było wówczas drugiego stopnia studiów. Profesor Walas skierował mnie na studia do Wrocławia, i tam specjalizowałem się w Katedrze Morfologii i Systematyki Roślin u jednego z najwybitniejszych polskich botaników - profesora Stanisława Kulczyńskiego. Byłem pełen podziwu dla profesora, który był wówczas bardzo oddany dydaktyce. Prowadził z nami seminaria bardzo skrupulatnie, przychodził, gdy opracowywaliśmy zebrany materiał do prac magisterskich. Profesor zawsze się interesował naszymi wynikami. To mi bardzo zaimponowało i wciągnęło. Profesor Kulczyński zaproponował mi po magisterium pracę w swojej Katedrze i dzięki temu zacząłem pracować jako asystent. We Wrocławiu obroniłem pracę doktorską na temat taksonomii wiesiołka.

Tego słynnego wiesiołka ?

Tego tak obecnie modnego. Ja się tym zajmowałem od roku 1959. To jest rzecz przypadku w nauce, że coś, co się opracowuje z punktu widzenia teoretycznego, analizuje się cechy, opisuje nowe gatunki i nowe jednostki, a potem okazuje się, że jeden z nich posiada takie ciekawe własności chemiczne, które są wykorzystane dla celów leczniczych. Tak też było z tym wiesiołkiem. Moja przygoda z nim zaczęła się moją pracą doktorską. Starałem się opracować naprzód wiesiołki miasta Wrocławia. To się nie udało, ponieważ gatunki, które tam znalazłem występowały w innych punktach Europy, a musiałem to sprawdzić na podstawie hodowli, które prowadziłem w ogrodzie botanicznym wrocławskim, zidentyfikować je, opisać jako nowe - opisałem np. wiesiołka wrocławskiego. Wtedy poszerzyłem swoje zainteresowania na Europę Środkową i właśnie wiesiołki polskie na tle Europy Środkowej były moją pracą doktorską. Po obronie awansowałem na stanowisko adiunkta, byłem kustoszem ogromnego zielnika uniwersytetu Wrocławskiego. Osiem lat później się habilitowałem.

Prosto z Wrocławia trafił Pan Profesor na Uniwersytet Śląski ?

Moja rodzina od 1947 roku mieszkała na Śląsku, rodzice byli nauczycielami i pracowali w Michałkowicach.

Pracowałem we Wrocławiu, jeździłem na badania zagranicę, zawsze zajmując się tym moim ulubionym wiesiołkiem. Przez przypadek, w roku 1971 przyjechał do mnie profesor Celiński, który organizował w Katowicach Instytut Botaniki. Znaliśmy się wcześniej, opracowywaliśmy razem wiesiołki Pomorza Zachodniego. Potrzebował adiunkta, kusił też perspektywą objęcia Katedry Botaniki Systematycznej. I tak się zjawiłem na Śląsku.

Woli Pan Profesor pracę w laboratorium czy w terenie ?

I jedna i druga jest fascynująca, nie ma też jednej bez drugiej. Botanik musi pracować w terenie, jeżeli tego nie robi, to nie jest botanikiem. W ten sposób pracują ekolodzy, geobotanicy, fitosocjolodzy, naszym przedmiotem badań jest roślina, a ona żyje w określonym środowisku

Czy nasz region jest atrakcyjny dla botanika ?

Oczywiście. Może to nie jest tak specjalnie znane, że na Górnym Śląsku zachowały się takie ostoje roślinności naturalnej, które są objęte ochroną rezerwatową. Istnieje np. wspaniały rezerwat wodno - leśny Łężczak koło Raciborza. To jest miejsce, do którego rok w rok urządzamy wycieczki ze studentami, żeby ich zapoznać z tamtejszą florą. Takich terenów jest więcej.

Moi pracownicy nawet w granicach administracyjnych samych Katowic znaleźli całych szereg ciekawych zbiorowisk, w których występują interesujące gatunki roślin. Katowice są miastem zielonym, mają bardzo dużo ciekawych gatunków. Myśmy opracowali taki przewodnik dendrologiczny po Katowicach - do użytku szkolnego. Poza pasami otaczającymi emitory zanieczyszczeń, roślinność w mieście jest bujna. W miastach, tyko w parkach zachowała się gdzieniegdzie roślinność naturalna, a ta pozostała jest urządzona przez człowieka.

A wiesiołki w Katowicach rosną ?

Wiesiołków w Katowicach jest bardzo dużo, jest to roślina, która bardzo ulubiła sobie nasypy kolejowe i hałdy. I występuje właśnie na takich terenach antropogenicznych. To są rośliny bardzo wytrzymałe, preferują gleby piaszczyste, odłogi. Kiedy zakwitną w końcu czerwca, to jest aż żółto od wiesiołków np. na torach.

Lubi Pan Profesor hodować rośliny ?

Lubię, czasem sobie coś wyhoduję na balkonie, czasami coś sprowadzam, ale żona też ma swojej preferencje.

Jakie cechy musi mieć dobry biolog ?

Muszą być dwie rzeczy: zainteresowanie - zdolność intelektualna i nastawienie emocjonalne. Bez nich trudno być biologiem w sensie botaniki uprawianej w terenie, w kontakcie z roślinami żywymi, które mają swoją historię, rozmieszczenie, są narażone na różne szkody.

Czy może Pan Profesor wyobrazić sobie jakąś formę integracji biologów z pozostałą częścią Uniwersytetu?

Myślę, że taka forma integracji programowej nie jest niemożliwa. Raczej przyrodnicy interesują się humanistyką. Uważam za rzecz bardzo dobrą to, co organizuje obecnie rektor Tadeusz Sławek - koncerty, cykle spotkań z ludźmi kultury czy profesor Józef Śliwiok w ramach Górnośląskiego Towarzystwa Przyjaciół Nuk. To jest droga do integracji pomiędzy specjalizacjami. Każdy z nas przyrodników jest też w pewnej mierze humanistą, bo dawniej nazywano przecież biologię historią naturalną, a więc cień humanistyki trwa nad nami.

Dziękuję za rozmowę.