PLASTUSIOWY PAMIĘTNIK

* "DO ROBOTY INTELIGENCKA CHOŁOTO" (pisownia zgodna z oryginałem). Takiej treści napis od wielu miesięcy zdobi ścianę garażu przy ul. Bankowej, vis-a-vis słynnego rogu, gdzie panienki pomagają "szarej strefie" pozbyć się nawisu inflacyjnego. Fakt, iż napis ten, niczym złowieszcze memento figuruje tam od dłuższego czasu, świadczy jedynie o tym, że nikomu on nie przeszkadza. Studentom nie - bo sami nie wiedzą, czy bardziej obraźliwy jest zwrot "i n t e l i g e n c k a " czy też "c h o ł o t o".

Dla ludzi nauki zaś ...No właśnie. Wyobraźmy sobie profesora, który biega po nocy ze spray`em i odgryza się równie obraźliwym hasłem. Pomijając cały absurd takiej sytuacji, to na skonstruowanie: tezy-antytezy i syntezy profesorskiej odpowiedzi konieczny byłby Chiński Mur a nie ściana garażu. Zacytowana na wstępie myśl zachęcająca "inteligencką c h o ł o t ę" do podjęcia bardziej zdecydowanych wysiłków jest - co smutne - typowa. Proszę zwrócić uwagę: DO ROBOTY, nie: do pracy, ale do roboty, gdyż jedynie robota, najlepiej fizyczna, jest miarą przydatności człowieka. Mimo końca dyktatury proletariatu, ta konstatacja nadal obowiązuje. "Pozycja materialna ludzi pracy naukowej czy umysłowej ustępuje pozycji zawodowego podoficera".(por. KTT, Dziwny kraj, Wiad. Kulturalne 8 X 95). Słaba to pociecha, że jest się autorytetem w swojej dziedzinie wiedzy skoro kierowca ciężarówki stojącej pod kopalnią "Katowice" za przeciętną płacę uniwersytecką nie ryzykowałby włożenia kluczyka do stacyjki. Cóż jednak począć z nędzą prozy życia kiedy myśli szybują wokół wieży z kości słoniowej? Można oczywiście rzucić się na ziemię, wierzgać nogami, tłuc pięściami i wyć: "bądź przeklęty Kołodko". Tak jednak osoby utytułowane nie postępują a przynajmniej nie w godzinach pracy i nie w obecności rodziny. Można machnąć na wszystko ręką.Wyjechać do Bornego Sulinowa albo zapisać się do Legii Cudzoziemskiej co na jedno wychodzi. Można jednak, wbrew pozorom, bardzo łatwo znaleźć antidotum na tego typu frustracje. Wystarczy przypomnieć sobie epokę "pierwszych sekretarzy". No? Któż to zawsze był przyczyną przejściowych trudności w zaopatrzeniu w kiełbasę szynkową i półbuty męskie nr 42? Któż to sypał piasek w tryby historii? Kułacy i burżuje tworzą zbyt silne lobby, ale od czego mamy biurokratę - nieślubne, pokraczne dziecko Administracji i Planu 5-letniego. Obiekt wprost wymarzony do powetowania sobie za wszelkie upokorzenia, które człowiekowi przychodzi znosić.

***

Od pewnego czasu z pewnym zaciekawieniem patrzę jakie to rewolucyjne zmiany szykują się w administrowaniu uczelnią? Przypomina to dziecięcą zabawę kawałkiem plasteliny. Plastelina jak wiadomo bezkształtna bryła o nieokreślonym melanżu barw. Można ją bezpiecznie metodą gróźb i pochlebstw ugniatać w dowolne figury. Daje się swobodnie wałkować na coraz to drobniejsze pasemka. Nawet gdy walnie się w nią pięścią nie wyda żadnego pisku protestu. Idealna zabawa dla tych, którzy nie dorośli do kamienia czy marmuru a mają ambicje na miarę Michała Anioła. Jedyny minus to możliwość pobrudzenia sobie rąk. Dlatego osoby wrażliwe do zabawy powinny zakładać rękawiczki. A zresztą podobno plastelina wychodzi z mody, tak że niedługo nie będzie już tego problemu.

* * *

Onufry Zagłoba twierdził, że "Pan Bóg stworzył Włochów po to, żeby Austriacy mieli kogo bić". Uważam, że właśnie w tym celu istnieje jeszcze administracja uniwersytetu. Idealny poligon dla różnorodnych poronionych koncepcji. Wspaniałe miejsce do szukania rezerw finansowych. Przyczyna wiecznego braku etatów i miejsce rzekomej pracy obywateli drugiej kategorii.

To nieważne, że działa tu Prawo Parkinsona rebours. Niejeden uniwersytecki Katon znajdzie pole do oratorskich popisów na temat likwidowania "przerostów administracyjnych". Jestem zawsze pełen podziwu dla tych, którzy cierpliwie, przenikliwie i ze zgoła prokuratorską surowością szukają oszczędności u innych.

Być może jednak mylę się.Może mamy tu do czynienia z opisanym przez Sienkiewicza zjawiskiem wzajemnego wieszania się dwóch Litwinów, którzy poganiając jeden drugiego nie chcieli swoją opieszałością rozdrażnić bardziej kniazia? Może akurat zjadając własny ogon staramy się przypodobać komuś taką gorliwością?

* * *

Wiara w skuteczność publikacji o charakterze interwencyjnym jest często wiarą naiwną.Podstawowym warunkiem, który taki artykuł musi spełnić jest to, że zostanie przez kogoś przeczytany. Liczyć na to, że będzie jeszcze właściwie zrozumiany wydaje się być chyba optymizmem bez specjalnego pokrycia.