Trening zmysłu obserwacji

Wakacje już za pasem, ale nieubłagana Redakcja (niech Jej Bóg ześle szczęście, zdrowie i wszelką pomyślność) pisze, dzwoni, ponagla. Nie żeby felieton był tak bardzo oczekiwany, ale trzeba myśleć o kolektywie. W tym konkretnym przypadku kolektyw to ilustrator, który od wielu miesięcy dobiera komentarze do moich felietonów. To chyba właściwy czas i miejsce, by z całego serca podziękować panu Januszowi Kożusznikowi, który z wielkim talentem i ogromnym wyczuciem ilustruje moje, nie zawsze ilustrowalne, wynurzenia. Bóg zapłać artyście i Bóg zapłać Redakcji, która dba o poziom niniejszych produkcji i w pewnym momencie zaproponowała ich wzbogacenie celnymi karykaturami, by stały się strawniejsze dla czytelnika. Lub obserwatora. Sam pamiętam (bo taki już stary jestem) ilustrowane komentarze autorstwa Szymona Kobylińskiego, ukazujące się na stronie tytułowej „Polityki”. Zwłaszcza jeden: stoi narciarz na stoku, patrzy w dół i mówi do siebie: „Zjazd jak zjazd, ale ten slalom potem!”. Było to w czasach, gdy historię mierzono zjazdami jedynej partii. Jak z tego widać, Polska była dosyć wesołym barakiem w obozie.

Ostatnio dużo się mówi o sztucznej inteligencji, ja sam już napisałem dwa felietony na ten temat. Mam nadzieję, że wynikało z nich, iż nie jestem zwolennikiem ani zwłaszcza wyznawcą AI. Ostatnio dowiedziałem się kolejnej „rewelacji” na temat tej najnowszej broni masowego rażenia. Otóż opowiadał mi znajomy matematyk, że próbuje opublikować swoje wyniki w pewnym, raczej nieźle punktowanym, czasopiśmie. Po niedługim okresie oczekiwania otrzymuje odpowiedź: „Niestety, Pańska praca nie może być opublikowana, ponieważ system antyplagiatowy odkrył ponad 30% zgodności treści z innymi źródłami, a polityka wydawnicza naszego czasopisma wyklucza publikowanie artykułów o zbieżności ponad 30%”. Mówiąc po ludzku: zerżnąłeś Pan ponad 30% wyników, więc dziękujemy, nie skorzystamy. Znajomy był jednak dociekliwy i poprosił o szczegóły. No i dostał. Okazało się, że bezwzględna maszyna podkreśliła jako plagiat wszelkie symbole matematyczne, takie jak całka, równość czy, o zgrozo, nierówność. A ostrzegałem nieraz przed bezmyślnością systemów antyplagiatowych. Póki jeszcze stosowane są one do wykrycia plagiatów w pracach dyplomowych, to zawsze można poprosić o opinię promotora, który zatwierdza ustalenia algorytmu lub włącza zdrowy rozsądek i zatwierdza pracę, nie zwracając uwagi na pretensje komputera. Ta opowieść uświadomiła mi, że sztuczna inteligencja może być naprawdę groźna, jeśli nie będzie podlegać inteligencji naturalnej. Jak się ta sztuczna rozkręci, to wkrótce sparaliżuje wszelką twórczość: czyż używanie liter albo cyfr nie jest plagiatem? Niniejszy felieton jest w stu procentach „ściągnięty” z alfabetu, i to wielokrotnie.

Dość jednak marudzenia, idą wakacje, więc głowa do góry i nie myślmy już o złośliwości rzeczy martwych. Trzeba z żywymi naprzód iść, po życie sięgać nowe. Naród, mimo trudności, nie traci poczucia humoru. Nie dalej jak parę dni temu kupowałem w piekarni croissanty do śniadania. Croissanty teraz bywają różne: czekoladowe, budyniowe, z kremem. Mnie jednak najbardziej odpowiadają maślane, bez kremów i czekolady. „Poproszę trzy croissanty maślane”, mówię. „Znaczy chce Pan beznadziejne?”. W ten sposób poznałem nowe polskie słowo na określenie croissantów bez nadzienia.

To jest nie do podrobienia przez falsyfikatorów, to po prostu odbudowuje wiarę w człowieka. Gorąco namawiam wszystkich czytelników, którzy akurat nie muszą przygotowywać się do egzaminów albo realizować „projektów badawczych”, żeby udali się na wakacje, siedli pod jakąś lipą albo pochodzili po ulicy, zajrzeli na targowisko, posłuchali, co piszczy w trawie, poczytali napisy na ścianach i murach (jeśli da się je odczytać) i docenili siłę humoru „ludowego”. Tak sobie myślę, że w świecie, który wciąż ma do zaoferowania kolejne strachy, napięcia, pandemie, wojny, przydałoby się trochę dystansu i przymrużenia oka. Ewentualnie polecam rysunki Janusza Kożusznika. Wszystkiego najlepszego, panie Januszu!